Co różni człowieka od zwierzęcia? Dla każdego chrześcijanina odpowiedź na to pytanie jest prosta. W odróżnieniu od wszystkich innych istot żywych człowiek ma nieśmiertelną duszę. Nad bramami naszych cmentarzy do dziś zobaczyć można powszechne niegdyś w takich miejscach napisy: „Śmierć bramą życia”.
Ten pogląd w naszej cywilizacji jest oczywisty. Święty Jana Paweł II wspominał, że z okna swojego rodzinnego domu codziennie widział napis „Czas ucieka – wieczność czeka”. Istotą godności dziecka Bożego jest bowiem nie tylko doczesne życie, ale też nieskończenie ważniejsze – wieczne. Kiedy cały ziemski czas już przeminie każde dziecko Boże przejdzie do wieczności. Chrześcijańska eschatologia mówi, że każdy człowiek stoi przed perspektywą rzeczy ostatecznych – śmierci, Sądu Bożego, oraz czyśćca, nieba lub piekła.
Dla każdego katolika jest rzeczą bezdyskusyjną, że wieczność to przyszłość absolutnie każdego człowieka bez względu na to, czy umrze po czy przed urodzeniem. Nie ma znaczenia jaką religię się wyznaje i czy w ogóle jest się człowiekiem wierzącym. Te wybory osądzi Bóg. Na posiadanie duszy nie ma też wpływu rasa, narodowość, genetyka czy cywilizacja. Każdego, czeka po śmierci nieskończona Boska sprawiedliwość – Absolut decydujący o kształcie duchowego bytu, który trwał będzie wiecznie, poza czasem.
Przekonanie o istnieniu nieśmiertelnej duszy jest obecnie niemal w każdej religii. W niektórych religiach antycznych wierzono w możliwość śmierci duszy, co zawsze było perspektywą nieskończenie bardziej przerażającą i degradującą, niż biologiczna śmierć ludzkiego ciała. Pozbawienie duszy oznaczało zrównanie kogoś ze zwierzęciem, rośliną, z insektem, kamieniem czy wiatrem.
Historia przypomina wydarzenia, kiedy w propagandowym przekazie czy w ferworze walki odczłowieczano wrogów. Wyzywanie od psów czy świń wynikało jednak z emocji i rzadko miało związek z deklarowanym światopoglądem. Publicznie i chłodno wypowiadane przekonanie o braku podstawowych atrybutów człowieczeństwa u kogoś to w naszym kręgu cywilizacyjnym coś niezgodnego z podstawami etyki. To coś więcej od najdalej idącego napiętnowania, to trudny do pomyślenia akt werbalnej dehumanizacji. Powiedzenie czegoś takiego o jednostce a tym bardziej jakimkolwiek narodzie byłoby więc czymś obraźliwym w stopniu absolutnie skrajnym. Nie spotykało się więc czegoś podobnego nawet w najbardziej ekstremalnych formach rasizmu czy szowinizmu, polegającego na najdalej idącym umniejszaniu wartości nacji przez rzeczników ideologii nienawiści bezbrzeżnie pogardzanych. Barbara Engelking parę lat temu zdecydowała się jednak publicznie wypowiedzieć o Polakach mówiąc: „Dla Polaków śmierć to kwestia biologiczna, naturalna, śmierć jak śmierć”. I żeby nie było wątpliwości tę śmierć biologiczną – naturalną Polaków zestawiła ze śmiercią Żydów, dla których jak stwierdziła pani profesor: „to była tragedia, dramatyczne doświadczenie, to była metafizyka, spotkanie z Najwyższym”.
Co w istocie rzeczy pani Engelking powiedziała tu o Polakach? Stwierdziła wprost, że śmierć członka naszego narodu to tylko kwestia biologiczna. Według tej opinii, w przeciwieństwie do Żyda, Polak nie spotyka się po śmierci z Najwyższym. W przypadku Polaka żadne kategorie metafizyczne – nie mają miejsca. Zarówno dla wyznawców judaizmu, jak i chrześcijaństwa takie postawienie sprawy oznaczać musi jedno – członkowie polskiego narodu nie mają nieśmiertelnej duszy, nie cieszą się godnością dziecka Bożego. Nie posiadają więc atrybutu warunkującego człowieczeństwo.
Czy można wyobrazić sobie bardziej uwłaczający, głębiej degradujący? Czy można o kimś powiedzieć coś bardziej obraźliwego od tego, co o Polakach powiedziała Barbara Engelking? Za dużo łagodniejsze opinie o narodach, nie stanowiące nawet detalu podobnej potwarzy wielu ludzi nauki usuwano ze stanowisk, nieodwołalnie i ostatecznie.
Pani Engelking w polskiej placówce naukowej za pieniądze polskich podatników produkuje obraźliwe teksty o Polakach i polskiej historii.