5,3 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

Pierwsze ostrzeżenie od Solidarności Walczącej

26,463FaniLubię

Obok ogromnej aktywności wydawniczej czy radiowej organizacja Kornela Morawieckiego rozwijała też różnorakie działania nie tylko nie wykluczając całkowicie nowych form, ale też różnego rodzaju nowych metod ciągle poszukiwała. Środków mogących przybliżyć osiągnięcie strategicznych celów – rozbicia komunizmu, dekompozycji sowieckiego imperium, pełnej niepodległości Polski – w działalności SW ciągle przybywało.

Solidarność Walcząca nie wykluczała nawet podjęcia walki zbrojnej. Jej członkowie świetnie sobie jednak zdawali sprawę z ryzyka takiej drogi oraz z oczywistego faktu, że w realiach lat osiemdziesiątych sięganie do broni mogłoby przynieść więcej szkód, niż pożytku. Wśród działaczy dość powszechny był jednak pogląd, że zbrodnie komunistów powinny się spotkać jeśli nawet nie z adekwatnym odwetem to przynajmniej z uświadomieniem przeciwnika, że zaprowadzanie przez reżim krwawego terroru nie będzie mogło odbywać się bezkarnie. Już w połowie 1982 roku prasa Solidarności Walczącej publikowała adresowane do władz artykuły, ostrzegające przed pomysłami formowania szwadronów śmierci. A o pomysłach takich świadczyły zdarzające się w kraju niewyjaśnione przypadki śmierci, wyglądające na mordy skrytobójcze. W wypowiedziach na łamach prasy Solidarności Walczącej pojawiały się więc ostrzegawcze zdania w rodzaju: „Jeśli zechcecie rozlewać naszą krew to liczcie się z tym, że popłynie także wasza”.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Temat zadania ograniczonego, ostrzegawczego ciosu był rozważany przez wiele miesięcy. Oczywiste było, że pierwszy taki akt odwetowy nie powinien oznaczać ofiar w ludziach a zarazem musiałby on być odczuty przez osobę bardzo trafnie dobraną. W żadnym razie nie mógłby to być przypadkowy funkcjonariusz aparatu represji. Najlepiej, gdyby to był osobisty wykonawcza zbrodni, za którą ma być ukarany, albo w wysokim stopniu odpowiedzialna figura komunistycznych organów terroru. Jednym z doradców w takich sprawach od 1982 roku był sędziwy Roman Lipiński.

Lipińskiego jeden z późniejszych liderów Solidarności Walczącej Wojciech Myślecki poznał na początku 1982 roku w więzieniu, w którym obydwaj byli internowani. Jak się okazało Roman Lipiński w czasie okupacji hitlerowskiej był młodym żołnierzem oddziału likwidacyjnego. Na niemieckich zbrodniarzach oraz agentach Gestapo wykonywał wyroki, orzeczone przez sądy Polskiego Państwa Podziemnego. Wiązała się z tym jednak i historia tragiczna. Wyrok taki został bowiem wydany m.in. na dziewczynę z konspiracji, przez podziemny sąd uznaną za hitlerowską wtyczkę. Lipiński brał udział w wykonaniu tego wyroku a po jakimś czasie okazało się, że jednak dziewczyna była niewinna. Ta straszna historia prześladowała Lipińskiego do końca życia. Potwornym doświadczeniem dzielił się ze współpracownikami z Solidarności Walczącej. Dobitnie uświadamiało ono wielkie ryzyko, jakie zawsze wiąże się z sięganiem do broni.

