2.8 C
Warszawa
sobota, 7 grudnia, 2024

Zwycięstwo po francusku – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Do krajów, w których produkuje się najwięcej antypolskich oszczerstw, należy Francja. Rozmiary podłości, jakich w latach II wojny światowej dopuścił się nasz wiarołomny „sojusznik” popchnęły go do gruntownego sfałszowania własnej wojennej historii. Zdradzona Polska ciągle stanowi wyrzut francuskiego sumienia. Nad Sekwaną i Loarą nie szczędzi się więc środków na przyprawianie Polakom gęby żałosnych miernot w czasach Hitlera zapisanych głównie współudziałem w zagładzie Żydów. Odciąć się ze wzgardą od podłych kreatur to jakby mniejszy grzech od zdradzenia zawsze wiernych, wykrwawionych bohaterów. Ten sposób myślenia skutkuje np. tym, że w czasie kolejnych rocznic utworzenia drugiego frontu ukazują się publikacje z mapami odnotowującymi szlak bojowy czeskiej kompanii czy słoweńskiego batalionu a pomijające pełen niebywałych zwycięstw marsz dywizji gen. Maczka. Sposób, w jaki państwo francuskie marginalizuje Polskę w czasie kolejnych uroczystości w rocznice lądowania w Normandii, używając słów najdelikatniejszych nazwać należy – chamstwem. Taki Paryż ma sposób na przykrywanie niekomfortowej prawdy, że do wyzwolenia Francji bardziej przyczynili się Polacy, niż sami Francuzi.

Przed wybuchem wojny Polska zakupiła we Francji m.in. 120 myśliwców Morane – Saulinier MS-406. Pierwsza ich partia miała do Polski trafić w połowie sierpnia 1939, lecz jednak nie dotarł żaden. Tylko część tych samolotów w roku 1940 znalazła się w dyspozycji polskiego wojska, walczącego w obronie Francji. Polacy zestrzelili nimi co najmniej 38 samolotów niemieckich, sami tracąc 5 swoich maszyn (podawane są różne liczny łącznych polskich zwycięstw powietrznych latem 1940, wg Wacława Króla było ich znacznie ponad sto). Podobnie potoczyła się sprawa zakupionych przed wojną 160 czołgów Renault R-35, z których tylko część dotarła do Polski. Po niemieckim ataku na Francję walczyła nimi brygada gen. Maczka, która zadała agresorom duże straty. W efekcie szybkiego wycofywania się Francuzów brygada Maczka często pozostawała jednak na polu bitwy sama i nie mając paliwa do swych czołgów większość z nich Polacy byli zmuszeni zniszczyć, by nie wpadły w ręce Niemców. Może warto dodać, że wśród Francuzów zwyczaj niszczenia porzucanej broni, by nie dostała się w ręce wroga, zbyt częsty nie był. Niemcy przejęli masę francuskich czołgów, wykorzystywali je w swoich kolejnych podbojach (ten spalony w pierwszym dniu Powstania w Getcie Warszawskim też pochodził z francuskiej armii).

