12,6 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Ze wspomnień słuchacza radia Solidarność Walcząca – Artur Adamski

26,463FaniLubię

Pojawienie się w czasach stanu wojennego działającej w naszym mieście radiofonii solidarnościowego podziemia było wydarzeniem absolutnie nadzwyczajnym. Pierwsze audycje wywoływały sensację. Tym bardziej, że tysiące wrocławian było świadkami zakrojonych na ogromną skalę akcji, mających na celu schwytanie dzielnych konspiratorów – radiowców. Furię komunistycznego aparatu represji można było oglądać, widząc pędzące przez miasto samochody milicji, ciężarówki z antenami pelengacyjnymi oraz grupy zomowców i ubeków, wbiegających do bram kolejnych bloków. Tysiące modliły się i trzymały kciuki za tym, by bezpieka podziemnych radiowców nie złapała.

Pierwsze wieści o podziemnym radiu pojawiły się już na początku roku 1982. Przyjmowano je z niedowierzaniem. Dziś wiemy, że już w pierwszym miesiącu stanu wojennego konspiratorzy skupieni wokół Kornela Morawieckiego przeprowadzali pierwsze eksperymentalne próby nadawania własnych audycji. Jedną z analizowanych koncepcji było podłączenie radiostacji nadawczej do sieci wrocławskich linii tramwajowych. Tym sposobem ponad sto kilometrów trakcji wykorzystano by jako jedną wielką antenę.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Radio Solidarność Walcząca zaczęło nadawać latem 1982 roku. Jego audycje pojawiały się niespodziewanie, wdzierając się w sygnał Programu Trzeciego Polskiego Radia. Nadawanie trwało kilka minut, najlepszy odbiór był zwykle w centrum miasta. Po paru dniach jednak ta sama audycja najlepszą słyszalność miała w blokowiskach dzielnicy Fabryczna, potem na Krzykach i na Psim Polu. Można było więc odnieść wrażenie, że radiowcy z SW co kilka dni nadają preferując kolejne części miasta.

Wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju był cykl audycji, nadanych w czasie największych demonstracji i rozruchów w dniu 31 sierpnia 1982. Dziś wiemy, że było to dzieło przede wszystkim Heleny i Romualda Lazarowiczów, Krystyny Jagoszewskiej i Pawła Falickiego, z którymi współpracowało kilku wyposażonych w nadajniki korespondentów z różnych dzielnic. Owocem pracy tych ludzi były bieżące wiadomości o tym, co dzieje się w poszczególnych dzielnicach. Uliczne walki trwały bowiem równocześnie w bardzo wielu rejonach miasta – na ulicy Grabiszyńskiej i na Placu Grunwaldzkim, na Szczepinie i w rejonie Placu Społecznego itd.

Wczesną jesienią 1982 zabrzmiało w eterze Radio Solidarność, kierowane przez Regionalny Komitet Strajkowy NSZZ Solidarność Dolny Śląsk. Stosowało ono metodę zupełnie inną od praktykowanej przez Solidarność Walczącą. Zestaw nadawczy jednorazowego użytku, wraz z magnetofonem kasetowym umieszczany był na strychu lub dachu któregoś z wieżowców. Nadawał tak długo, aż skończyła się taśma z nagraniem, o ile wcześniej aparatury tej nie wytropiła nie wyłączyła esbecja. Radio RKS – u nadawało na częstotliwościach nie wykorzystywanych przez inne radiostacje. O terminie nadawania audycji oraz zakresie, na który należało nastawić radio, informowała prasa podziemna, ulotki, napisy na murach. Oczywiście – słuchał cały Wrocław a wielu audycje nagrywało. W pamięci utkwiły mi przede wszystkim dwie audycje. Jedną poprzedziły rozmowy radiowe w języku rosyjskim. Jak się okazało – żołnierze stacjonującej bardzo licznie we Wrocławiu Armii Radzieckiej uczestniczyli w zagłuszaniu radiostacji Solidarności. Zresztą – z dość umiarkowanym skutkiem a w prasie podziemnej konspiratorzy podkreślali potem z dumą: „Największe siły zbrojne świata przystąpiły do walki z naszym radyjkiem!” Druga audycja, która wyjątkowo mocno utkwiła w mojej pamięci, emitowana była chyba w październiku 1982 roku. Wraz z całą rodziną słuchaliśmy jej w naszym mieszkaniu przy ulicy Legnickiej. Już w pierwszej minucie jej trwania zatętnił mi w głowie wniosek, że jeśli jakość dźwięku jest tak doskonała to chyba nadają gdzieś z bardzo bliska. W drugiej minucie serce zabiło mi jeszcze mocniej, bo pomyślałem: „a może ten nadajnik jest na strychu lub dachu naszego bloku?” W trzeciej minucie wybiegłem z mieszkania i galopem poleciałem na sam szczyt naszego budynku. Ni mniej ni więcej – postanowiłem, że jeśli się okaże, że ta radiostacja tam będzie to zanim pojawi się bezpieka ze służbami pelengacyjnymi zgarnę ten cały sprzęt, zabiorę do naszego mieszkania a potem sam będę nadawał swoje audycje. Mieszkaliśmy na dziewiątym piętrze, więc do strychu i dachu miałem blisko. Aparatury nadawczej niestety tam nie było. Jak tylko wróciłem do pokoju, w którym moi rodzice wraz z moim bratem nadal słuchali Radia Solidarność, miałem możliwość zobaczenia, że służby pelengacyjne i SB lokalizację nadajnika oceniły podobnie, jak ja. Z okien naszego mieszkania zobaczyć bowiem było można furgonetkę z anteną oraz kilka samochodów milicji i bezpieki, z których kolejne grupki rozbiegały się w różnych kierunkach. Mieli co sprawdzać, bo dziesięciopiętrowych bloków w najbliższej okolicy jest przecież kilkanaście.

