4 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

Narody z różnych półek – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Wyjątkową przygodą czytelniczą była dla mnie lektura wielkiej książki prof. Andrzeja Nowaka pt. „Pierwsza zdrada Zachodu”.

Niemal każdą kartkę tego arcyważnego dzieła przewracałem pełen gorzkiej satysfakcji, że cała moja skromna wiedza o historii Europy i Polski, wszystkie moje przemyślenia i wnioski, w tej pracy wybitnego naukowca znajdują gruntowne i dobitne potwierdzenie. „Pierwszą zdradę Zachodu” czytałem więc z nieustannym wrażeniem, że „od wielu lat postrzegałem to dokładnie tak samo, te same fakty prowadziły mnie do identycznych konkluzji”. Prof. Andrzej Nowak faktów tych podał jednak więcej, poddał je analizie niewspółmiernie bardziej gruntownej od moich rozważań, zestawił je z wieloma wcześniej mi nieznanymi kontekstami. Pełen samozadowolenia mógłbym więc stwierdzić: „myślałem o tym dokładnie tak, jak największy z polskich historyków”. Na jakiekolwiek samozadowolenie miejsca tu jednak być nie może, bo wniosek generalny z pracy, analizującej jeden z krytycznych momentów polskiej historii, jest straszny.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Najkrócej rzecz ujmując – w dramatycznych tygodniach poprzedzających Bitwę Warszawską mocarstwa zachodnie, w szczególności Wielka Brytania, stały jednoznacznie po stronie antypolskiego agresora. Londyn nie tylko był gotów rzucić barbarzyńskim bolszewikom Polskę na pożarcie. Swoimi konkretnymi decyzjami – on tego „rzucenia” krok po kroku formalnie dokonywał.

Fakt ten nie byłby aż tak przerażający, gdyby ograniczał się do decyzji premiera Davieda Lloyda Georga, ministra Georga Curzona czy większości ówczesnego brytyjskiego rządu, parlamentu czy w ogóle – tamtejszej opinii publicznej. Niestety, ale analogicznego postępowania ze strony zachodnich mocarstw (a Wielkiej Brytanii w szczególności) niezwykle boleśnie zaznawaliśmy zawsze, kiedy przesądzić się miał nasz los. Tak było w końcu XVIII wieku, gdy wykreślano nas z mapy Europy, nie inaczej w 1814 i 1815 roku na Kongresie Wiedeńskim, analogicznie w 1919 na Konferencji Wersalskiej i dokładnie tak samo w okresie II wojny światowej. Nie zapominajmy, że wiosną 1939 to rząd Arthura Nevilla Chamberlaina pospieszył z gwarancjami dla niepodległości Polski, które kilka dni przed wybuchem wojny podniósł do rangi sprecyzowanych w punktach militarnych, sojuszniczych zobowiązań. We wrześniu i październiku 1939 nasi samotnie stający na drodze niemieckich czołgów ojcowie pod gradami pocisków i bomb przekonywali się, że brytyjski „sojusznik” w ogóle nie zamierzał przyjść nam z pomocą. „Gwarancje” brytyjskiego „sojusznika” na celu miały wyłącznie odwrócenie niemieckiej agresji w stronę Polski. Polsce rzuconej na rzeź żadnej wojskowej pomocy nikt nie udzielił. Od października 1939 roku niemieccy okupanci na wypalonych murach polskich miast rozklejali plakaty z napisami „Anglio, twoje dzieło!” Nasi ojcowie dobrze wiedzieli wtedy, co to znaczy. Zaciskając zęby, milcząco odwracali wzrok od niemieckiej propagandy. Ze stwierdzeniem, że tragedia Polski przynajmniej w jakiejś mierze była winą Anglii, zwykle jednak się zgadzali. Oczywiście nie wszyscy. Jedną z pierwszych osób rozstrzelanych przez Niemców po ich wkroczeniu do naszej stolicy była warszawska studentka, która odważyła się zerwać jeden z tych antybrytyjskich plakatów. Żywienie przyjaźni do Wielkiej Brytanii naprawdę potrafi kosztować bardzo drogo…

