4,9 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

Pandemia brukselska – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Szefowa Komisji Europejskiej nie podaje się do dymisji, chociaż opóźnienia w dostawach szczepionek skompromitowały biurokrację brukselską. Niemieckie matactwa spowodowały kryzys zaufania do KE, chociaż przyczyn tego kryzysu jest znacznie więcej.

Podczas gdy urzędnicy brukselscy zaciekle tropili „polskie strefy LGBT”, oceniali praworządność, deliberowali nad sądownictwem czy wytykali niechęć Węgrów do ideologicznego imperializmu Sorosa – to inne państwa obłaskiwały koncerny farmaceutyczne. Obywatele brukselscy okazali się gorsi od obywateli innych państw. Im więcej kompetencji uzurpuje sobie biurokracja brukselska, tym bardziej uwidacznia się jej nieudolność.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Namolnie reklamowana wspólnota brukselska rozpadła się na szczepionkach. Zamiast unijnej solidarności, bezpardonowe – kto pierwszy, ten lepszy, a Niemcy są ponad prawem, ponad swoim deklaracjami, ponad zakazem KE odrębnych umów z producentami szczepionek i ponad odpowiedzialnością za zdradzieckie szachrajstwo (już 20 IX 2020 po kryjomu zamówili sobie 30 mln szczepionek).

Podczas gdy w UE liczbę bezdomnych szacuje się na 700 tys. (wzrost 70 proc. w ostatnich 10 latach), to ambitni ekologiści chcą ratować planetę. PSL też na czasie – postuluje w każdym powiecie schroniska dla zwierząt (liczbę bezdomnych w Polsce szacuje się na 30-50 tys.). Francuzi, którzy mają już doświadczenia w przejmowaniu naszej telekomunikacji, cementowni czy handlu wielkopowierzchniowego, deklarują pomoc w dekarbonizacji polskiej gospodarki. Nie chodzi bynajmniej o nowoczesne technologie zgazowywania węgla czy efektywne biogazownie, lecz o technologie atomowe.

Zamiast taniej energii z węgla (właśnie w Niemczech buduje się elektrownie węglowe) – uzależnienie technologiczne, dyktat zachodnich koncernów energetycznych. Ale krajowe papugi już szczebiocą – musimy uczestniczyć w europejskim wyścigu klimatycznym. Dokąd prowadzi ten wyścig, ile będzie kosztował – to już poza ich zainteresowaniem.

Tymczasem neobolszewickie lewactwo maszeruje sobie przez instytucje. Europejska cywilizacja, bazująca na wartościach chrześcijańskich, jest zagrożona, tak jak demokracja parlamentarna przez demokrację uliczną. Wałęsający się tłum feministek-barbarzynek ma artykułować rewolucję obyczajową, społeczną i polityczną. Są też działania oddolne. Poznański samorząd sponsoruje broszurę reklamującą homoseksualizm.

Wyścig

Swego czasu biurokraci brukselscy odgrażali się, że niebawem gospodarka unijna zdystansuje amerykańską. Mijały lata, ale ambitny cel coraz bardziej się oddalał, choć przybywało drobiazgowych regulacji. W dodatku wspólna waluta (euro) doprowadziła gospodarki mniejszych państw do głębokiego kryzysu. W ciągu tych lat obywatele brukselscy mocno się postarzeli. W 2019 roku 20 proc. z nich przekroczyło 65 rok życia. Nie zastąpią ich imigranci, którzy przecież nie przyjechali do pracy, lecz po zasiłki dla bezrobotnych. Podbiera się więc pracowników z „nowych” krajów członkowskich.

Na unijnej gospodarce nakazowo-rozdzielczej skorzystały „stare” państwa, kosztem „nowych”. Terror klimatyczny jeszcze zwiększy te zyski przez transfer technologii energetycznych proekologistycznych. Redukcja węgla pozbawi gospodarki „nowych” państw konkurencyjności.

Najwięcej zarobiła gospodarka niemiecka, jednak szanse na dogonienie gospodarki amerykańskiej zmalały do zera, bo brukselska – przeregulowana, obciążona realizacją utopii klimatycznych – nie może być konkurencyjna.

Tymczasem małe „stare” państwa unijne też nie próżnują. Wyspecjalizowały się jako raje podatkowe. W Holandii 27 proc. podatku dochodowego to wpływ z unikania podatków w innych państwach. Obok Holandii, także Irlandia, Luksemburg, Belgia, Cypr, Malta (odpowiednie regulacje prawne umożliwiają przenoszenie zysków). Z raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego wynika, że państwa UE tracą co roku ponad 170 mld euro z powodu działalności unijnych rajów podatkowych.

Utopia

Gdy naturalne następowanie po sobie pór roku traktuje się jako anomalię klimatyczną, dla obywateli brukselskich zima jest sensacją. Także dla energetyków, gdy zawodzą nachalnie reklamowane odnawialne źródła energii – bo słońce nie świeci, wiatr nie wieje. Ekodyktatura zrobiła swoje – zlikwidowano znaczną część elektrowni węglowych i jądrowych. Co do tych ostatnich, to nadal lobbyści przekonują, że dają one tani prąd, ale nie wspominają o kosztach inwestycji (finansowanych przez państwo czyli podatników), pozyskiwania paliwa i składowania odpadów.