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Już przed wybuchem wojny Francja weszła na drogę hańby i jak się okazało w objęciu takiego kursu była bardzo konsekwentna. 30 września 1938 w Monachium premier Daladier złamał sojusz z Czechosłowacją, zmuszając ją do ustępstw terytorialnych na rzecz Hitlera. Okrojona o prawie 40%, pozbawiona fortyfikacji i mogących stanowić linie obronne gór parę miesięcy później utraciła niepodległość. 12 września 1939 na konferencji w Abbeville ten sam Daladier ostatecznie postanowił, że sojusznicze zobowiązania wobec walczącej Polski też nie zostaną wykonane. Kampania francuska z roku 1940 okazała się jedną z największych kompromitacji w dziejach wojen i zakończyła się zawartym 22 czerwca separatystycznym zawieszeniem broni. W jego następstwie 2/3 terytorium Francji znalazło się pod okupacją a pozostałą częścią administrował rząd kolaborujący z Hitlerem ze stolicą w Vichy. Wszystkich zmagających się z Niemcami stawiało to w sytuacji fatalnej, gdyż za współpracą z Hitlerem opowiedziały się także, olbrzymie w tamtym czasie, francuskie kolonie. Brytyjczycy, przerażeni ogromnymi ilościami trafiającej w niemieckie ręce francuskiej broni, postanowili zatopić przynajmniej francuską flotę. Zdecydowana większość francuskich załóg odmówiła bowiem przejścia na stronę brytyjską. Spodziewając się, że do Niemców dołączyć mogą także załogi francuskich okrętów, które znalazły się w portach brytyjskich i śródziemnomorskich, także te jednostki Anglicy postanowili przejąć. Bezkrwawo skończyło się to tylko w Aleksandrii, wszędzie indziej okazało się być dalszym ciągiem otwartej już brytyjsko – francuskiej wojny. W czasie jednej z takich akcji na dno poszedł francuski pancernik, wiele okrętów zostało uszkodzonych (w tym dwa pancerniki i jeden niszczyciel bardzo poważnie), 1300 francuskich marynarzy zginęło a 350 zostało rannych. A Anglicy stracili 6 zestrzelonych przez Francuzów samolotów. Latem roku 1940 mieliśmy już więc najprawdziwszą brytyjsko – francuską wojnę. Royal Navy podpływała do francuskich portów wojennych i ogniem wszystkich swych dział niszczyła francuskie okręty. Zaatakowane odpowiadały ogniem, ale unieruchomione w portowych basenach nie miały szans. Ginęły nie tylko rozrywane eksplozjami i tonące załogi, wiele pocisków trafiało też w dzielnice mieszkaniowe portowych miast.

Po klęsce opór przeciw Niemcom kontynuować chciała jedynie garstka Francuzów, skupiona wokół gen. Charlesa de Gaulla. W związku z tym, że niewspółmiernie większa część Francuzów opowiadała się za kolaboracyjnym rządem Petaina de Gaullowi trudno było używać symboliki francuskiego państwa. De iure to władza Petaina nadal była legalna i to tej Francji, która zawarła przymierze z Hitlerem, nadal należały się trójkolorowa flaga i godło republiki. De Gaulle jako znak swoich Wolnych Francuzów przyjął więc Krzyż Loretański a, celem odróżnienia „swojej Francji” od „Francji Vichy”, na swojej niebiesko – biało – czerwonej fladze umieścił ten sam krzyż. Z Wielkiej Brytanii kierował apele radiowe do stanięcia po jego stronie. W tym czasie np. w Algierii stacjonowało ponad dwieście tysięcy francuskich żołnierzy, ale siły te zadeklarowały wierność kolaborującemu z Hitlerem Petainowi. W listopadzie 1942 razem z Niemcami stawiły one opór lądującym w Afryce siłom amerykańsko – brytyjskim.

Często dziś we Francji stawia się zarzuty pod adresem Polski, która rzekomo niewiele zrobiła w obronie Żydów. Należałoby Francuzom przypomnieć, że w czasie okupacji istniało w Polsce jedynie polskie państwo podziemne. Lecz mimo to stworzyło ono jedyną w tamtych czasach organizację, powołaną do ratowania Żydów. Mimo, że za najmniejszy gest pomocy groziła śmierć. We Francji za ratowanie Żydów żadne poważne represje nie groziły a istniało też – państwo francuskie. I właśnie to państwo tylko i wyłącznie francuskimi rękami organizowało obławy na Żydów, by wypełniać nimi pociągi, zmierzające do Auschwitz. Za każdego oddanego do zagazowania Żyda Niemcy kazali sobie płacić 700 marek. I nawet to nie powstrzymało francuskiej gorliwości w przekazywaniu Niemcom swoich Żydów. A robili to w takim tempie i w takich ilościach, że kaci alarmowali, by spowolnić te dostawy, bo nie nadążają z zabijaniem przysyłanych im z Francji Żydów. Francuską gorliwość w tym zakresie trudno było jednak powstrzymać a pamiętać trzeba, że pierwszymi Niemcami, jakich widziały liczne ofiary łapanek, często były dopiero komanda obozów zagłady. Bo żadnych Niemców nie spotykali w czasie aresztowania, w czasie pobytu we francuskich obozach przejściowych (jeden z największych był w centrum Paryża) i w podróży ku śmierci francuskimi pociągami.

