7,7 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

Leworządność brukselska – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Epidemia koronawirusa skompromitowała eurokratów. Państwa narodowe lepiej dbają o swoich obywateli, ale biurokracja unijna nie ustaje w uzurpowaniu sobie pozatraktatowych kompetencji, w lansowaniu ideologii sprzecznych z wartościami założycielskimi wspólnoty brukselskiej

Wbrew procedurom i prawu unijnemu niemiecka kanclerz spowodowała niekontrolowaną migrację, przeważnie muzułmanów. Niemiecka polityka multi-kulti nie sprawdziła się, bo przybysze nie mieli zamiaru pracować, ich celem były zasiłki, ani asymilować się gettach, gdzie nie obowiązuje lokalne prawo. Ciekawe, czy za przykładem duńskiego rządu, zamierza odsyłać imigrantów do kraju pochodzenia, pójdą inne państwa, ile z nich zrozumie wreszcie, że bardziej efektywna jest pomoc na miejscu, gdzie występuje bieda.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Natomiast szwedzcy parlamentarzyści zamierzają uzależnić pozwolenia na stały pobyt imigrantów od zdania egzaminu z języka państwowego, stałej pracy oraz tzw. umiejętności obywatelskich (m.in. wiedza o społeczeństwie, kompetencje do życia w nim). Opinia szwedzkiego społeczeństwa nie jest jeszcze znana.

TSUE strzeże brukselskiego porządku prawnego, nie szanując porządku prawnego krajów członkowskich. Czy idzie o praworządność, czy o szykanowanie rządów w krajach członkowskich, tym bardziej bezczelne i namolne, gdy są one prawicowo-konserwatywne.

Nawet rząd francuski jest w sporze z TSUE. Poszło o przechowywanie danych z połączeń telefonicznych, co jest sprzeczne z unijną dyrektywą o ochronie prywatności w internecie. Z jednej strony bezpieczeństwo obywateli francuskich (archiwizacja danych służy organom ścigania), z drugiej unijna ochrona prywatności. TSUE coraz częściej wychodzi poza swoje kompetencje (już w 2016 roku zakazał „przechowywania danych”), bo bezpieczeństwo to domena państw członkowskich.

Polscy uczestnicy referendum przedakcesyjnego (dwudniowego – a więc nie konstytucyjnego) nawet nie przypuszczali, że za kilkanaście lat komisarze brukselscy będą zabraniać debaty na temat wartości potraw mięsnych (podobno wołowina i wieprzowina zagraża zielonemu ładowi).

Tymczasem biurokracja brukselska wciąż przekracza swoje kompetencje. Pomysł tzw. paszportów covidowych spowodowałby dyskryminację niezaszczepionych i uprzywilejowanie zaszczepionych. Wprowadzenie kredytowanych pożyczek na odbudowę po pandemii, sprzyjałby federalizacji wspólnoty brukselskiej, co przecież jest sprzeczne z unijną ideą i traktatami.

Wspólnota pozatraktatowa

Wprowadzenie wspólnej waluty miało zdynamizować brukselską gospodarkę. Tymczasem stymuluje niemiecką, wpędzając w zadłużenie państwa mniej rozwinięte (na greckim długu nieźle zarobiły banki niemieckie i francuskie, nie mówiąc o chińskich inwestorach).

Odkąd biurokracja brukselska ambitnie porwała się na rolę światowego sumienia ekologicznego, forsuje coraz więcej wątpliwych pomysłów, chociaż unijna gospodarka w niewielkim stopniu przyczynia się do domniemanych zmian klimatycznych. Jednak przedsiębiorcy będą płacić. Grozi to gastronomom – będzie opłata od opakowań z tworzyw sztucznych. Polska energetyka już zapłaciła. Trzeba było zrezygnować z rozpoczętej budowy bloku węglowego w elektrowni w Ostrołęce, bo w tm czasie Komisja Europejska ogłosiła dekarbonizację. Czy zapłaci za te straty (ok. 2 mld zł i doprowadzenie gazociągu) – przecież prawo nie działa wstecz? – pytanie retoryczne.

