Istotą tak zwanej sprawy Gulbinowicza jest chęć poniżenia i zniesławienia Jego Eminencji Księdza Kardynała. Sprawa ta ma dwa wymiary, kościelny i cywilny, których nie należy ani łączyć, ani mieszać.
Ksiądz Henryk Gulbinowicz przyjmując święcenia kapłańskie w pełni poddał się jurysdykcji Kościoła. Kościół podjął w stosunku do Kardynała „decyzje dyscyplinarne”, do jakich miał prawo, szkoda jedynie, że nie zostały podane przyczyny tych sankcji. Rzecz niebagatelna, ponieważ nie dotyczy anonimowego prowincjonalnego duchownego, lecz czołowej postaci życia społeczno-politycznego, jednego z najburzliwszych okresów w dziejach polskiej państwowości. Taki, bez uzasadnienia, negatywny przekaz Kościoła stał się pożywką dla różnej maści pismaków i wojujących jego przeciwników.
Skoro Kościół może to my też – pomyśleli przeciwnicy Kościoła. A wcale nie jest to prawdą. Kościół jako instytucja autonomiczna w stosunku do państwa ma własne prawa. Ksiądz Kardynał, jak każdy inny obywatel podlegał również jurysdykcji świeckiej. Jak każdy inny obywatel miał prawo uczestniczyć w życiu publicznym i wcale się od tego nie uchylał. Był przykładem patrioty, człowieka wrażliwego i współczującego. Świadomego swojej pozycji, autorytetu i możliwości. My świeccy mamy jedynie prawo odniesienia się do tej sfery Jego życia i działalności. A było ono chwalebne i znaczące.
Jego Eminencję Księdza Kardynała Henryka Gulbinowicza miałem przyjemność poznać, gdy szukaliśmy wsparcia dla sprawy pewnej Polki z Kazachstanu. We Wrocławiu studiował jej syn, ale z uwagi na przewlekłą chorobę potrzebował stałej opieki matki. Ona mogłaby otrzymać zgodę na pobyt w Polsce pod warunkiem, że będzie miała pracę, a Urząd Wojewódzki takiej zgody nie chciał wydać. Byt to początek lat dwutysięcznych, warunki zgoła odmienne od tych dzisiejszych.
Postanowiliśmy wystąpić do Urzędu w tej sprawie jako stowarzyszenie Klub Polski Korona, prosząc jednocześnie Metropolitę Wrocławskiego kard. Gulbinowicza o wsparcie. Kardynał nie tylko nas poparł, ale żywo zainteresował się sprawą. Prosił nas o regularne informowanie go o naszych sukcesach lub porażkach. Niestety postawa Urzędu była niewzruszona. Na jednym ze spotkań Kardynał zaproponował następujący fortel. Polecił nam znaleźć firmę, która zatrudni jedną osobę z Urzędu Pracy w zamian za zgodę. Wziąłem to zadania na siebie i zaoferowałem zatrudnienie dwóch inżynierów z „pośredniaka”, z gwarancją pracy na dwa lata.
W odpowiedzi w Urzędzie Wojewódzkim usłyszeliśmy ostrzeżenie, że zgłaszamy propozycje niezgodne z prawem, a do osoby Kardynała Gulbinowicza padł następujący komentarz: „Dziwię się księdzu kardynałowi, że angażuje się w takie sprawy”. Przytoczony przykład był bardzo charakterystyczny dla postawy Księdza Kardynała, z tego był znany, za to był lubiany i szanowany.
Takim pozostanie w pamięci wiernych na długie lata, jestem przekonany, że na zawsze. A jeśli dopuścił się czynów karalnych, to należało za życia postawić mu zarzuty. Dzisiaj nikt nie ma takiego prawa ponieważ Kardynał nie żyje. Przez długie lata pozostaw do dyspozycji wszelkiej maści oskarżycieli.
Powoływanie się dzisiaj na jakieś ubeckie zapiski dotyczące jego osoby jest działalnością moralnie odrażającą. To „etos” ubeka ma być kryterium Jego oceny? Czego one dotyczą? Intymnej sfery człowieka, Jego preferencji seksualnych. Każdy z nas jakieś ma i to jest to każdego z nas prywatną sprawą, której nikt nie ma prawa dotykać. Skoro Pan Bóg stworzył człowieka takimi, jakimi jest, nie może to być grzechem. To czego nie ujawniły służby PRL, zrobiły służy III RP!
Czym jest zarzut kontaktowania się z urzędami ówczesnego państwa, czyli PRL-u? Wielu Polaków takie państwo akceptowało z różnych względów. Kardynał Gulbinowicz miał inną wizję polskiej państwowości, czego dowiódł nie tylko werbalnie. Dzisiejsi jego krytycy, przyjmujący postawę sumienia narodu, nie uczynili nawet ułamka procenta tego, czego dokonał Kardynał Gulbinowicz. Jakim prawem śmią poddawać pod dyskusję to co jest najbardziej szczytna stroną jego życia.
Czyżby znowu ubecy mieli stać się recenzentami, tym razem, godności i patriotyzmu Księdza Kardynała?
Jan Skowera