17,3 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

Walczący z „Polskimi Mitami”

26,463FaniLubię

Mamy w Polsce historyków, czujących się powołanymi do „dawania odporu” każdemu świadectwu polskiej chwały, które jakąkolwiek metodą jakoś da się podważyć.

W roku 2014 XIX Zjazd Historyków Polskich w Szczecinie otwierał wykładem inauguracyjnym profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. W swym wystąpieniu na wszystkie możliwe sposoby usiłował zanegować jakikolwiek związek z Polską patrona uczelni – Mikołaja Kopernika. Mimo że oracja była brednią złożoną z prymitywnych szyderstw i wykwitów zdumiewającej ignorancji, to nie doszły do mnie wieści o dezaprobacie innych członków Polskiego Towarzystwa Historycznego, de facto firmującego kompromitujące brednie głoszone pod jego szyldem. Usilne dążenie do umniejszenia, a nawet spotwarzenia dziejów naszego państwa i narodu, niestety jest obsesją sporej części uprawiających w Polsce zawód historyka. I to nie tylko tych zatrudnionych w instytucjach zwanych przez prof. Bogusława Wolniewicza zwanych Centralnymi Wytwórniami Oszczerstw Antypolskich. Obok badaczy, starających się odnaleźć choćby okruchy świadectw, pozwalających na bodaj hipotetyczne rekonstruowanie brakujących ogniw dziejów, są i naukowcy rozsmakowujący się w zwalczaniu nawet tego, co przyjmuje się przecież za domyślne czy quasi-legendarne.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Paręnaście lat temu pojawiła się inicjatywa, by dziewięćsetną rocznicę zwycięskiej wojny, prowadzonej przez Polskę Bolesława Krzywoustego z agresją Niemiec pod dowództwem króla (późniejszego cesarza) Henryka V uczcić bardzo skromnym pomniczkiem. Jakkolwiek by przecież nie oceniać spowitych legendą i często nie do końca jasnych wydarzeń z tak dawnej historii to kilku fundamentalnym faktom zaprzeczyć nie sposób. Pierwszy z niezaprzeczalnych jest taki, że w 1109 wojska z niemieckim królem na czele wdarły się na terytorium Polski. Krzywousty zdawał sobie sprawę z przewagi wroga, stąd jego strategia polegała na twardej obronie śląskich grodów oraz akcjach podjazdowych. Wojna polegała więc na utrzymywaniu punktów oporu, które, o ile okoliczności by temu sprzyjały, mogły służyć jako ośrodki zadawania niespodziewanych ciosów. Dysproporcja sił wykluczała stanięcie do jakiejkolwiek dużej bitwy. Gęste bory, przeprawy rzeczne i mokradła dawały jednak sposobność prowadzenia wojny szarpanej. Bez wątpienia musiało dojść do wielu mniejszych i większych potyczek. Trzy lata po tej wojnie pisał o niej jeden z najbardziej wiarygodnych kronikarzy XII-wiecznej Europy Gall Anonim. Stwierdził on, że Henryk bezskutecznie próbował zdobyć Głogów, Bytom Odrzański i Wrocław, „pod którym niczego nie uzyskał poza kolejnymi trupami swoich w miejsce żywych”. Można więc wnosić, że w okolicach Wrocławia doszło do jednego ze starć bardziej dotkliwych dla najeźdźców. Dużo obszerniej 80 lat później opisywał bitwę Wincenty Kadłubek, którego relacja często jest jednak kwestionowana. Natomiast niezaprzeczalnym faktem jest, że wojska niemieckie wówczas wycofały się z Polski, nie osiągając żadnego ze swoich celów, a ponosząc dotkliwe straty.

Zwycięskie starcie w okolicach Wrocławia zostało więc w XII w. odnotowane i od tego samego stulecia żyło w legendzie, oczywiście mogącej mieć niewiele wspólnego z prawdą. W miejscu, przez tradycję wskazywanym jako plac boju, archeologom nie udało się odnaleźć żadnych jego śladów. Jednak takie fakty, że wojska Henryka wojnę 1109 roku przegrały a według piszącego niedługo po tych wydarzeniach Galla Anonima to pod Wrocławiem pozostawiły najliczniejsze trupy przemawiają chyba za tym, że w okolicach dolnośląskiej stolicy musiało dojść przynajmniej do jednej z większych, udanych dla polskiej strony potyczek. Bardzo możliwe, że nie miała ona skali bitwy. Niewykluczone też, że jej miejscem nie były nawet okolice wioski Psie Pole. Zgódźmy się nawet z tym, że cały ten epizod wojny roku 1109 ma charakter półlegendarny. Czy jednak jest to powód, by próbę drobnego, symbolicznego upamiętnienia nie do końca jasnych, ale ciekawych przecież, znaczących i chwalebnych dla dziejów naszej państwowości wydarzeń, wdeptywać w ziemię? Historia frankijskiego rycerza Rolanda jest przecież udokumentowana wcale nie solidniej, niż bitwa na Psim Polu. Nie przeszkadzało to jednak, by Rolandowi postawić dosłownie setki pomników. Stoją one nie tylko we Francji i Niemczech, ale też w Chorwacji, Łotwie, Czechach, średzki i katowicki to najbardziej znane z polskich. Czy komuś przeszkadza to, że w postaci Rolanda jest więcej legendy i mniej historycznej prawdy, niż w podwrocławskim starciu wojsk Krzywoustego z rycerzami niemieckiego Henryka? Przypominanie niemieckiej porażki okazuje się jednak nie do zdzierżenia dla historyków takich, jak Beata Maciejewska, którzy na wspomnienie o niechby i legendarnej bitwie czują się zobowiązani do wypełniania szyderstwami łam „Gazety Wyborczej”. Jeszcze bardziej zobowiązanym do dania odporu próbom wiązania Psiego Pola z polską historią poczuł się prof. Jerzy Maroń. Płodem jego irytacji jest kuriozalna książka pt. „Psie Pole. Bitwa, której nie było”. Coś takiego naprawdę zostało napisane i nawet znalazło wydawcę.

Naszym wschodnim sąsiadom nie przeszkadzają upamiętnienia legendarnych wojów Bojana i Igora, tak jak Anglikom w takim samym stopniu „historycznego” króla Artura. Jest rzeczą naturalną, że mnóstwo wydarzeń wczesnego średniowiecza nie zostało odnotowanych wcale, a ich echa przetrwały głównie w ustnym przekazie podań czy pieśni. Nawiązywania do nich pomnikową rzeźbą nikt przy zdrowych zmysłach nie traktuje jako forsowania wątpliwej czy fałszywej wersji historii.

Czyż walka z tak wyrażanymi wątkami bardziej przecież tradycji niż historii to nie przejaw niedostatku rozsądku oraz deficytów dobrej woli?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content