10,1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Rewolucja nie bierze jeńców – Michał Mońko

26,463FaniLubię

Na żołnierskich wiecach w sierpniu 1920 roku, trzymając nagan nad głową, wołał do żołnierzy idących bić Białopolaków: „Pamiętajcie, rewolucja nie bierze jeńców!” No i nie brali jeńców. Szpinger kazał rozstrzeliwać Białopolaków. Sam też rozstrzeliwał, dając przykład, jak powinien walczyć bolszewik.

Spokojne życie wśród książek w Łodzi zamienił na życie bolszewika z naganem u pasa w Armii Konnej. Ale najpierw był księgarzem w firmie Gebethnera & Wolffa w Warszawie i Łodzi. Praktykował w Drukarni i Księgarni św. Wojciecha w Poznaniu i w firmie F. Licht & S-ka w Paryżu.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

A potem dał się poznać jako aktywny uczestnik rewolucji październikowej, komisarz Konnej Armii Budionnego, odznaczony Orderem Czerwonego Sztandaru za walkę z Polakami, z którymi onegdaj wspólnie pracował i gawędził w kawiarniach. Kazał rozstrzeliwać i sam rozstrzeliwał tych, z którymi pił kawę w łódzkiej „Tivoli”.

Po rewolucji bolszewickiej Stefan Szpinger przebywał w sowieckiej Rosji. Dopiero wiele lat po śmierci Stalina mógł przyjechać do Polski, żeby odwiedzić miejsca swej młodości. To wtedy go poznałem.

Stefan Szpinger – Wikipedia, wolna encyklopedia
Stefan Szpinger

Na spotkaniu z mieszkańcami Żyrardowa w Bibliotece Zakładów Lniarskich opowiadał o swym życiu i walce o szczęście ludowych mas. Z lubością, z łezka w oku, wspominał pracę księgarza w Łodzi, w Poznaniu i pobyt w Paryżu, i smak kawy i likieru w otoczeniu przyjaciół w Łodzi.

Kiedy po praktyce w Paryżu wrócił do Warszawy, dyrektor Józef Wolff zaproponował mu pracę w centrali firmy Gebethner & Wolff. Firma wydawała wówczas na wysokim poziomie książki i pismo „Tygodnik Ilustrowany”. Trafił na złoty okres wydawnictwa.

Zarabiał dużo, żył wygodnie i przyjemnie. Jego noworoczna gratyfikacja, wypłacona w grudniu 1913 roku, była kilkakrotnie wyższa od całorocznych zarobków robotnika w łódzkich zakładach Scheiblera. Szefowie firmy cenili Szpingera i po królewsku go wynagradzali.

– Mało powiedzieć, że mnie cenili – mówił Szpinger, gdy rozmawiałem z nim latem 1968 roku. – Oni mnie rozpieszczali. Chociaż miałem bardzo wysoką pensję, wciąż mi dawali jakieś dodatkowe pieniądze. Opłacali moje praktyki w kraju i za granicą. Raz po raz awansowali.

Miał być szefem nowojorskiej firmy „The Polish Book Imp. Co”. Tymczasem został skierowany do łódzkiej filii Gebethnera i Wolffa. Oczywiście, łączyło się to ze znaczną podwyżką uposażenia.

– Kiedy przybyłem do Łodzi, spotkałem się z serdecznym przyjęciem kierownika filii, Stanisława Miszewskiego. Opodal Piotrkowskiej wynająłem wygodne mieszkanie. Za dwa pokoje i wyżywienie płaciłem 35 rubli miesięcznie, co było znikomą częścią mojego miesięcznego uposażenia.

Zarabiał 250 rubli, nie licząc premii i różnych dodatków. Znajomy robotnik z zakładów włókienniczych Scheiblera dostawał miesięcznie 25-30 rubli.

Łódź tamtych czasów! Miasto pracy, biznesów, restauracji i kawiarń. Szpinger zapamiętał miłe lokale przy Piotrkowskiej: „Esplanda”, „Tivoli”. Z przyjaciółmi z notariatu

i z firmy chemiczno – drogeryjnej Spiess & S-ka chodził do Ulricha. Pił tam wyborne nalewki, grał w preferansa.

