8,6 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Grecy z Solidarności Walczącej

26,463FaniLubię

Wraz z końcem II wojny światowej w Grecji wybuchła wojna domowa. W walkach i egzekucjach zginęło kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych kraj opuściły dziesiątki tysięcy Greków w czasie krwawego konfliktu związanych z (szeroko rozumianą) stroną komunistyczną. Celem tej emigracji były głównie europejskie państwa obozu socjalistycznego. Ponad 14 tysięcy Greków, w tym ponad 3100 małych i często osieroconych dzieci, trafiło do Polski.

Bliżej poznałem tylko kilkoro zamieszkujących u nas Greków. Jeśli jednak przyjąć zasadę, że każdy obcokrajowiec zawsze jest ambasadorem swojej ojczyzny to stwierdzić muszę, że każdy ze znanych mi Greków rolę tego reprezentanta spełniał w sposób wyśmienity.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Przede wszystkim powszechne było wrażenie bardzo głębokiego „wtopienia się Greków w Polskę”. Mieli oni świadomość swojego pochodzenia, pielęgnowali swoją tożsamość, ale żyli między Polakami i jak Polacy. Wiele wskazywało na to, że myślą podobnie, jak my. Wiadomo było, że rodzinnie musieli być związani z tymi, którzy w Grecji próbowali zaprowadzić ustrój komunistyczny. Ze wszystkich kontaktów z nimi jednak wynikało, że po latach spędzonych w Polsce rządzonej przez prosowiecki reżim z niegdysiejszych probolszewickich sympatii w głowach nie pozostało im absolutnie nic. Dla wielu lata czterdzieste były zresztą jedynie wspomnieniem z dzieciństwa, wielu urodziło się już w Polsce.

Na naszym osiedlu mieszkało kilka greckich rodzin. Jedna z nich w moim bloku, liczącym ponad 120 mieszkań, więc większość kontaktów była dość przypadkowa. Od lat przedszkolnych widziałem jednak, że na bodaj czwartym piętrze mieszka parę osób wyglądających nieco egzotycznie. Czasem jadąc windą przyglądałem się kruczowłosej kobiecie miniaturowych rozmiarów, o ostrych rysach twarzy. Bywało, że miała pod ręką gazetę wypełnioną greckimi literami, co uruchamiało wyobraźnię: „O kurczę – Grecja! Akropol, Pitagoras, morze gorące jak herbata, ananasy…” Pani ta miała dwoje dzieci, ale akurat nie z mojego przedziału wiekowego. Jej córeczka była młodsza ode mnie. Na naszym podwórku była liderką najbardziej ruchliwej ekipy dziewczynek nadzwyczaj skłonnych do różnych psikusów, rozstawiania indiańskich obozów na trawniku lub organizowania pełnego wrzasków dzikich tańców na dachu zapomnianego przez swych właścicieli starego autobusu. Ta kreatywność i odwaga wzbudzały na podwórku powszechny respekt. Jej brat był starszy ode mnie – kiedy kończyłem podstawówkę on zaczynał studia na politechnice. Kiedyś w windzie zauważył, że przyglądam się płytom, które trzymał pod pachą. Pokazał mi, że zawierają muzykę greckich zespołów. Powiedział: „Jak byś chciał takiej posłuchać to przyjdź w sobotę wieczorem do greckiego klubu na Placu Wolności”. Okazało się, że mają tam o tej porze miejsce dyskoteki. Nie wszyscy ich uczestnicy byli Grekami i przez pierwszą część wieczoru tańczono tam do rytmu wszystkim znanych anglosaskich szlagierów. W pewnym jednak momencie pojawiała się tradycyjna muzyka grecka. Zgromadzeni jakby poważnieli, splatając tworzyli zwartą całość i zaczynali wykonywać taneczne ruchy z precyzją profesjonalnego zespołu. Robiło to wielkie wrażenie. Widziało się ludzi urodzonych już w Polsce, nikt z nich nie był nigdy w ojczyźnie swoich ojców, wszyscy funkcjonowali w odległym od niej kraju a jednak z dużym przekonaniem kultywowali tradycję narodu, do którego przynależeli.

