12 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Pomnik naszych czasów – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Było kiedyś dla mnie nie do wyobrażenia, że kiedykolwiek zdarzy mi się pozytywnie wspominać cokolwiek z czasów PRL – u. A jednak mi się to zdarza. I marną pociechą jest to, że przejawy znikczemnienie o skali nawet w PRL -u nie do pomyślenia, zdarzają się głównie na zachód od Polski.

Z dzieciństwa pamiętam czytanki, opowiadania i artykuły z pisemek typu „Płomyczek”, w których mocno brzmiał pewien prosty i oczywisty pogląd: nie stawia się pomników osobom żyjącym. Być może teksty te były motywowane doświadczeniem stalinizmu, definiowanego jako „kult jednostki”. PRL – owscy bonzowie oczywiście byli wielkimi egocentrykami, ale taki np. Edward Gierek bardzo się pilnował, żeby jego portrety nie pojawiały się na plakatach czy portretach, noszonych w pierwszomajowych pochodach. Każdego dnia „Dziennik Telewizyjny” zaczynał się od relacji z „gospodarskich wizyt” Wielkiego Eda. Edward Szczodry był na pierwszych stronach gazet. No ale to można było zaliczyć do działalności informacyjnej. Nazwisko pierwszego komunisty lat siedemdziesiątych było skandowane na wiecach i wypisywane na transparentach, ale – tu stawiano granicę. Skojarzenia z kultem Stalina, podobieństwa do absolutystycznych monarchów czy upiornych dyktatorów, którym pomniki wystawiano za życia, były zbyt oczywiste. Zasada, że nie wystawia się nikomu pomników postaciom żyjącym, była oczywistością. Ta norma przyzwoitości była nauczana w szkołach.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Pamiętam nawet niepokój, jaki się pojawił w kręgach najszczerszych katolików kochających polskiego papieża, kiedy któryś z proboszczów odważył się postawić mały pomniczek Janowi Pawłowi II. Wywołało to dyskusję, czy należy tak robić. Doprowadziła ona do konkluzji, że nasz papież to jednak wyjątek potwierdzający regułę. Mimo tego i tak „wyrażanie szacunku papieżowi sposobem pomnikowym” miało ograniczony zasięg. Większość poświęconych mu monumentów, obrazów, większość nazw ulic czy placów – pojawiła się dopiero po jego śmierci.

Inne przypadki też należą do rzadkości. Oczywiście katastrofalną „wtopą” jest nadanie gdańskiemu portowi lotniczemu imienia Lecha Wałęsy, do którego po ujawnieniu donosów, zgromadzonych w willi gen. Kiszczaka, przylgnęła nazwa „Lądowisko TW Bolka”. Nie ulega wątpliwości, że kiedyś nazwa ta zostanie zmieniona. Jeszcze za życia wielkiego polskiego kompozytora nadano też imię Krzysztofa Pendereckiego jednej z ulic w Jastrzębiej Górze. Ten fakt też da się chyba jednak zaliczyć do akceptowalnych wyjątków potwierdzających regułę. Imię tej ulicy nadano w momencie, w którym dorobek sędziwego geniusza muzyki był już przeogromny a on sam był człowiekiem z nadmorskim miasteczkiem bardzo związanym. Dodatkowymi argumentami było i to, że ulica ta prowadzi do kościoła, w którym Krzysztof Penderecki wiele razy koncertował.