– Czasami chodziłem do cukierni Konrada na Nowym Rynku albo do restauracji „Louvre’u”, gdzie można było dobrze i tanio zjeść nawet za rubla. Bywał w teatrze, tuż przed wojną był na „Tajemniczym Dżemsie” Osterwy. To spokojne i dostatnie życie zakłóciła wojna.

Szpinger trafił do Moskwy. Zamieszkał u Polaków, niezwykle dobrych ludzi przy zaułku Ułańskim, a następnie przy Dominikowskiej, gdzie Polka, pani Sawicka, wynajęła mu dwa pokoje. Pozostałe dwa zajmowała sama z synem i córką.

– Moimi przesympatycznymi sąsiadami byli też Polacy: Zdzisław Zabielski, naukowiec, i Michał Marek, pracownik przedsiębiorstwa Braci Borkowskich. Pod nami, na pierwszym piętrze, mieszkał właściciel domu, niezwykle gościnny osetyński książę, Tuganow. Był to człowiek wykształcony, przyjemny w obejściu. Spotykało się u niego najlepsze towarzystwo Moskwy.

Niemal codziennie były rauty, cocktaile. Szpinger bywał u Tuganowa z Zabielskim. Córki Tuganowa, Maria, Waleria, Fatima i Tamara, wykształcone, urocze, znające francuski – stanowiły arcymiłe towarzystwo. Spotykałem pisarzy, dziennikarzy…

U Tuganowa poznał Szpinger Iwana Bunina i Gorkiego. Zaprzyjaźnił się z Niemirowiczem – Danczenką. Lubił czytać jego powieści syberyjskie. Ale gdy zwyciężyli bolszewicy, Szpinger wystąpił przeciw Tuganowowi i przeciw Zabielskiemu i przeciw Sawickiej. Powiedział bolszewikom, że jego otoczenie to darmozjady, wyzyskiwacze i kontrrewolucjoniści.

Bolszewicy rozstrzelali Tuganowa, zgwałcili i rozstrzelali żonę i córki Tuganowa. Rozstrzelali Zabielskiego i Sawicką. Szukali Bunina. Tymczasem Bunin wyjechał do Odessy. Stamtąd uciekł do Francji. – A powinien być rozstrzelany ? – pytam w 1968 roku w Żyrardowie. – Powinien – odpowiada krótko Szpinger.

W zamieszaniu, jakie panowało w 1918 roku, Szpinger trafił na Łubiankę. A z Łubianki jednym wyjściem był bezimienny dół.

– Nieubłagane są prawa rewolucji… – powiadał Szpinger. – CzK zabrał mnie z moskiewskiego dworca. Ot, pomyłka. Może dlatego, że miałem na sobie koszulę ze sklepu Altszwanga na Kuznieckim Moście. Sytuacja była niewesoła. Siedziałem w zatłoczonej celi z wszelką kontrrewolucyjną hołotą – z arystokratami, z książętami, z generałami, z handlowcami, z właścicielami sklepów, z pisarzami, dziennikarzami… Większość to byli Białopolacy w białych kołnierzykach!

Funkcjonariusze z CzK nocą i dniem przesłuchiwali i po przesłuchaniach od razu rozstrzeliwali. Egzekucje odbywały się akurat pod celą, gdzie siedział Szpinger. Strzały w piwnicy nie dawały mu spać. Ale rozumiał to i w głębi duszy był za rozstrzeliwaniem wrogów rewolucji.

Każdego dnia funkcjonariusze z CzK wrzucali do celi gazetę z listą rozstrzelanych. Szpinger znajdował tam nazwiska tych, z którymi przed kilkoma miesiącami w Łodzi i w Warszawie, a także w Moskwie rozmawiałem, pił kawę, likiery. Nie litował się nad kontrrewolucjonistami.

– Cóż, byli to wrogowie i władza bolszewików nie mogła ich tolerować. Myślałem o niełatwej pracy towarzyszy z CzK. Sądziłem, że omyłkowo mogą mnie rozstrzelać.