Po zastąpieniu Niemców Sowietami Lipiński nadal działał w polskim zbrojnym podziemiu. W latach powojennego Powstania Antykomunistycznego wykonywał wyroki na najpotworniejszych sadystach z UB – zbrodniarzach winnych śmierci wielu polskich patriotów. W 1947 roku został aresztowany i po brutalnym śledztwie skazany na karę śmierci. Kiedy trafił do więziennej celi, w której wśród dziesiątków więźniów byli i inni oczekujący na wykonanie wyroku, rozmowę z nim zaczął starszy człowiek, który wydał mu się znajomy. Okazało się, że mężczyzna robiący wrażenie duchowo niezniszczalnego, mimo iż ledwie żywego z powodu krytycznego stanu zdrowia, to legionista, pisarz i przedwojenny starosta Kostek Biernacki. Komuniści starali się obarczyć go odpowiedzialnością za funkcjonowanie na terenie powiatu, w którym do 1939 roku urzędował, ośrodka odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Wysłuchawszy opowieści Lipińskiego Biernacki zapytał, czy komuniści dowiedzieli się o wszystkich wyrokach, jakie wykonał i usłyszawszy, że nie, młodemu towarzyszowi niedoli dał pewną radę: „Postaraj się roztropnie gospodarować tymi bandytami, których zabiłeś. Komuniści zwykle nie wykonują swych wyroków od razu. Skazanych trzymają w celach śmierci czasem nawet rok i dłużej. Liczą na to, że przydadzą im się oni jako świadkowie w procesach kolejnych ludzi podziemia. Zanim więc kogoś powieszą czy rozstrzelają – starają się go jeszcze wykorzystać sądowo lub propagandowo. Staraj się trzymać rękę na pulsie w tej sprawie i kiedy będziesz miał wrażenie, że wykonanie wyroku na tobie się zbliża – poproś o spotkanie z komendantem więzienia. I opowiedz mu wtedy o kolejnym komunistycznym bandycie, którego zabiłeś. Czyli o tym wykonanym przez ciebie wyroku, o którym oni jeszcze nie wiedzą.”

Lipiński skorzystał z rady Biernackiego i po kilku miesiącach, kiedy wszystko wskazywało na to, że wykonanie wyroku będzie miało miejsce w najbliższych dniach, zażądał spotkania z komendantem więzienia. Kiedy został do niego doprowadzony powiedział: „Panie komendancie, jest taka sprawa, że przypomniałem sobie o zabiciu jeszcze jednego oficera UB, o którym nie było mowy na moim procesie”. Zaskoczony komendant oczywiście nie uwierzył, ale Lipiński zaproponował, by UB zaczęło kopać metr za kapliczką pod lasem nieopodal pewnej bardzo konkretnej miejscowości. Tydzień później przyszła wiadomość, że rzeczywiście posługując się tą informacją wykopano tam trupa zaginionego przed rokiem ubowca. Ruszyło kolejne śledztwo, Lipiński znów stanął przed sądem, „Kronika Filmowa” nakręciła kolejny materiał i po kilku miesiącach na tym samym skazańcu zapadł jeszcze jeden wyrok śmierci. Lipiński wrócił do swojej celi i znów starał się przewidzieć moment, w którym wyrok będzie na nim wykonany. Kiedy nadszedł ten czas ponownie zgłosił się do komendanta: „No tak się złożyło, że o jeszcze jednym sobie przypomniałem. Znajdziecie go na dnie stawu przy skrzyżowaniu dróg. Po tym, jak go zastrzeliłem – utopiłem go tam razem z jego rowerem”. Parę dni później wyłowiono zwłoki sowieckiego towarzysza z NKWD, kilkanaście miesięcy wcześniej tajemniczo zaginionego. Zaczęło się nowe śledztwo, potem następny proces, aparat propagandy produkował i publikował kolejne materiały. A Lipiński, obciążony kolejnym wyrokiem, znów trafił do celi śmierci, w której na wszelkie możliwe sposoby starał się ustalić datę zasądzonego mu rozstrzelania. Datę bardzo dla niego istotną, bo w przeddzień znów zamierzał się udać do komendanta… Metoda zaproponowana przez Kostka Biernackiego okazała się skuteczna – pozwoliła Lipińskiemu dożyć w więzieniu do roku 1956, w którym to ogłoszono amnestię.