Często jako ci, którzy przewrócone w głowie mieli najbardziej, postrzegani są polscy magnaci dawnych czasów. Największe polskie rody arystokratyczne dysponowały majątkami przewyższającymi swym obszarem terytoria niektórych europejskich królestw, żyły w pałacach świetniejszych od siedzib monarszych, za kuzynów miały liczne koronowane głowy i samego cesarza. Wszystko to mogło w głowie przewrócić, prowadzić do przekonania o szczególnych przymiotach członków swojego rodu. Za takich najbardziej nadętych dumą przez wieli uważało się Radziwiłłów. Parokrotnie było mi dane odwiedzić kościół Bożego Ciała w Nieświeżu. Ta absolutnie niezwykła świątynia, o niezwykłej historii i wielkiej klasie artystycznej, jest też rodzinnym cmentarzem, kryjącym zwłoki ponad stu zmarłych z rodziny wielkich litewsko – rusko -polskich magnatów. Trudno ją jednak skojarzyć z czymkolwiek takim, jak – mauzoleum. Złożone w krypcie trumny i większość pamiątkowych tablic raczej kontrastuje niż współgra z przepychem tego domu Bożego. Najbardziej znamienne jest pewne epitafium. Po nagłej śmierci trzynastoletniego syna zamówili je rodzice zrozpaczeni utratą dziecka. Bo czyż może być większe źródło cierpienia od śmierci własnego dziecka? Świetny i hojnie opłacony rzeźbiarz wykonał okazały relief, którego zasadniczą częścią był portret człowieka, zmarłego w bardzo młodym wieku. Każdy, kto żegnał kogoś bliskiego wie, że takie wydarzenia, jak po prostu ładna ceremonia pogrzebowa czy przyzwoicie wyglądający grób bliskiej osoby, odgrywają pewną rolę jakby – terapeutyczną. Cześć oddana zmarłemu potrafi czasem choć odrobinę złagodzić ból. Tak zapewne miało być i z wmurowanym w ścianę kościoła epitafium, ufundowanym przez rodziców, by uczcić pamięć swojego syna. Przyglądając się jednak marmurowemu portretowi, otoczonemu kamiennym wieńcem laurowych liści fundtor – ojciec zmarłego zaczął się rozglądać za jakimś ciężkim przedmiotem. Znalazłszy młotek podszedł do portretu swojego syna i kilkoma uderzeniami pozbawił epitafium laurowego wieńca. I w takiej obtłuczonej postaci tę piękną pamiątkę po młodym Radziwille oglądać możemy do dziś. Odpowiedź na pytanie o to, dlaczego zrozpaczony ojciec zmarłego chłopca najpierw wydał mnóstwo pieniędzy zamawiając tablicę pamiątkową a potem jakby obniżył jej wartość, jest prosta. Doszedł on po prostu do przekonania, że jego ukochany syn, który w swym krótkim życiu nie dopuścił się niczego złego, nie zdążył też jednak dokonać niczego, co uzasadniałoby otoczenie jego portretu wieńcem z wawrzynu. Jeden z najmożniejszych przynajmniej naszej części Europy znał miarę oddawania czci nawet swojemu najbardziej ukochanemu zmarłemu dziecku.

Przed paroma dniami przed uniwersytetem w brytyjskim Winchester odsłonięty został pomnik Grety Thundberg. Szwedzka nastolatka stała się sławna w dużej mierze za sprawą ogromnego zaangażowania rodziców, aktora i śpiewaczki operowej, którzy pozwolili jej porzucić szkołę, by zamiast zdobywania elementarnej wiedzy o świecie – stała się ona na całym świecie powszechnie znana. Kluczem do tego celu było wsparcie bardzo zasobnych i wpływowych fundacji, umożliwiających wdzieranie się rozwrzeszczanego dzieciaka na fora skupiające najważniejsze postacie współczesnego świata. Czyli – także najpotężniejsze z mediów. O posiadaniu czegokolwiek, co można by nazwać poglądami, w przypadku agresywnej i niezdolnej do panowania nad emocjami dziewczynki, oczywiście nie sposób mówić. Sama przyznaje się do obciążenia Zespołem Aspergera, ADHD, zaburzeniami obsesyjno – kompulsacyjnymi oraz mutyzmem wybiórczym. Zapewne w tych właśnie przypadłościach jej rodzice i sponsorzy rozpoznali potencjał, umożliwiający zrobienie kariery formatu światowego.

Myślę, że są tylko dwie kwestie, które w przypadku Grety Thunberg warto rozważać. Pierwsza to krzywda, jaką wyrządzili jej rodzice, współdziałający z wielkimi korporacjami politycznymi i biznesowymi. Swoją córkę wepchnęli oni na drogę, z której trudno temu dziecku będzie zawrócić. Na początkowym etapie życia zostało ono skrajnie jednowymiarowo zdefiniowane, nacechowane i zakwalifikowane. Przerażenie ogarnia na samą myśl o spustoszeniach w psychice dziecka, poddanego takiemu eksperymentowi.