Po dwu tygodniach siedzenia, celę odwiedził sam Feliks Dzierżyński. Szpinger powiedział mu o swojej sprawie. Usłyszał: -Zbadamy.

Ale te badania przeciągały się w nieskończoność. Przynajmniej tak mu się zdawało. Któregoś dnia przenieśli Szpingera do moskiewskiego więzienia, do Butyrek. Po kilku tygodniach wrócił na Łubiankę. Tu, po przesłuchaniach, zostałem wreszcie zwolniony. Ocalił go przypadek. Ocaliło to, że przypadkiem znał, a nawet przyjaźnił się, z siostrą… śledczego CzK.

Niestety, kolega, Szpingera, niejaki Schreiner, komunista niemiecki, miał mniej szczęścia. Nie znał siostry śledczego i został rozstrzelany. Szpinger przyjął to ze zrozumieniem. Rewolucji nie robi się w białych rękawiczkach.

Po wyjściu z więzienia, Szpinger został komisarzem bolszewickim. Najpierw komisarzem wojennym brygady Socjalistycznej Republiki Niemców Powołża. Brygada kwaterowała w Saratowie. Stamtąd brygada poszła nad Don tłumić bunt Kozaczyzny. W stanicach mężczyzn nie było. Każdy zdolny do chodzenia poszedł do Denikina. Bolszewicy gwałcili, mordowali i palili.

Znad Donu bolszewicy poszli na Odessę, a stamtąd znowu na Zachód bić Białopolaków. W czasie tych marszów, Szpinger był towarzyszem Izaaka Babla, poznał też Johna Reeda, amerykańskiego dziennikarza, autora książki: „Dziesięć dni, które wstrząsnęły światem”.

– Na odprawach u Budionnego nawet nie wiedziałem, że siedzę przy Bablu. On wówczas pisał w „Czerwonym Kawalerzyście”, ale nie jako Babel. Znałem też Reeda. Przyznam się, że Reeda znałem bardziej jako rewolucjonistę, mniej jako dziennikarza. Pamiętam, byliśmy z podjazdem w jakiejś wsi, gdzie parobkowie mieli konflikt z młynarzem. Reed wyjął nagan i krzyczy:

– Powiesić drania!

Szpinger przełożył angielski okrzyk Reeda na rosyjski. Parobkowie ociągają się, a jeden powiada:

– Kiedy nie mamy na czym.

Reed pyta: – A kościół albo cerkiew jest?

Była cerkiew.

Reed znowu: – A dzwonnica jest?

Była stara dzwonnica kościelna.

– No to – krzyczy Reed – jak jest dzwonnica, to i jest sznur. Wieszać na sznurze drania!

Szpinger powtórzył słowa Reeda po rosyjsku. Parobcy chwycili młynarza za kark. Powiesili.

Szpinger opowiadał:

– Dzyń – dzyń – odezwała się dzwonnica i ucichła… Tak, rewolucja była sroga, ale sprawiedliwa!

Podczas marszu „ku wszechświatowej rewolucji”, został komisarzem wojennym 3. brygady 14. kawaleryjskiej dywizji Konnej Armii Budionnego. Ktoś z bibliotecznej publiczności Żyrardowa zapytał:

– Nie bolało pana serce, gdy słyszał pan, że droga do wszechświatowej rewolucji prowadzi przez spalone biblioteki i przez trupa Polski?

Szpinger odpowiedział szczerze i zdecydowanie:

– Walczyliśmy ze szlachtą polską, z białymi Polakami, a nie z narodem polskim. Zajmowałem się głownie szkoleniem ideologicznym. Ale kiedy było trzeba, rozstrzeliwałem osobiście szlachtę polską. Podobne zadania mieli inni komisarze, także Iwan Babel. On też rozstrzeliwał. Na koniu jeździł nie gorzej ode mnie.

Niekiedy Szpinger razem z Bablem przesłuchiwał jeńców.