W miarę przechylania się szali zwycięstwa na stronę aliantów rosły też rozmiary wojska pod komendą de Gaulle’a. Nie było to trudne – miliony Francuzów żyły w koloniach a Francja graniczyła z neutralnymi krajami – Hiszpanią i Szwajcarią. Do „Wolnych Francuzów” wielu dostać się było bardzo łatwo. Wojska de Gaulle’a swoim rozmiarem nigdy nawet nie zbliżyły się jednak do Polskich Sił Zbrojnych. Amerykanie i duża część dowódców brytyjskich do końca wojny uważali, że co prawda jacyś Francuzi są też po ich stronie, ale Francja jako taka – jest w obozie wroga. Stąd z całą bezwzględnością Francja została potraktowana w czasie inwazji w Normandii latem 1944. Doszło wtedy do tego, czego wolą nie pamiętać zarówno Amerykanie, Brytyjczycy, jak i sami Francuzi. Straszliwymi bombardowaniami doszczętnie zniszczone zostały wówczas dziesiątki francuskich miast małej i średniej wielkości. Nie było w nich istotnych obiektów wojskowych, ale potraktowano je jako miasta wroga, które można obrócić w perzynę tylko po to, by zwały gruzu utrudniły ruch niemieckim czołgom. Większość francuskich zabitych i rannych w czasie całej II wojny światowej – to ofiary tych właśnie amerykańskich i brytyjskich bombardowań. Finałowe sceny filmu Spielberga „Szeregowiec Ryan” toczą się właśnie w jednym z takich miasteczek. Żywych mieszkańców już prawnie w nim nie było – brytyjskie czy amerykańskie bombardowania w środku nocy były dla nich zaskoczeniem, nie dającym szans ratunku. Nie inaczej na francuskiej ziemi prowadziły działania amerykańskie jednostki pancerne, traktujące zdobywany kraj jako terytorium wroga. Wiele razy bywało, że zbliżając się do miasteczka – padały z niego strzały. Amerykańscy czołgiści nie wdawali się w takie utarczki i nie troszcząc się o francuskich cywilów czy ich domy – czekali aż artyleria lub lotnictwo niepewną miejscowość zamieni w kupę gruzów.

Najbardziej spektakularnym narodowowyzwoleńczym czynem Francuzów było powstanie, które wybuchło w Paryżu 19 sierpnia 1944, kiedy coraz większa część Francji była już zajmowana przez siły alianckie. Jakiekolwiek porównywanie tych wydarzeń z Powstaniem Warszawskim jest nonsensem. W „Szkicach piórkiem” opisywał je Andrzej Bobkowski, wg którego paryskie powstanie polegało głównie na demonstracjach grupek paryżan, które uciekały wraz z pojawieniem się na ulicy Niemców. Wszystko to trwało ledwie sześć dni. W sam raz tyle, żeby nakręcić odpowiednią ilość scen walk ulicznych i potem bez końca pokazywać je jako akty francuskiego heroizmu. Trudno powiedzieć, czy w sierpniu 1944 w Paryżu częściej dochodziło do strzelanin między Francuzami a Niemcami czy między Francuzami z ruchu oporu a Francuzami z liczącej ponad pięć tysięcy uzbrojonych żandarmów francuskiej milicji, oddającej gorliwe usługi niemieckim dowódcom. Zbawcą Paryża okazał się dowodzący niemieckim garnizonem generał Dietrich von Scholtlitz. Dowódca ten pochodził z Prudnika, w 1939 został ranny w czasie Bitwy nad Bzurą a w sierpniu 1944 nie wykonał rozkazu Hitlera, który kazał mu zniszczyć Paryż i zabić jego mieszkańców. Ku wściekłości wodza III Rzeszy, który wydał na niego zaoczny wyrok śmierci, Scholtlitz poczekał na wojska alianckie. Po paru dniach poddał francuską stolicę amerykańskiemu gen. Pattonowi oraz francuskiemu gen. Leclercowi. Ten drugi znany był m.in. z rozkazu rozstrzeliwania Francuzów służących we francuskich jednostkach Waffen SS. Ochotników do takich jednostek we Francji znalazło się wiele tysięcy. Ich najsłynniejszą jednostką była francuska 33 Dywizja Grenadierów Waffen SS. Co najmniej ośmiuset jej żołnierzy zapisało się w historii jako część ostatniej berlińskiej reduty Hitlera – Francuzi ci aż do 2 maja 1945 walczyli w obronie ostatniego bastionu, jakim za ich sprawą stała się Kancelaria Rzeszy w sercu stolicy Niemiec.