Tymczasem z krajów brukselskich co roku wycieka 170 mld euro dzięki rajom podatkowym (głównie w Holandii, Irlandii, Luksemburgu). Międzynarodowe koncerny transferują do nich zyski z krajów, gdzie prowadzą działalność gospodarczą. Takiej patologii nie przewidziały traktaty, ale od lat ona funkcjonuje. Zresztą właśnie Jean-Claude Juncker, premier Luksemburga, był przewodniczącym Komisji Europejskiej. Pakiet mobilności też przekreśla unijne zasady swobody przepływu ludzi, usług, kapitału. Firmy transportowe (szczególnie polskie) będą dyskryminowane, bo zagrażają niemieckiej i francuskiej konkurencji, a „puste przebiegi” będą zanieczyszczały środowisko.

W końcu wprowadzony pozatraktatowo mechanizm tzw. praworządności warunkuje przyznawanie państwom członkowskim funduszy, co zagraża ich suwerenności, tak jak wspólnotowe spłacanie kredytów pocovidowych sprzyja federalizacji brukselskiej (zamiast wspólnoty autonomicznych państw narodowych).

Postępuje destrukcja projektu ojców-założycieli. Międzynarodowe lewactwo lansuje pomysł państwa europejskiego, najczęściej w interesie niemieckim. Już niezależne organizacje edukacji obywatelskiej zakłamują historię (np. że w pierwszym transporcie do Auschwitz byli więźniowie żydowscy). Zaś lewicowe środowiska państw członkowskich mogą liczyć na hojność licznych fundacji Sorosa. Jak na razie tylko na Węgrzech zakazano ich działalności.

Aspiracje i bezradność

Będziemy z determinacją walczyć o wypełnianie najważniejszych polskich interesów państwowych i narodowych w Europie – deklarowała PO 18 maja 2003 roku w Krakowie. Jak wyglądała ta walka widać po brukselskiej karierze Donalda Tuska, po targowickich poczynaniach euro-PO-słów. Z drugiej strony aspiracje Niemiec do federacyjnego superpaństwa europejskiego właściwie wykluczały deklarowane „wypełnianie polskich interesów”.

Biurokracja unijna konsekwentnie realizuje lewacki projekt rugowania tradycyjnych wzorców kulturowych. Planuje poza traktatową strategię na rzecz elgiebetyckiej równości. I chociaż gdy KE uzurpuje sobie coraz większe kompetencje, to nie potrafi skutecznie rozwiązywać bieżących problemów. Najazd obcej kulturowo imigracji zagraża europejskiej cywilizacji, ale biurokracja brukselska tego nie widzi.

Wbrew uzgodnieniom traktatowym, z uporem godnym lepszej sprawy zwalczana jest tożsamość narodowa, nie mówiąc o tradycyjnej rodzinie czy wartościach chrześcijańskich – to prowadzi do europejskiego samobójstwa. Państwo narodowe staje się dla eurokratów takim samym wrogiem, jak np. polskie sądownictwo, które n.b. instytucjonalnie i organizacyjnie nie odbiega od działającego w innych państwach.

Obywatele 47 państw-członków Rady Europy (ratyfikowały Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wartości) mogą dochodzić swych praw i sprawiedliwości przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka. Nie jest to łatwe przedsięwzięcie, gdy sędziowie są beneficjentami fundacji Społeczeństwa Otwartego Sorosa, finansującej także Helsińską Fundację Praw Człowieka i inne tzw. organizacje pozarządowe. Trudno więc mówić o niezależności Trybunału, tym bardziej, że jego orzeczenia bazują na idei „różnorodności i wielokulturowości”.