– Przyznaję, nie lubiłem robić białym ułanom bucików, to znaczy… nie lubiłem ściągać im skóry. Szedłem często na wypady przeciw białym Polakom. I wtedy nie braliśmy jeńców. Takie były prawa rewolucji, a ja rewolucjonista!

Dywizja Szpingera szła na Czernihów, Równe. Tam starli się mocno z Polakami. Następnie zostali rzuceni na Lwów.

– Po drodze wycinaliśmy kułaków, szablą i ogniem tępiliśmy polską szlachtę i burżujów. Śpieszyliśmy się na Zachód. Tam, w Niemczech, tliła się rewolucja. Mieliśmy ją wesprzeć. I dalej byśmy poszli aż pod Gibraltar!

Na północy doszli do Wisły i cofnęli się. Pod Zamościem ponieśli ciężkie straty. Kawaleria bolszewicka została rozbita przez polskich ułanów.

– Cofaliśmy się w okropnym deszczu – opowiada Szpinger. – Ten czas opisuje Babel w swoich opowiadaniach. Jest takie opowiadanie „Zamość”. Jak cofaliśmy się z Sitańca na Kryszów, Miączyn i dalej, dalej…

Na którymś postoju, w dworku, Szpinger znalazł bibliotekę z arcydziełami klasyków polskich i zagranicznych. Doskonała oprawa, wydawnictwa Gebethner & S-ka. Książki walały się na podłodze, żołnierze palili nimi w piecu. Nadszedł Babel, podniósł jedną książkę, drugą… popatrzał na mnie i mruknął:

– Czerwone otoki, syfilis, a kultury żadnej.

Takie słowa raniły bolszewickie serce Szpingera. Powiedział do Babla:

– Cóż, to rewolucja, a nie szlachecki salon!

Żołnierze mogli palić książki, a Babel mógł mówić, co chciał. Nie umiał trzymać języka za zębami.

– Starałem się nie ulegać sentymentom. Ja bym poświęcił całe biblioteki, wrzuciłbym w ogień cały dorobek Gebethnera & Wolffa, gdyby od tego zależało pokonanie Białopolaków! Jedynym skutecznym sposobem walki z polską szlachtą, z białymi Polakami, było niszczenie, palenie, wycinanie ich w pień.

Nie brali jeńców, cięli wszystkich. Pryncypialność Szpingera została nagrodzona. Dowódca brygady, towarzysz Riabyszew, udekorował go Orderem Czerwonego Sztandaru. To było wówczas najwyższe odznaczenie w czerwonej armii.

Po wojnie polsko – bolszewickiej brygada Stefana Szpingera została rzucona na Krym. Trwały tam zacięte walki z białymi oficerami. Bolszewicy nie dawali im pardonu. Wszystkich wziętych do niewoli, czterdzieści tysięcy, rozstrzelali. Wielu upiekli w ogniskach. Szpinger to pochwalał. Bowiem, jak mówił, „rewolucja ma zwyciężać i przestraszać wrogów”.

Po walkach na Krymie wrócił na Powołże. Tam wrogiem był głód – straszny głód, powalający codziennie ludzi. Szpinger otrzymał zadanie zażegnać głód, wyciąć wrogów odpowiedzialnych z głód, odbudować kraj. Zmienił kolejność zadań. Najpierw postanowił wyciąć wrogów.

Niemcy byli rozstrzeliwani masowo. Bo skoro był głód, to musiał być także ktoś odpowiedzialny za głód. Takie były zasady rewolucji.

Atoli w końcu okazało się, że wrogiem odpowiedzialnym za głód i zarazem wrogiem ludu jest sam lud. Szpinger otworzył obozy dla wrogów ludu, czyli dla ludu. Tysiące chłopów rosyjskich, polskich, ukraińskich trafiło do łagrów. Tysiące chłopów umierało każdego miesiąca. Cóż, rewolucja bez białych rękawiczek nie jest przyjemna dla wrogów.

Zanim w 1939 roku zaczęła się wojna z Polską, Szpinger nie zdążył wyniszczyć wszystkich wrogów ludu. Wybuchła wojna – najpierw sowiecko-polska, a później niemiecko-sowiecka.

