5,1 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Mart Raer – laureatka II nagrody w konkursie „Gazety Obywatelskiej” 2020/2021 w dziedzinie poezji

26,463FaniLubię


Od kiedy zajmujesz się pracą twórczą? Czy i gdzie ew. publikowałaś swoje utwory?

Pierwszy rymowany wiersz napisałam w wieku 8 lat. Trzy lata temu dokonałam przełomowego kroku dla mojej twórczości, decydując się na przejście do formy wiersza białego. Moja twórczość sporadycznie publikowana była w lokalnych czasopismach, a także doczekała się wystawy w bibliotece szkolnej dawnego gimnazjum nr 1 im. Polskich Olimpijczyków w Oławie, dla którego stworzyłam również oficjalny hymn.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Co jest dla Ciebie ważne w poezji?

Po pierwsze, cenię piękno rozumiane, jako kategoria filozoficzna będąca wynikiem nierozerwalnego związku prawdy i dobra. Poezja, moim zdaniem, powinna więc czynić człowieka lepszym, ukazywać mu światło nadziei w mrokach i zawirowaniach codzienności. Po drugie, cenię w poezji jej zdolność do wydobywania z zapomnienia rzeczy oczywistych, które pozwala ukazać ich głębię, a nierzadko również ukryte znaczenie. W poezji kryje się twórcza potęga słowa. Po trzecie wreszcie, nie wyobrażam sobie wiersza bez patosu związanego z pamięcią tradycji minionych epok, wyrażoną w intertekstualnych nawiązaniach i specyficznej melodii, którą tworzą starannie dobrane układy słów.

Jakich poetów cenisz i dlaczego?

Wśród poetów najbardziej cenię Leopolda Staffa za jego zdolność brania świata, rzeczywistości i ludzi takimi, jakimi oni są, z niedoskonałością, z bólem i cierpieniem, ale bez oskarżania, z radością i nadzieją, z jasnym wejrzeniem w przyszłość, która niesie dobro. Podziwiam też jego twórczość ze względu na niesamowite dopracowanie pod względem formalnym, szczególnie zaś brzmieniowo-rytmicznym. Wielu jest też takich poetów, których cenię za pojedyncze tomiki czy utwory. Ogromną inspiracją są dla mnie “Hymny” Józefa Wittlina ze względu na swoje bezkompromisowe przesłanie moralne. Szczególną sympatią darzę również wiersz “Zielono mam w głowie” Kazimierza Wierzyńskiego, który zachwyca mnie z kolei niepohamowaną radością istnienia.

Jakie masz plany twórcze?

Największym moim marzeniem w sferze twórczości jest spełnienie literackiego wezwania Leopolda Staffa, który w swoim wierszu “Ars Poetica” pisał:

Niech wiersz, co ze strun się toczy,
Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki,
Tak jasny jak spojrzenie w oczy
I prosty jak podanie ręki.

Oczywiście jeśli będzie to kiedyś możliwe, na co bardzo liczę, chciałabym zebrać w swym dorobku na tyle wartościowych i dobrych wierszy, by móc wydać własny tomik w wersji papierowej.

Apologia

Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”

Odsłoń dziś przede mną swą twarz poranioną,
która krzyczy do mnie każdą łzą przelaną,
by pokochać w niej samej wstydliwie ukryte
żywe i piękne Boga wiecznego odbicie.
Zbliż się dziś do mnie bez lęku z uniesioną przyłbicą.
Nie przychodzę odbierać należną zapłatę.
Ja sam winien dziś błagam o twe wybaczenie.
Chce pokochać dziś w tobie swe własne oblicze.
Oskarżając tak wiele miałem słów poważnych,
które zawsze posłuszne długą kawalkadą
ciągnęły się pustynią zgorzkniałego serca,
na którą dziś wychodzę milcząc sadzić drzewa.
Dziś, kiedy pragnę zrozumieć, nie mam słów gotowych,
Więc przychodzę bezbronny…
Jeśli trzeba będzie głos zabrać w zgromadzeniu,
przemówię tylko w imię Boga, który krwawi:
W obronie świata,
który nie jest niczyj,
bo jest moim domem.
W obronie ludzi,
w których widzę siebie,
bo są mymi braćmi.
W obronie życia,
które mogę przeżyć,
bo jest darem.
Do nieba nie ma żadnych dróg na skróty…

