Z nadzieją patrzymy na kalendarz, czy to w telefonie czy zawieszony gdzieś n a ścianie. Liczymy, że ten rok nie będzie tak odbiegał od normalności jak poprzedni. Wszyscy mamy dość dystansu, limitów, zamkniętych miejsc, niewygodnych masek i parujących od nich okularów.
To oczywiście tylko „przeszkadzajki”. Bledną one przy śmierci bliskich, dramatach rozgrywających się w szpitalach czy upadających firmach. Myśl: „niech to się wreszcie skończy”, kołacze nam po głowie. Ale czy chcemy, by było jak przed pandemią? To tak jakby Noe na arce wyglądał lądu, planując, że wróci świat sprzed potopu. Mam nadzieję, że rok 2021 przyniesie normalność, oby tak było. Przede wszystkim jednak niech będzie to normalność w lepszym wydaniu, z docenieniem znaczenia Eucharystii, drugiego człowieka, świata, który dano nam w opiekę. By to, za czym tak tęsknimy, nie zaczęło znów nas nużyć, musimy o nową rzeczywistość zawalczyć. Robert Baden-Powell, założyciel skautingu, mówił: „Starajcie się zostawić ten świat choć trochę lepszym, niż go zastaliście”. Po tylu latach w szarym mundurze pozwolę sobie sparafrazować Człowieka o Wielkim Kapeluszu – jak go nazywano: starajmy się tworzyć lepszy świat niż ten przed pandemią. Jak?
Zróbmy to w naszych rodzinach, miejscach pracy, nauki, parafiach. To one tworzą świat.