7 maja 1945 w kwaterze głównej sił alianckich we francuskim Riems gen. Alfred Jodl podpisał akt kapitulacji Niemiec. Przyjęty on został przez dowódców amerykańskich, sowieckich i brytyjskich. Nie było jednak mowy o tym, by na dokumencie tym podpis złożyć miał przedstawiciel Wolnych Francuzów. Dopuszczono go jedynie do bycia świadkiem tego wydarzenia. W końcu działo się to we Francji. Kiedy jednak Stalin zażądał powtórzenia aktu kapitulacji domagając się, by został on podpisany w zdobytym przez Sowietów Berlinie, de Gaulle postanowił zrobić wszystko, by stroną tego akty była także Francja. W stolicy Niemiec zjawił się wtedy francuski generał Jean de Lattre de Tassigny. Udało mu się dostać do kwatery marszałka Żukowa, gdzie w towarzystwie przedstawicieli armii amerykańskiej i brytyjskiej przyjmował on akt ostatecznej kapitulacji, wyrażany podpisem feldmarszałka Wilhelma Keitela. Ku bezbrzeżnemu zdumieniu wszystkich obecnych gen. de Tassigny też zamierzał złożyć podpis na tym historycznym dokumencie. Nikt ze zgromadzonych nie przewidywał takiej sytuacji, gdyż rola Francji w czasie kończącej się wojny była co najmniej dwuznaczna. Przez dłuższą część jej trwania większość Francuzów była w niej raczej po stronie Niemiec, niż ich przeciwników. Zarówno Żukow, jak i obecni tam Amerykanie i Brytyjczycy wprost nie mogli pojąć, z jakich przyczyn czegoś tu może chcieć przedstawiciel Francji. Kiedy więc wszystkich „zamurowało ze zdziwienia” ciszę przerwał feldmarszałek Keitel, który de Tassigny’ego zapytał: „A po której stronie aktu kapitulacji przedstawiciel Francji miałby się podpisać?” Po czym, w związku z tym, że nadal nikt nie zamierzał pozwolić Francuzowi na złożeniu podpisu, Keitel kontynuował swoje kpiny mówiąc: „To może zróbmy tak, że przedstawiciel Francji podpisze się zarówno po stronie kapitulujących, jak i przyjmujących kapitulację”. De Tassigny widząc, że złożenie podpisu nie będzie mu dane, nagle wypalił: „Oświadczam, że jeśli uniemożliwione mi zostanie złożenie podpisu pod aktem kapitulacji Niemiec – w tej chwili i w tym miejscu popełnię samobójstwo”. Francuski generał trzymał już rękę na kolbie pistoletu. Groźba przyniosła skutek – de Tassigny złożył podpis po stronie zwycięzców. Fakt ten miał następstwa kolosalne – Francja nie tylko została zaliczona do państw zwycięskich, ale też na konferencji w Poczdamie przydzielono jej jedną ze stref w okupowanych Niemczech. Zakłamanie historii, jakim było podpisanie się przedstawiciela Francji pod aktem kapitulacji Niemiec, wkrótce też okazało się być korzystne i dla Wielkiej Brytanii i dla Stanów Zjednoczonych. Glob szybko bowiem zaczął się dzielić na wolny świat Zachodu i zagrażające mu sowieckie imperium. Dla zapewnienie sobie bezpieczeństwa Zachód zaczął więc pozyskiwać nie tylko Francję, ale nawet zachodnie Niemcy.

