4,4 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

Oko i ucho pana – Michał Mońko

26,463FaniLubię

Donos rządzi polityką, rządzi gospodarką, rządzi codziennością, rządzi Polską. Wszyscy chcą wiedzieć, co mówią wszyscy. Nie ma życia prywatnego, nie ma nawet życia intymnego. Powstała instytucja donosiciela. To sygnalizator, donosiciel obywatelski. Znowu, jak za babilońskich królów i za komunistycznych sekretarzy, stają się użyteczni ludzie, zwani „okiem i uchem pana”.

Owym panem jest najczęściej handlujący donosem szantażysta, przeciwnik polityczny, gawiedź, medium telewizji albo medium gazety. Urobek z podsłuchów, z obserwacji, ze starych gazet jest w politycznej cenie. Szantażysta skleja ścinki newsów sprzed lat i straszy, żąda, szantażuje i żąda. Niektóre redakcje płacą więcej, niż płaci szantażowany polityk, prawnik, biznesmen.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Proceder kwitnie, a donosy przeżerają państwo, jak rdza przeżera dno okrętu. I, co ciekawe, donos nie ma barwy politycznej. Jest ceniony i wykorzystywany zarówno przez lewicę, przez centrum i przez prawicę. A przecież już Konstantyn Wielki w roku 312 zakazał donosów, stwierdzając, że jest to proceder gorszący i grzeszny.

Dzisiaj, kto ma władzę nad mediami, ten aplikuje politycznej władzy terapię wstrząsową w postaci donosów. A wówczas władza musi odłożyć na bok walkę z morowym powietrzem, musi odłożyć wiele spraw wagi państwowej, żeby rozmawiać o donosach, o szantażach i szantażystach, którzy w przebraniu dziennikarzy jakoby walczą o prawdę i o wolne słowo, zamawiając i kupując donosy.

Niektórzy szantażyści prasowi, telewizyjni, a nade wszystko internetowi, przestali informować. Oni donoszą. Nie mają wiedzy, ale donoszą. Niedouczeni, ale pouczają. Zakłamani, ale krzyczą o wolności i prawdzie. Donoszą na przeciwników.

Stopień sprostytuowania się liberalnego czy też lewackiego dziennikarstwa był zawsze spory. Ale dzisiaj ten stopień zeszmacenia jest zastraszający. Media chętnie mówią o sądach i sędziach. A co z dziennikarstwem? Wszak co szósty był w PRL-u donosicielem! Co czwarty, a w niektórych redakcjach co drugi, był donosicielem bez karty donosiciela. Bo należał do partii.

Właściwe jest słowo „skundlenie” na oznaczenie dziennikarstwa donosów, kłamstwa, opluwania i niszczenia porządnych ludzi. Słowo „kundel” pochodzi od staronordyckiego słowa „kurry”, co oznacza „narzekać”, „warczeć”. Kundel nie należy do żadnej rasy. To pies wielorasowy, mieszaniec. Pochodzi z nieupilnowania. Tym różni się od psa rasowego, że jest wielką niewiadomą. Ma nieprzewidywalne predyspozycje i charakter. Po prostu skundlonego dziennikarza trzeba pilnować.

Notowane synonimy dziennikarskiego kundla, to arcyłotr, bydlak, gadzina, glista, gnój, kanalia, kawał drania, kreatura, łachudra, łotr spod ciemnej gwiazdy, nędznik, szubrawiec, skunks, niegodziwiec, diabli syn, łachmyta, swołocz, ścierwo, żmija.

Kundle bez pańskiej smyczy, bez uwięzi, bez partyjnej dyrektywy, łączy się z dziennikarską watahą. A wtedy atakuje stado kundli, stado, które ma jednak hierarchię. Najczęściej wataha jest rodziną w jakimś medium. Może to być wehikuł prawdy. Występują wówczas osobniki o najwyższym statusie i najniższym.

Przywódca stada, naczelny, ma absolutną władzę nad watahą. Prowadzi polowania, reaguje na pojawienie się ofiary, daje znak do ataku, do zagryzienia albo do obrzucenia przeciwnika donosami, pomówieniami i odchodami.

Dzisiaj donos kundla psuje państwo, rozwala państwo, demoralizuje ludzi. Przodują w urobku donosów media z amerykańskim kapitałem: Fort TVN i Gazeta Wyborcza. Patrzę, a z tych mediów cieknie piana o nierozpoznanej barwie. Pies sąsiada, jak się wściekł, to też ciekło mu z pyska i zagryzł dziecko.

Donosy w politycznych brukowcach rażą niczym granat wrzucony do szamba. Epicentrum wybuchu znajduje się wszędzie tam, gdzie leży gazeta, zwana wehikułem prawdy i gdzie stoi telewizor. Natomiast cisza jest tam, gdzie zapadają decyzje o tym, kto albo co ma być na antenie, kto ma iść do nieba, a kto do piekła.

Ludzie na ogół mają świadomość, że ten, kto ma w swoich rękach informacyjne szambo, ma rzeczywistą władzę.

„Pierwszą linią frontu propagandy jest informacja – twierdził w pięćdziesiątym siódmym roku dyrektor programowy TVP, Stanisław Bębenek. – Drugą linią jest zaangażowana politycznie publicystyka. A wsparciem obydwu tych linii musi być niewyszukana, przeznaczona dla mas, rozrywka”.

Dzisiaj finanse i polityka decydują o kreowaniu rzeczywistości w umysłach milionów. Kłamstwa przekazywane na antenie w równym stopniu dotyczą proszku do prania, syna pani premier, finansów prezesa Orlenu. Manipulacja narzuca skrycie fałszywy obrazu rzeczywistości. Redukuje wieloraką rzeczywistość do fałszywej i poręcznej jedności.