Kiedy w 1985 roku szykany w stosunku do rodziny Morawieckich zaczęły osiągać apogeum, czego przejawem było m.in. porwanie z ulicy syna przewodniczącego Solidarności Walczącej i wywiezienie go do lasu, gdzie grożono mu śmiercią, Wojciech Myślecki uznał, że nadszedł czas stanowczej reakcji. „Jeśli czegoś nie zrobimy – następnym razem Mateusza zabiją!” – przekonywał Myślecki. Po długiej debacie Rada i Komitet Wykonawczy Solidarności Walczącej, posiłkując się konsultacjami m.in. właśnie z Romanem Lipińskim, postanowiły o zadaniu ciosu w osobę komendanta wrocławskiej Służby Bezpieczeństwa. Ofiarą miał być domek letniskowy, a w zasadzie nieco okazalsza altanka, będąca własnością esbeckiego pułkownika Błażejewskiego. Wykonawcami akcji byli Roman Lipiński i Wojciech Myślecki. Po latach Myślecki wspominał, że z sędziwym weteranem umówili się w pobliżu podmiejskich ogrodów, należących do funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Lipiński podjechał swoją starą jak świat syrenką, z której wyszedł z konewką. Wyglądał jak staruszek, który zamierza na ogródku podlać kwiatki. Jedynie z bliskiej odległości można było wyczuć, że w koneweczce nie niesie wody, ale naftę zmieszaną z benzyną. Idąc krokiem spacerowym po chwili dotarli do dwóch bardzo do siebie podobnych drewnianych domków. Z uzyskanej informacji wynikało, że własnością Błażejewskiego jest ten stojący po prawej stronie. Myślecki dyskretnie, ale bacznie się rozglądał po okolicy a Lipiński, bez najmniejszych nawet oznak jakiegokolwiek niepokoju, dół drewnianej budowli podlewał zupełnie tak, jakby wykonywał prace ogrodowe. Powoli oddalając się rzucił zapałkę. Altanę objęły płomienie. „Chciałem przyspieszyć kroku, ale Lipiński nie tylko szedł bardzo niespiesznie, ale nawet zaczął mówić na jakiś zupełnie z tym wydarzeniem niezwiązany temat” – wspominał Wojciech Myślecki.

Jednym ze źródeł informacji o wydarzeniach w łonie SB byli trenerzy i sportowcy klubu Gwardia Wrocław. Jego okazała siedziba, mieszcząca wiele biur wrocławskiego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, dzień po pożarze niemal trzęsła się od histerycznych opowieści. Wprawdzie okazało się, że spłonął nie domek Błażejewskiego, ale jego zastępcy, to jednak sygnał podziałał przerażająco. Potem wiadomości te uzupełnione zostały doniesieniami, napływającymi od współpracującej z Solidarnością Walczącą Grupy Charukiewicza, czyli od kilkorga funkcjonariuszy SB przekazujących podziemiu różne informacje, głównie ostrzeżenia o planach esbeckich akcji. Dzień później Błażejewski otrzymał list podpisany przez Kornela Morawieckiego, zaczynający się od słów: „Niniejszym czynię pana odpowiedzialnym za bezpieczeństwo członków rodzin działaczy Solidarności Walczącej oraz innych antykomunistycznych organizacji…”

Od niniejszego wydarzenia przez co najmniej kilka miesięcy wrocławska SB nie sięgnęła do brutalnych metod, które zdawały się już być codziennością. W tym samym roku gen. Czesław Kiszczak ostatecznie doszedł natomiast do przekonania, że w łonie wrocławskiej bezpieki działają liczne osoby współpracujące z Solidarnością Walczącą. Skutkiem tego kilkadziesiąt osób wydalono ze służby. W tej liczbie nie było nikogo z Grupy Charukiewicza. Za pomoc udzielaną podziemiu i tym samym udział w walce o niepodległość członkowie tej grupy w roku 2009 zostali przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego odznaczeni Krzyżami Oficerskimi Orderu Odrodzenia Polski.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content