Wspólnota brukselska w niewielkim stopniu przyczynia się do zanieczyszczania atmosfery – gdzie jej tam do takich gigantów jak Chiny, Indie, Brazylia, Rosja czy USA – ale to właśnie to ona poczuła się odpowiedzialna za planetę. Co więcej, majaczy się o jakiejś neutralności klimatycznej (do 2050 roku), gdy gospodarka chińska – nie bacząc na brukselskie pomysły – buduje na potęgę elektrownie węglowe. Tymczasem wystarczy wyjrzeć za okno (mróz, śnieg), by stwierdzić iluzoryczność odnawialnych źródeł energii. Nie zapewniają bezpieczeństwa energetycznego.

Nie przeszkadza to jednak niemieckim ekodyktatorom w lansowaniu technologii OZE – niech miłośnicy przyrody płacą. Co tam opłacalność inwestycji, gdy planeta ginie od CO2, tak jak kiedyś ginęła od freonu z lodówek. Co tam wzrost cen energii, co tam prawa obywatelskie czy prawa własności, gdy trzeba realizować zieloną utopię.

Wiadomo, że im więcej pieniędzy na interesy ekologistów, tym ich mniej w na inne sfery gospodarki (nauka, zdrowie, świadczenia społeczne, bezpieczeństwo).

Tymczasem ekologiści chcą wprowadzić podatek od mięsa – hodowla zagraża planecie. Duńczycy chcą zakazać trzymania bydła na uwięzi, KE zamierza wyrugować samochody z silnikami spalinowymi, a w dodatku ograniczyć pozyskiwanie drewna z lasów, choć to ekologiczny, odnawialny surowiec.

Dywersja

Jak to się stało, że projekt gospodarczy – współpraca węglowo-stalowa – przekształcił się w neomarksistowski wehikuł indoktrynacyjny, w przemocową inżynierię społeczną, konstruującą nowego człowieka, obywatela europejskiego? Trwa gorączkowa licytacja poczynań, zmierzających do destrukcji chrześcijańskiego etosu cywilizacji europejskiej. Rozwija się nowatorska „kultura unieważniania”, rodzaj barbarzyństwa kwestionującego kulturowy dorobek ludzkości, pozwalającego np. Homera nazywać seksistą. Pod hasłem tolerancji ruguje się tradycyjne wartości. Kto myśli inaczej popełnia myślozbrodnię.

Postępującej ideologizacji (także laicyzacji, chrystofobii) projektu chrześcijańskich ojców-założycieli (jeden z nich ma być wyniesiony na ołtarze) towarzyszy natarczywe przekonywanie o nieuchronności procesów dziejowych. Nie brakuje przykładów. Oto w zachodnich demokracjach partiom chadeckim pozostał już tylko szyld. Nie reprezentują tradycyjnych wartości konserwatywnych, nie mówiąc o chrześcijańskich.

W konsekwentnie kreowanej rzeczywistości unijnej trudno porozumieć się bez znajomości nowomowy brukselskiej. „Wartości europejskie” wykluczają wartości chrześcijańskie. „Praworządność” oznacza podległość wobec niemieckiej dominacji. „Prawa człowieka” to możność zabijania (aborcja, eutanazja). „Równość” sprowadza się do bolszewickiego bezprawia, do wykluczania. „Braterstwo” objawia się tolerancją zła, kłamstwem, nienawiścią. „Wyzwolenie” to sankcjonowanie barbarzyństwa.

Nowomowa brukselska nie pojawia się w dokumentach prawa międzynarodowego, niemniej pretenduje do języka urzędowego biurokracji unijnej. KE sformułowała nawet założenia strategii na rzecz równości LGBT na lata 2020-2025. Postuluje przywileje dla odmieństwa seksualnego, których brakuje państwach, gdzie dominuje tradycyjny etos kulturowy. Jeżeli jednak brukselska dywersja ideologiczna sprawdziła się w Hiszpanii czy Irlandii, to przecież nie musi realizować się także w naszym kraju.

Narzędzie

Holendrzy ochoczo straszyli polskie władze pozywaniem przed europejskie trybunały, dlatego, że liczą na korzyści z kolonializacji „nowych” państw członkowskich. Oczywiście ani biurokraci, ani parlamentarzyści brukselscy nie znają polskich realiów. Antypolskich argumentów dostarczają im opozycyjni eurodeputowani.

Gdy KE uzurpuje sobie poza traktatowe wpływanie na stan naszego sądownictwa, to czyni to zarówno w swoim interesie, jak i w interesie polskiej targowickiej opozycji. To ona najbardziej obawia się sądowego rozliczenia transformacji.

Tymczasem europarlament nie próżnuje, wprowadzając tzw. mechanizm praworządnoći. Będzie mógł dyscyplinować państwa członkowskie, zarówno w dziedzinie finansowej, jak i w każdej innej, choćby obyczajowo-kulturowej. Sylwia Spurek, polska eurodeputowana, domaga się powszechnego uznania homozwiązków, przyznania im prawa do adopcji dzieci oraz aborcji do dziewiątego miesiąca ciąży.

A u nas jeszcze jest normalnie. Czy można tę normalność przenieść na teren brukselski – aż trudno sobie wyobrazić. Na razie separatyści śląscy chcą „europeizacji kwestii śląskiej”.

A prezydent Rafał Trzaskowski z burmistrzem Budapesztu apelują do KE o włączenie tzw. praworządności do negocjacji budżetowych, osłabiając pozycję polskich negocjatorów.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content