Bezskrzydli

Słowo nam było Znakiem Wybrania,
Powinowactwem Słowa Odwiecznego,
które pozwalało tworzyć własne światy,
tak zapatrzone w ten Jeden Prawdziwy.
Słowo nam było mieczem, co rozcina
to, co się zmieszać nie może, ni spotkać.
Kryształem, w którym świat się przegląda
w tysiącu znaczeń i we własnej zmienności.
Póki nie zaczęliśmy czynić zeń sztyletu,
który ukryty jak wąż wypełza znienacka,
którym się przycina świat do oczekiwań
i ludzi się nim czyni na własną miarę.
Kiedyś miały słowa odpowiednią wagę:
dziś coraz lżejsze, rzucane na wiatr…
Byle mieć dla siebie, dla własnej wygody
słowa wyrwane jak gołębiom skrzydła.
Znikają dawne mosty i przepaści:
te, które każdy z nas sobie wybierał,
by dotrzeć dalej niż rozum zdoła sięgnąć,
gdzie dolatuje więcej niż marzenie.
Odgrzebujemy więc słowa uczone,
w skarbcach przepastnych słowników,
które zawodzą, kiedy najbardziej
Człowiek potrzebuje być Człowiekiem.
I słowa pociechy, które przychodzą
zawsze za późno, błogo odległe,
siwe żurawie niebiańskim kluczem,
który niczego już nie otworzy.
I uciekamy w samotne milczenie
sztucznych inteligencji, słów bez znaczenia
lub w zawikłane rezerwaty poetów,
gdzie drogi zarosły nierozmową.

Dzieci morza

Chcieli opisać człowieka
w największym z jego zdumień.
Tak jakby sami nie byli ludźmi.
Chcieli wykreślić rozumem
rozsądne granice poznania,
poza którymi już tylko mrok i milczenie.
A nawet, jeśli jakieś światło:
to przecież odległe, niedopoznane
dla umysłu szklanych zegarów,
a więc zupełnie nieistotne,
materia dla poetów, mistyków i szaleńców,
choć ich wszystkich by można określić tym mianem.
I tylko tajemnica przelewała się przez palce,
choć jak nić pajęcza, to nadal przecież zbyt mocna,
by z nią zerwać jak z zabobonem i tradycją,
którym czas wygryzł wszystkie złote litery,
pozostawiając pustkę znaków bez uchwytnych sensów
jak zamek, do którego zagubiono klucze.
Patrzyli na wyciągających króliki z kapelusza,
nie wiedząc, że to śmierć tak chwyta ich spojrzenia:
okrutne spotkanie z nicością, którą sami wymościli sobie lękiem,
nie wiedząc, że wciąż nieświadomie szukają jakiejś zapadni,
czegoś, co im odda władzę nad wolnym istnieniem
pozbawionym sensu, gdy każda droga prowadzi donikąd.
Nad tą przepaścią nie skrzydła niosą, lecz Ręce.
Zrodziliśmy się przecież dla morza i dali niepoznanej,
by na łupinie przepłynąć ocean, choćby to był ocean oczu.
Nam to żeglować poza horyzont choćby tam właśnie Coś było,
choćby tam czekała Ta, której imienia nie wymawia się głośno
i Ojciec jej, co nie ma innego imienia poza Istnieniem.
Nie zrodziliśmy się dla strachu
choć byle podmuch może nas pochwycić:
Wicher, co dla mędrków
będzie tylko ruchem atomów.

Pomniki

Nasze pomniki z zaciśniętymi ustami,
by więcej nie niepokoić prawdą.
Nasze pomniki z nogami obok siebie,
by przypadkiem nie postąpić o krok za daleko,
skąd nie można wrócić do siebie.
Nasze pomniki z opuszczonymi dłońmi,
by się nie stały drogowskazem na drodze,
która jedyna nie prowadzi, jak inne, donikąd.
Nasze pomniki z martwym spojrzeniem,
bo tylko jeszcze patrzeć mogą,
nie maja powiek, by ocalić pamięć.
Z martwych cokołów, martwej chwały
jak ochłap rzucony przez żywych,
pospieszny paciorek przed spokojnym snem.
Nasze pomniki z brązu
dla czasów folii i plastiku.
Ludzi nie wolno przygniatać nadto sumieniem.
Potrzebują szerokiego ostatniego oddechu.
Nasze pomniki, którym się pali znicze,
umierające wiecznie i wciąż samotnie
za to, co już spisane na straty.
Nasze pomniki jak stojący zegarek:
droga pamiątka dla sentymentalnych.
Nasze pomniki,
których wkrótce
dla bezpieczeństwa naszych myśli,
dla społecznego kompromisu,
dla postępowej przyszłości,
NIE BĘDZIE.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content