W czasie procesu w Norymberdze Alfred Jodl, składający zeznania w sprawie wydarzeń z pierwszych miesięcy wojny stwierdził, że we wrześniu 1939 całe niemieckie dowództwo było przerażone perspektywą wywiązania się Francji z zobowiązań sojuszniczych wobec Polski. Wg Jodla francuski atak zmusiłby Niemców do zabrania większości swoich wojsk z frontu polskiego a wtedy pokonanie Polski nie byłoby możliwe. „Niemcy cała tę wojnę przegrałyby już w 1939 roku” – podkreślał Alfred Jodl. Jak wiadomo nie wszyscy sądzeni w Norymberdze zostali ukarani śmiercią – część skazano na niewiele lat więzienia lub nawet uniewinniono. Być może i Jodl i Keitel też mieliby szanse ujść z życiem. W składach sędziowskich byli też jednak przedstawiciele Francji a oni nie zamierzali darować wypowiedzianych słów ani Jodlowi ani szydzącemu w Berlinie ze „zwycięskiej Francji” Keitelowi.

Po wojnie wytoczono też we Francji proces marszałkowi Petainowi. Przed sądem wielokrotnie podkreślał on, że w czasie wojny robił wszystko, by oszczędzić swojej ojczyźnie losu Polski. Został skazany na śmierć, ale wyrok ten zamieniono na dożywotnie uwięzienie w areszcie domowym. Po krótkotrwałym okresie rozliczania się z prohitlerowską kolaboracją we Francji zwyciężyła polityka historyczna, której istotą jest zamazanie prawdy o wojennej przeszłości. Gigantyczne pieniądze przeznaczono na pisanie książek i kręcenie filmów o francuskim bohaterstwie, na tworzenie muzeów i stawianie pomników, komponowanie piosenek o francuskich żołnierzach i partyzantach. W efekcie wyczarowany został obraz niewiele mający wspólnego z rzeczywistością. Fałszowaniu francuskiej przeszłości sprzyjało też to, że ani Amerykanom ani Brytyjczykom nigdy nie było w smak przypominanie, że w czasie wojny strzelali do francuskich żołnierzy, zatapiali francuskie okręty, bombardowali francuskie miasta. Co jakiś czas tylko wybuchają i szybko cichną medialne sensacje w rodzaju tej z ostatnią serią francuskich banknotów, jaka miała być wyemitowana przed przyjęciem waluty euro. Dosłownie w przeddzień wprowadzenia do obiegu banknotów z wizerunkiem braci Lumiere ktoś przypomniał sobie, że przecież oni też kolaborowali z Hitlerem. A przy okazji różnych publikacji często głośnym się staje, że takimi samymi kolaborantami byli niemal wszyscy francuscy artyści, włącznie z Coco Chanel i Mauricem Chevalierem, który ledwie przestał występować dla niemieckiego wojska – znalazł sobie nowy przedmiot uwielbienia i zarazem protektora, w postaci Józefa Stalina. Wszystkie te krótkotrwałe erupcje prawdy o francuskiej przeszłości nie zmieniają jednak obowiązującego przekazu o bohaterskiej Francji. I wg tego samego przekazu z wszystkim, co najgorsze, kojarzyć trzeba Polskę. Bo jak głosi masa publikowanych we Francji książek – udział w wojnie tych wstrętnych Polaków polegał głównie na wysługiwaniu się Niemcom i mordowaniu Żydów.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
266SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content