We wrześniu 1939 roku Szpingier agitował na froncie i na zapleczu frontu. „Dobić Białopolaków!” Kiedy w czerwcu 1941 roku front cofał się pod naporem Niemców, Szpinger kazał rozstrzeliwać tchórzy – sowieckich żołnierzy.

Po wojnie Szpinger pracowałem nad Donem w Obwodowym Komitecie Partii. Po kilkunastu latach pracy na prowincji, został przeniesiony do Moskwy. Śmierć Stalina przygniotła go do ziemi. Odszedł Beria. Chruszczow zezwolił na wyjazdy do Polski. Szpinger wybrał się do Łodzi i do Żyrardowa.

– Co mnie tu sprowadza? – mówił w Żyrardowie. – Wspomnienia młodości, obrazy dawnej Piotrkowskiej… Nie ma już tych restauracji, tych kawiarń, które znałem w międzywojniu. Nie ma ludzi, których znałem. A może są, tylko ich nie spotkałem? Ba! Nie ma nawet tych nalewek, które piłem z przyjaciółmi. Zmieniło się miasto, nawet powietrze inaczej pachnie. A mnie się zdaje, że ciągle jest rok 1913. Zdaje mi się, że zaraz wpadnę do księgarni Gebethnera. Zaraz przyjdą moi przyjaciele i zagramy w preferansa…

– Nie ma tych ludzi, bo już w 1917 i w 1918 zostali rozstrzelani, zresztą na skutek pańskiego donosu! – powiedziałem w sali Biblioteki Zakładów Lniarskich im. Rewolucji 1905 roku.. – Nie pomyślał pan, zdrajca i wyrodek, że oni zostali wyrżnięci przez bolszewików, których pan agitował?

Szpinger zamilkł, po chwili złapał oddech i zawołał:

– No! Zostali wycięci. Prawda! A co? A ty kto?

– Gówno to ciebie obchodzi! – krzyknąłem.

Do sali weszło trzech strażników, żeby mnie wyprowadzić. Nie utrudniałem im tego zadania. Nagle Szpinger podniósł w górę rękę i zawołał.

– Zostawcie go, nieświadomy jest…

Strażnicy zostawili mnie w spokoju.

– Jacyś tam zostali wycięci…– kontynuował Szpinger. – A jeśli ci wycięci byli przeciw… rewolucji, przeciw ludowej władzy, przeciw socjalizmowi?! Mieli żyć!? W czasie rewolucji jest zasada: my albo oni. W dwudziestym na froncie polskim – ja bym was rozstrzelał… – pokazał na mnie. Macie oczy kontrrewolucjonisty!

Szpinger spojrzał na mnie groźnie. – O tak! – pokazał jak by rozstrzelał. – Bo rewolucja nie bierze jeńców!

Michał Mońko

1 KOMENTARZ

  1. Co to za bzdury?

    Nie wiem, co robił podczas Rewolucji Październikowej, ale Szpinger opuścił ZSRR w 1924 r., kiedy to został wysłany do Berlina w podróż służbową i do Związku Radzieckiego nie mógł już wrócić (miał problem z paszportem, bo otrzymał wówczas polskie obywatelstwo).

    Podczas II wojny światowej Szpinger był najpierw w Poznaniu, a potem w Warszawie i Krakowie. W tym czasie uratował od zniszczenia wiele księgozbiorów, m.in. Bibliotekę Przeździeckich.

    Skąd te bzdurne stwierdzenia, że był stalinowskim zbrodniarzem, otwierał łagry, był stalinistą i pracował niedaleko Moskwy po wojnie… Po II wojnie światowej mieszkał w Łodzi i zajmował się księgarstwem. Od roku 1949 był członkiem Stronnictwa Demokratycznego, a od 1967 – PZPR. Był radnym łódzkiej rady narodowej i działaczem ZBOWiD-u.

    Skąd pan Mońko wziął te informacje? Chyba mu się kilka innych osób pomieszało.

Skomentuj Michał Anuluj odpowiedź

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content