Dawniej to poszczono! Przez cały Wielki Post nie jedzono mięsa, tłuszczów zwierzęcych, nabiału, cukru, a na stołach niemal codziennie gościł żur i śledź!
Żur najpierw przez kilka dni kiszono. Do garnca z gliny wsypywano mąkę żytnią, dodawano skórki razowego chleba, czosnek, a następnie zalewano ciepłą, przegotowaną wodą. Jedzono po ukiszeniu, okraszając go oliwą lub olejem. Na stołach królowały też ryby, głównie śledź, a kogo i na taki zbytek nie było stać, zajadał się… „fałszywym śledziem” – posiekaną drobno cebulą zalaną olejem lnianym i podawaną z ziemniakami gotowanymi w mundurkach. Jednym słowem – palce lizać!
Kiedy kończył się post, te „królewskie potrawy” były już tak znienawidzone, że urządzano im symboliczny… pogrzeb. Na podkrakowskich wsiach gary z żurem wynoszono i wylewano lub zakopywano, a śledzie… wieszano na drzewach. Miał jednak ten surowy post wiele dobrych stron – ludzie nie byli otyli, a wielkanocne potrawy były jak… przedsmak raju.