Drugi temat, wart zastanowienia w związku z karierą Grety Thunberg, to kondycja współczesnego świata. Co nam mówi możliwość wykreowania kogoś takiego? Nieskładnie wydzierające się dziecko potrafiące jedynie z wyrażającej bezbrzeżną zaciekłość twarzy miotać prymitywne frazesy i głupkowate obelgi stało się bożyszczem milionów. Fascynują się nią liczni politycy, największe telewizje i gazety. Jak z rogu obfitości sypią się wszelkiego rodzaju peany, zachwyty, honorowe tytuły i nagrody, włącznie z nominacjami do pokojowej Nagrody Nobla. Powstają o niej poematy, książki, filmy i eseje.

Najsmutniejszym przejawem „Gretowego zbzikowania”, z jakim mamy do czynienia w Polsce, jest esej Marii Poprzędzkiej. Przed wieloma laty pani profesor była cenionym historykiem sztuki. Nie tylko autorem godnych uwagi analiz, ale także popularyzatorem sztuk pięknych, występującym w roli eksperta w poświęconym klasyce malarstwa teleturnieju „Aukcja”. Kilka lat temu z zaskoczeniem a potem smutkiem zacząłem przyjmować bełkotliwe artykuliki pani profesor, publikowane na łamach prasy, do tego tej w najmniejszym stopniu zasługującej na szacunek. Wypowiedzi te były smutnym dowodem „intelektualnego pikowania w dół” zasłużonego kiedyś badacza kultury. Nie spodziewałem się jednak, że ten upadek będzie mógł sięgnąć tak ostatecznego dna. I wprost nie wierzyłem własnym oczom, kiedy Maria Poprzędzka w jednym ze swych (aż nie wiem, jak to nazwać, ale jeśli mamy być precyzyjni to właśnie tak trzeba) majaków – zestawiła Gretę Thunberg z Joanną d’Arc…

Kim była Dziewica Orleańska? Późniejsza święta Kościoła katolickiego odegrała ogromną rolę w czasie Wojny Stuletniej. Będąc niskiego pochodzenia potrafiła porwać do walki podupadające na duchu rycerstwo, by wraz z nim zwyciężyć w kilku bitwach, uwalniając swą ojczyznę od obcej okupacji. Spotykając się z rodziną mojego ojca wiele razy słyszałem, że na przełomie XIX i XX wieku Polacy marzyli, by i nam urodziła się taka Joanna d’Arc. Zwyczajem, którzy przyjął się przede wszystkim w Wielkopolsce, było nadawanie jednej z córek imienia Joanna. Bo może, kiedy urośnie, któraś okaże się polską Joanną d’Arc? Właśnie z tej przyczyny urodzona w roku 1903 matka mojego ojca otrzymała na chrzcie świętym imię Joanna. To był znak nadziei, to był przejaw marzeń o narodowej wolności. Dziś św. Joanna d’Arc jest patronką patriotów, męczenników, więźniów sumienia, bojowników o niepodległość. Pani Poprzędzka tę okrutnie zamordowaną bohaterkę i świętą zestawiła z rozpieszczonym zmanipulowanym rozwrzeszczanym bachorem, kpiąc z inteligencji widzów brylującym w mediach wszystkich kontynentów. Zastanówmy się, co o współczesnym świecie mówi nam taka paralela? Jakby tego nieszczęścia było mało – kocopały Poprzędzkiej trafiły do podręczników dla uczniów polskich szkół. Od dziesięcioleci wiemy, że w Polsce podręczniki pisać może byle kto, byle kto może je wydawać i przynajmniej do niedawna – byle kto zatwierdzał je do użytkowania. Skutkiem tego do głów polskich dzieci od dziesięcioleci tłoczone jest mnóstwo nikczemnych bredni. Horrenda o Grecie zestawionej z Joanną d’Arc zaliczają się już do treści stanowiących czynnik mogący wyłącznie udebilniać młode roczniki Polaków.

W nieszczęściu tym nie jesteśmy jednak sami. Pomnik Grety Thunberg stanął przez gmachem uniwersytetu w Winchester. Co nam to mówi o mentalności rektora tej uczelni? Jakie świadectwo wystawia klasie intelektualnej jej profesury? I co to mówi o świecie, stawiającym dziś na cokołach takich „bohaterów”? Dokąd może zmierzać taki świat? Uważam, że jest się czego bać.

Artur Adamski

1 KOMENTARZ

  1. Pan Michał Murgrabia na łamach Mediów Narodowych stwierdził

    “Co ciekawe, aspergera ma ponoć też prezes Janusz Korwin-Mikke – dowiedziałem się tego od jednego z jego bliskich współpracowników. Taka ciekawostka – nadmienię tylko”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content