Skuteczność manipulacji zależy od rozmiarów społecznej chwiejności, od stopnia rozregulowania więzi rodzinnych i grupowych. Po co to wszystko? Dla władzy i dla pieniędzy. Manipulacja uderza w najdelikatniejsze miejsca ludzkich konstrukcji, uderza w zasady, reguły, normy, przykazania. W pewnym zakresie, manipulacja jest dywersją w systemie znaczeń, wartości i zachowań.

Istnieje ścisły związek między tym, co telewizja mówi, co pokazuje na ekranie, a tym, o czym mówią, jak myślą i co robią ludzie na ulicy i w domu. Przekaz emocjonalny silniej wpływa na postawy i zachowania niż przekaz racjonalny, czyli słowa, fakty, cyfry.

Statystyka jest odrzucana w konfrontacji z żywymi, ikonicznymi wiadomościami. Szczególnie w sytuacjach wzruszenia, rozchwiania i wzburzenia – ludzie trzymają się tego, co widzą na ekranie.

Nie jest odległy czas, kiedy wydawało się, że telewizja będzie doskonałym przekaźnikiem prawdziwych zdarzeń. Pamiętam dzień, kiedy zobaczyłem na Uniwersytecie Warszawskim stoiska z wolną literaturą, drukowaną przeważnie w podziemiu. To było 4 września 1988 roku, akurat wróciłem ze strajku w kopalni Manifest Lipcowy.

Opuszczałem Uniwersytet do głębi wzruszony i przeświadczony o nadejściu wolnej Polski. W domu powiedziałem do żony: „Będzie można odkłamać Polskę. Piękne czasy nadchodzą”. Nie nadeszły. Polska, wymyślona w krzakach Magdalenki, pozostała krajem zakłamanym, w którym przez trzydzieści lat byli opluwani i publicznie zabijani ci, którzy walczyli o Polskę wolna i sprawiedliwą.

Lata nowej Polski pokazały, że mniemanie o odkłamaniu Polski było błędne. Media znalazły się w rękach funkcjonariuszy partyjnych i ludzi służb specjalnych. Jak na ironię rozwój telewizji sprzyjał i dzisiaj sprzyja nie tyle przekazywaniu, co kreowaniu wydarzeń i fałszywych postaci. Sprzyja dziennikarskim kundlom, które specjalizują się w donosach.

Donos, jeśli dotyczy znanej postaci politycznej, błyszczy jak słońce. Jest stokrotnie powtórzony w telewizji i w radiu. Skacze do góry oglądalność i słuchalność, skacze do góry nakład, sypną się reklamy i pieniądze, pieniądze! Ale donos, jeśli dotyczy kogoś mniej znanego, po prostu zabija. W ciszy, w odosobnieniu, zwyczajnie.

Telewizja podstępnie oszukuje opinię publiczną, porządkując wydarzenia na swój własny sposób. Nawet tzw. transmisje „na żywo” mogą dawać zupełnie fałszywy obraz rzeczywistości. Kamery wybierają bowiem zdarzenia najbardziej spektakularne, podkreślające dramatyzm sytuacji. Ginie to, co nie jest widowiskowe, choć prawdziwe i ważne. Nie ma przecież reportażu, nie ma relacji z Polski.

Programy informacyjne żywią się wyłącznie newsowymi wydarzeniami, choć już dawno nie widziałem w telewizji i nie słyszałem w radiu dobrze zrobionego newsa. Tylko naiwni mogą myśleć, że skandale polityczne mogą wywoływać barmani, sprzątaczki i kelnerzy. O skandalach politycznych decydują mafijne sztaby polityczne i biznesowe.

Wystarczy trochę prawdy, trochę fikcji, by zadowolić zjadaczy chleba. Bo ludzie w swym codziennym życiu już nie są pewni, kiedy doświadczają prawdziwej rzeczywistości, a kiedy fikcji. Obcują z substytutami rzeczywistości, przyjmując wykreowany obraz za stan rzeczy. Ta rzeczywistość jest kluczem do zrozumienia współczesnej sytuacji człowieka, żyjącego w świecie mediów i wysokich technologii.

Kiedy ekran telewizora nie jest zbrukany lawą wulkanów albo krwią zabitych, niektórzy mówią: „Jakie te wiadomości dzisiaj nudne”. Oczekiwania na ekscytujące wydarzenia, na zajmujące opowieści przekraczają granice zdrowego rozsądku i umiarkowania.

Donos polityczny w tygodniku, rozkrzyczany w telewizji przez lewą i prawą stronę polityki, zastępuje lawę, może nawet zastąpić krew. Zastanawia, komu służy to medialne rozkręcanie donosów na syna pani premier i na rodzinę prezesa Orlenu?

To się mówi: łżą jak psy! I wystarczy. Ani słowa więcej! Żadnego odwołania do CBA, do prokuratury, do sądu. Wystarczy zlekceważyć kłamców. Chyba że chcemy tworzyć popyt na iluzję. Ale pamiętajmy, że w tym ekstrawaganckim jazgocie przepada prawda. Po kilku dniach obrony prezesa Orlenu jak Częstochowy przed Szwedami, przychodzi do mnie sąsiad i powiada:

– No ja już nie wiem…

„Te nasze ekstrawaganckie oczekiwania na coś nowego tworzą popyt na iluzję, którą sami się oszukujemy i przy pomocy której oszukują nas inni” – pisze Daniel J. Boorstin, zdobywca nagrody Pulitzera. Ale medium, które przywykło do jarmarcznej zabawy, nie potrafi powiedzieć: łżą jak psy.

Powiedzieć i zamilknąć.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content