Mieszkająca w naszym bloku matka dwojga młodych Greków stała się sławna w 1982 roku. 31 sierpnia przez naszą dzielnicę przetoczyły się burzliwe rozruchy. Latały pociski, kamienie i gazowe granaty, padali ranni, płonęły samochody i bruk, na którym rozbijały się butelki z benzyną. Po unieruchomieniu wielkiego transportera opancerzonego dwóch zomowców nad głowami tłumu pruło z kałasznikowów. Zaraz potem obok naszego bloku stanęło kilkanaście milicyjnych ciężarówek, cała okolica zaroiła się od ZOMO, ROMO i wojska. Oddziały zomowców wchodziły do kolejnych bloków. W naszym waliły do każdych drzwi i jeśli im ich nie otwierano – często były one wyłamywane. Jeśli w mieszkaniu znajdowano ukrytych demonstrantów – wywlekano ich razem z udzielającymi im schronienia. Kolejne piętra wypełniały straszne krzyki wleczonych po schodach, kopanych i okładanych pałkami. Zomowcy nie weszli do każdego z ponad stu dwudziestu mieszkań (po 11 na każdym, wzdłuż długich korytarzy). Chyba zniechęcało ich to, że po wyłamaniu drzwi do szeregu mieszkań okazywało się, że często nie było w nich nikogo. W paru mieszkaniach manifestantom udało się więc skutecznie schronić. Opowieść, która od tego dnia krążyła wśród mieszkańców, dotyczyła „tej małej Greczynki z czwartego piętra”. Wynikało z niej, że jak tylko zorientowała się, co się dzieje, otworzyła drzwi swojego mieszkania i stojąc przy schodach wskazywała wszystkim drogę: „Tędy, tutaj, do środka!” W tych chwilach pełnych przerażenia, gdy z wszystkich stron dochodziły krzyki i rozkazy „Stój bo strzelam!” jej maluteńkie mieszkanko wypełniło się dziesiątkami ludzi. Sąsiedzi spierali się o ilość osób, które ukryła: „Trzydziestu? Tylu przecież nigdy nie wcisnęłoby się do tak malutkiego mieszkanka!” Inni dopowiadali: „Ale dwudziestu co najmniej. Wszyscy stali ściśnięci i wstrzymywali oddech, jak ZOMO waliło w drzwi. Nie wyłamali ich, bo w sąsiednich mieszkaniach jak drzwi powyważali to zobaczyli, że w środku nie ma nikogo. Pomyśleli więc chyba, że z tym mieszkaniem jest tak samo”.

Od wydarzeń z 31 sierpnia 1982 Greczynka z bloku przy ul. Legnickiej 28 otoczona była powszechnym podziwem. Jak po czymś takim nie myśleć: „Nasi Grecy”? A jej przypadek nie był przecież wyjątkiem. Sławnym działaczem Solidarności Walczącej był Chrystoforosz Tulasz. Działał głównie w Jeleniej Górze i realizując zasadę Kornela Morawieckiego „Rób to, co umiesz, co leży w twojej naturze, byle było to to, co będzie zabójcze dla komunizmu” Chrystoforosz oddawał się aktywnościom spektakularnym i żywiołowym. Noc bez namalowania haseł na murach i dzień bez akcji ulotkowych uznawał za czas stracony. Rozwieszał transparenty, drukował gazetki i robił wszystko, by permanentnie absorbować maksymalne ilości esbeków i zomowców. Był poszukiwany listami gończymi i niezliczoną ilość razy uciekał przed goniącymi go watahami funkcjonariuszy. Potrafił się wyrwać próbującym go zatrzymać a biegał lepiej od innych. Tom „Solidarność Walcząca w dokumentach SB” zawiera m.in. notatki służbowe, dotyczące pościgów za Chrystoforaszem. Lektura niektórych z nich może rozbawić do łez. Którymś razem zdarzyła się np. sytuacja, w której goniony przez ubeków Chrystoforasz wbiegł do dziesięciopiętrowego bloku. Esbecy myśleli, że już go mają. Okazało się jednak, że blok ten jest jednym z pierwszych, w którym zainstalowano domofony. Funkcjonariuszom nie udało się sforsować żelaznej bramy a dzwoniąc do wszystkich lokatorów nie natrafili na ani jednego, który by im drzwi otworzył. Kiedy już sprowadzili posiłki i znaleźli sposób wejścia do środka okazało się, że Chrystoforasz „jakoś się rozpłynął”. Czmychnął zapewne przez któreś z okien w czasie, gdy ścigający go bezskutecznie próbowali wejść do środka. Oczywiście nie zawsze było tak wesoło. Chrystoforosz Tulasz wiele razy był aresztowany, w wyniku wyroków lata spędził w więzieniu. Wielokrotne ciężkie pobicia odebrały mu zdrowie i być może przyczyniły się do jego przedwczesnej śmierci.

Z Grecji pochodzi też żona Stanisława Srokowskiego poetka i tłumaczka Maria Ganaciu. To od niej dowiedziałem się sporo o straszliwych realiach wojny domowej z lat czterdziestych. Greccy emigranci trafili do Polski z obrazami mordów, dokonywanych w ramach próby zaprowadzenia marksistowskiego ładu. W czasie pochodów, organizowanych w wioskach i miasteczkach, pod nogi maszerujących rzucano głowy ścinane przeciwnikom komunizmu. Marksiści twierdzili, że „Tak trzeba, by jutro naszego narodu było szczęśliwe”. Po znalezieniu się w stalinowskiej Polsce greccy uchodźcy szybko przekonali się jednak, jaki „raj” drogą zbrodni zaprowadzany jest po tym, jak komunizm już zatriumfuje. Życie Polaków w powszechnej nędzy i w realiach totalitarnego terroru raz na zawsze uświadomiło, że poza skrajnym zniewoleniem, straszliwą biedą i beznadzieją – żaden komunizm nigdy nie będzie miał niczego do zaoferowania. W dniu wprowadzeniu stanu wojennego Maria Ganaciu wraz z mężem zaczęła sporządzać protestacyjne plakaty, wspólnie rozklejane potem na ulicach, którymi przewalały się już kawalkady wojska. Małżeństwo to razem znosiło kolejne prześladowania, wspierało działalność Solidarności Walczącej.

Wielu polskich Greków bardzo się przysłużyło walce o naszą niepodległość, wielu przyczyniło się do skruszenia okowów komunizmu. Ich dobra robota w naszym kraju to od tamtych czasów jedno z moich głównych „greckich skojarzeń”.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content