Jak rządzący Wielką Brytanią wobec Polski i Polaków zachowywali się w następnych wojennych latach? Nasze siły zbrojne (lotnictwo, marynarka wojenna, służąca wojnie całkiem spora flota handlowa, korpus strzegący bezpieczeństwa Szkocji itd.) były wyposażane i finansowane przez Rząd Polski na Uchodźstwie (pożyczki, zaciągnięte na zakup sprzętu, amunicji i wszystkiego, czego potrzebowało nasze wojsko, spłacaliśmy do roku 2008). O postanowieniach konferencji w Teheranie brytyjscy „sojusznicy” poinformowali nas po roku. Czyli po wylaniu przez naszych żołnierzy, walczących na wszystkich frontach, morza krwi. Wśród postanowień była i decyzja o oddaniu Stalinowi połowy terytorium przedwojennej Polski. Na pytanie Mikołajczyka Churchill odpowiedział wtedy: „My gwarantowaliśmy wam nienaruszalność waszych granic przed Niemcami. Czyli wyłącznie zachodnich. Nigdy nie wypowiadaliśmy się o waszych granicach wschodnich”. W Jałcie i Poczdamie przedstawiciele Wielkiej Brytanii stoczyli za to prawdziwy bój o to, by za połowę Polski utraconą na wschodzie jak najmniej nam zrekompensowano korektami granicy zachodniej. Upieranie się Winstona Churchilla i Clemanta Attlee przy Nysie Kłodzkiej, zamiast Łużyckiej, skończyć się mogło tym, że po stronie niemieckiej zostałoby trzy czwarte Dolnego Śląska, wraz z większością samego Wrocławia. Jeszcze więcej starań Brytyjczycy włożyli w walkę o zachowanie dla Niemiec Szczecina. A raczej tego, co w 1945 roku ze Szczecina pozostało. W końcu zresztą Wielka Brytania w ogóle cofnęła swoje uznanie dla Rządu Polskiego, de facto godząc się na przejście okrojonej, wykrwawionej Polski pod sowiecką okupację.

Decyzjami politycznymi rządzą przeróżne czynniki, z których najważniejszym są rozmiar i układ sił. Czytając o historii politycznej od bardzo dawna dostrzegałem jednak rolę pewnego czynnika, czyniącego decyzje polityczne czasem wręcz nieracjonalnymi. W „Pierwszej zdradzie Zachodu” rolę tego właśnie czynnika mocno wyartykułował prof. Andrzej Nowak. Jest nim – czynnik mentalny. Wynika on z pewnych przekonań, swoistego sposobu myślenia, panującego w podejmujących ważkie decyzje elitach. Gremia przywódcze imperiów często mają bowiem zwyczaj liczenia się tylko i wyłącznie z tymi, których też uważają – za imperia. Lord Halifax wyraził to słowami „są narody z wyższej i z niższej półki”. Dążący do umocnienia Niemiec Brytyjczycy nie tylko dążyli do „europejskiej równowagi”. Oni po prostu postrzegli Niemcy jako jedno z imperiów, którym należy się zrozumienie, braterska pomoc, współczucie. „Owszem, wykrwawili nas, ale są narodem z tej samej półki, co my” – tak można by streścić ten sposób myślenia. O Rosji brytyjska prasa pisała: „Prawda, że to azjatyckie dzikusy, prostaki, no ale – stworzyli przecież imperium niemal tak wielkie, jak brytyjskie!” Czyli – Rosji też należy się więcej. Nie tylko angielscy politycy tak myśleli i tak myślą. Całą polityczną działalność i wszystkie książki Henry’ego Kissingera też da się sprowadzić do jednej politycznej zasady: „liczyć się trzeba z wielkimi, mali – nie mają znaczenia.”

Niestety – Polska nie tylko dla Wielkiej Brytanii – nie zaliczała się do „wielkich”. Z ich perspektywy Polska to kraj jeśli nawet nie mały, lecz średni, to jednak taki, który „pojawia się i znika”. Ewentualny brak Polski – nie dolegał i zapewne nie byłby dyskomfortem dla przynajmniej niektórych wielkich. Ten fakt, o którym nie wolno nam zapominać, jest przyczyną bezliku zjawisk współczesnej polityki. To on jest źródłem mnóstwa oburzających nas wypowiedzi, skandalicznych oświadczeń, kuriozalnych rezolucji. Bo tzw. wielcy o tzw. małych – nadal myślą tak samo. Kiedy dostatecznie sobie to uświadomimy to oczywiście w głowach zaczyna nam tętnić dość zasadnicze pytanie: czy możliwa jest sprawiedliwa unia, zawierająca w sobie państwa, uważające siebie za „wielkie” a inne – za „małe”? I czy jest możliwa prawdziwa unia, jeśli obecne jest w niej myślenie o „narodach z wyższych i niższych półek”?

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content