Radio RKS – u z końcem 1982 roku zamilkło, natomiast coraz częściej usłyszeć można było Radio Solidarność Walcząca. Wchodziło w pasmo Programu Trzeciego Polskiego Radia wtedy, kiedy skupiało ono największe grono słuchaczy – w czasie emisji „Listy Przebojów” lub „Powtórki z Rozrywki”. Wkrótce też się okazało, że od czasu do czasu Radio Solidarność Walcząca można usłyszeć także w Opolu, Wałbrzychu a nawet w miejscowościach wokół Trzebnicy. Można było wywnioskować, że radiowcy z SW przemieszczają się po kraju, by nadawać swoje audycje w najbardziej niespodziewanych miejscach. We Wrocławiu Radio Solidarność Walcząca zaczęło się stawać niemal codziennością. I to pomimo widocznych w całym mieście kolosalnych wręcz operacji, mających na celu schwytanie podziemnych radiowców. Np. na kilku wieżowcach Wrocławia wzniesione zostały bardzo wysokie maszty radiowe. Największy z nich umieszczony był na dachu najwyższego biurowca w mieście – Poltegoru. Wyróżniał się on tym, że miał kształt wielkich wideł i automatycznie zaczynał się obracać natychmiast, jak tylko w eterze pojawiał się sygnał radiowy Solidarności Walczącej. Wiedza o tym, do czego służy wielka, ruchoma antena na widocznym z bardzo wielu punktów miasta „drapaczu chmur”, szybko stała się wśród wrocławian powszechna. Wielu widząc, że antena się obraca, szybko włączało swój radioodbiornik, bo prowadząc pelengację w sposób tak spektakularny SB niejako informowała wszystkich, że Radio Solidarność Walcząca – właśnie nadaje. Wrocławianie mieli też możliwość zorientowania się, jak często nadawane są audycje. Bywało, że antena na Poltegorze wprawiana była w ruch kilka razy dziennie. Zdarzało się też, że wraz z uruchomieniem obrotowej anteny na niebie pojawiał się helikopter, również wyposażony w anteny. Nie ulegało wątpliwości, że współdziałał on z urządzeniami namierzającymi źródło sygnału z dachów i z ulic miasta.

Było czymś absolutnie niezwykłym, że pomimo zaangażowania kolosalnych środków i uciekania się do nadzwyczajnych metod, Radio Solidarność Walcząca działało przez całe lata. Udostępniało też swój sprzęt innym strukturom konspiracji, skutkiem czego we Wrocławiu można było usłyszeć także Radio Niezależnego Zrzeszenia Studentów czy Radio Międzyszkolnego Komitetu Oporu. Z dość znamiennych sytuacji z drugiej połowy lat osiemdziesiątych pamiętam związaną z moimi odwiedzinami u kolegi, mieszkającego przy Placu Świętego Mikołaja. Siedziałem w pokoju, w którym było kilkoro domowników, radio było nastawione na odbiór Programu Trzeciego. Nagle dźwięki muzyki ucichły, pojawił się sygnał złożony z kilku taktów „Roty” i w doskonałej jakości technicznej, ani odrobinkę nie gorszej od słyszanej przed chwilką „Trójki”, usłyszeliśmy słowa: „Mówi Radio Solidarność Walcząca, przepraszamy za wejście na oficjalny program…” Zaskoczyło mnie to, że nikt z domowników w ogóle na to nie zareagował. Każdy nadal zajmował się tym, co robił przed chwilą. Na moje pytające spojrzenie kolega odpowiedział znudzonym głosem: „Radio Solidarność Walcząca… Czwarty raz dziś nadają…”

Po latach dowiedziałem się, że kluczem do dużego zasięgu nadajników a zarazem ich nieuchwytności, było emitowanie sygnału z kilku różnych punktów równocześnie. Janusz Krusiński opowiadał mi o kilkunastu ludziach, których do tej działalności zaangażował. Jednym z wymienionych okazał się być Tomek Wawrzyniak, z którym osiem lat chodziłem do jednej klasy, z którym w latach osiemdziesiątych się widywałem i którego nigdy bym nie podejrzewał o związek z taką działalnością. Sam Janusz od 1990 roku starał się swoje Radio Solidarność Walcząca przekształcić w niezależną stację radiową, w której mógłby kontynuować swą wywodzącą się z konspiracji pasję. Niestety – jego inicjatywie nie udzielono koncesji. W pookrągłostołowej Polsce okazało się, że legalna działalność Radia Solidarność Walcząca – nie jest możliwa.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content