Długi marsz lewicy

Komisja Europejska, choć nie ma do tego traktatowych uprawnień, konsekwentnie realizuje wizję włoskiego komunisty Altiero Spinellego – „Europy wolnej i zjednoczonej”; przy czym owa wolność oznacza odchodzenie od założeń wspólnoty brukselskiej jako Europy ojczyzn, od tradycyjnych wartości. Jest natomiast wykorzystywana do promocji lewackich ideologii, do realizacji neomarksistowskiej rewolucji kulturowej. Co do „zjednoczenia” – to ma ono sprzyjać federalizacji pod niemieckim przewodnictwem. Nie jest tajemnicą, że włoscy komuniści, sponsorowani przez Sowietów, już od końca lat 40. lansowali w krajach zachodnioeuropejskich koncepcje tzw. eurokomunizmu.

Tegoroczna zima pokazała, że pory roku jednak istnieją (wbrew majaczeniom o tzw. zmianach klimatycznych czy mitycznym ociepleniu), zaś OZE nie zastąpią tradycyjnej energetyki. Bajdurzenie o jakimś zielonym ładzie może prowadzić do kryzysu gospodarczego i politycznego. Tym bardziej, że spekulanci podbijają ceny CO2. Jakoś uchodzi to uwadze brukselskich komisarzy, choć handel emisją ogranicza możliwości rozwojowe krajowych gospodarek, nie mówiąc o wypłukiwaniu budżetów domowych.

Chociaż polska gospodarka zdołała skuteczniej ograniczyć CO2, niż francuska czy niemiecka, to ekodyktatura (upragniona dekarbonizacja) nie ustaje, stymulując podziały wśród państw członkowskich. Stanęły one przed dylematem – albo tzw. zielona rewolucja, albo zachowanie kondycji gospodarki. Zagrożone jest także polskie rolnictwo (ograniczenie funduszy), jeżeli nie będzie spełniało żądań ekologistów, zmierzających do unijnej „neutralności klimatycznej”.

Tak jak trudno zrozumieć upór w zamykaniu kopalń (nie wydzielają CO2), tak nie sposób zrozumieć natarczywości w sekularyzacji społeczeństwa i instytucji brukselskich. Podstawową ideologią ma być lewacki ateistyczny liberalizm. Dechrystianizacja postępuje, jakby celem lewackich kulturtregerów miał być sabotaż antycywilizacyjny za pieniądze podatników – obywateli brukselskich.

Demografia i wielokulturowość

Ambitni komisarze wystawili „Białą księgę”, prognozującą unijne preferencje do 2025 roku. Powstanie brukselska agencja antyterrorystyczna (nie przewiduje się ograniczenia napływu nielegalnych imigrantów ani pomocy humanitarnej na miejscu, w krajach pochodzenia). Będzie działała agencja do spraw azylu, zaś problemami imigracji nie będą zajmowały się państwa członkowskie. Obok armii brukselskiej, postanie resort skarbu (dla strefy euro). Tak określona przyszłość unijna nie uwzględnia brukselskiej zapaści ludnościowej.

Tymczasem przyrost naturalny imigrantów pozwoli im – czego nie uwzględniają eurokraci – zdominować krajowe społeczności, demokratycznie wygrywać wybory i przejmować władzę. Być może to odległa perspektywa, ale nie może być lekceważona. Jak na razie nie brakuje kłopotów związanych z napływem imigrantów. W Szwecji pojawiła się nie tylko zorganizowana przestępczość, ale również rodzaj wojny religijnej miedzy muzułmańskimi odłamami – szyitów i sunnitów.

W końcu ludzkość dochodzi do takiej aberracji, że spekulant giełdowy zabawia się w inżyniera społecznego, prokurując społeczeństwo otwarte na swoją zagładę, a internetowy multimiliarder sugeruje zmiany klimatyczne (spowodowane m.in. przez tradycyjne rolnictwo), by zarabiać na produkcji syntetycznych zamienników mięsa.

Biurokracja brukselska ingeruje w sprawy wewnętrzne państw członkowskich. Zmusza je do wdrażania prawa do aborcji, akceptacji permisywnej edukacji seksualnej w szkołach, nie mówiąc o ideologii LGBT czy likwidacji klauzuli sumienia. Wszystko to jest sprzeczne z polskim ładem konstytucyjnym, ale dla ambitnych eurokratów nie ma to większego znaczenia. Tak jak powoływanie się na praworządność, która w praktyce jest leworządnością.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content