12 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Niewygodna relacja HANNAH ARENDT – Artur Adamski

26,463FaniLubię

W roku 1960 Mossad uprowadził w Argentynie niemieckiego zbrodniarza Adolfa Eichmanna, który następnie stanął przed izraelskim sądem. Autorką najgłośniejszej relacji z procesu była znacząca postać filozofii XX wieku – Hannah Arendt. Jej książka, ujawniająca słabo wcześniej znane mechanizmy masowej zagłady, stała się światową sensacją. Zaraz potem i autorka i jej dzieło spotkały się z furią ataków.

Przereklamowany ludobójca

Eichmann przedstawiany jest najczęściej jako jeden z głównych architektów i realizatorów Holokaustu. Taki jego wizerunek zaczął być budowany w czasie procesu norymberskiego. On przed tym trybunałem nie stanął i się nie wypowiadał, co wszystkim oskarżonym o niemieckie zbrodnie dało sposobność zrzucania na niego wszelkich możliwych win. Przed sądem jerozolimskim obrona wykazała, że Eichmann, choć to jemu w 1942 roku powierzono zadanie zorganizowania machiny zagłady (głównie transportu do obozów setek tysięcy Żydów) to jednak był on nie tylko jednym z bardzo wielu odpowiedzialnych za ludobójstwo, ale trudno go nawet zaliczyć do odpowiedzialnych w najwyższym stopniu. Na konferencji w Wansee, na której zapadła decyzja o wymordowaniu wszystkich europejskich Żydów, Eichmann był funkcjonariuszem najniższej rangi i choćby z tej racji najmniej się odzywającym. To nie on kreował ludobójcze rozwiązania, on głównie czekał na rozkazy. Znamienne jest to, że spośród tych jedenastu autorów decyzji o wymordowaniu wszystkich Żydów, którzy doczekali końca wojny, tylko trzech skazano na śmierć: Josefa Buchlara po procesie w Krakowie, Eberharda Schongartha decyzją sądu brytyjskiego i Eichmanna w 1962 w Izraelu. Ludobójcy sądzeni w Niemczech czasem nie zaznawali nawet krótkiego pobytu w więzieniu. Np. Georg Leibbrandt do śmierci w 1982 pracował w RFN jako naukowiec a Gerhard Klopfer jako adwokat. Przez długie dziesięciolecia w państwowych i gospodarczych elitach Niemiec roiło się od zbrodniarzy kalibru większego od Eichmanna. Skoro więc już stanął on przed izraelskim trybunałem w interesie RFN było obciążenie jego osoby maksymalnym rozmiarem win. Głośny proces niby „winnego za wszystko” skutecznie budował wizerunek Niemiec jako ofiary sterroryzowanej szczupłą garstką tzw. „nazistów”. Tak samo w interesie strony izraelskiej było budowanie przekonania, że sądzony nie jest jednym z wielu odpowiedzialnych za Holokaust, ale „tym najważniejszym”. Potrzebne to było tym bardziej, że w czasie procesu ujawnione zostały także okoliczności operacji izraelskich służb specjalnych, polegającej na wytropieniu, porwaniu i przetransportowania Eichmanna. Przedstawiano je jako istny majstersztyk i miały stanowić dowód sprawności i potęgi służb żydowskiego państwa. Trudno jednak mówić o Eichmannie, jako człowieku starannie się ukrywającym, jeśli żyjąc w Argentynie udzielał wywiadów wielu gazetom (np. niemieckiemu tygodnikowi „Stern”). Nie miał on żadnej ochrony, gdyż nie utrzymywał kontaktów z elitą SS, żyjącą w Ameryce po królewsku. Eichmann skarbów ze sobą na emigrację nie przywiózł, utrzymywał się harując jako robotnik w fabryce a porwany został w czasie własnoręcznego wznoszenia domu na skrawku taniej ziemi, do której nawet nie planowano doprowadzenia elektryczności czy wodociągów. W świetle takich, ujawnionych w czasie procesu faktów, zbladły opowieści o wielkim sukcesie Mossadu i sądzeniu „najgrubszej ryby nazizmu”.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Eichmann – syjonista

Jedną z przyczyn ataków na Hannah Arendt było opisanie związków antyżydowskiego ludobójcy z ruchem syjonistycznym a w szczególności nazwanie jego samego – syjonistą. Fakty są takie, że w młodości Eichmann przeczytał książkę Theodora Hertzla, apelującego do swych rodaków, by osiedlali się w Palestynie, co z czasem musiałoby doprowadzić do utworzenia żydowskiego państwa. Eichmann w projekcie tym dostrzegł wspólny interes Niemców i Żydów. Z entuzjazmem nawiązał współpracę z syjonistami, wśród których nie brakowało wiążących swoje nadzieje z działalnością NSDAP. Nadzieje pokładali oni właśnie w antysemickim kursie partii Hitlera. Niemieccy Żydzi często bowiem nie tylko utożsamiali się z niemieckim państwem, ale przynależąc do jego elity ani myśleli o porzucaniu pozycji, wypracowanej trudem pokoleń. Prześladowania, początkowo jeszcze niezbyt dotkliwe, mogły im uświadomić, że bardziej są Żydami, niż Niemcami i że w związku z tym powinni pomyśleć o budowaniu przyszłości np. na ziemi przed wiekami należącej do ich przodków. Syjoniści nie przewidzieli jednak, że hitlerowskie represje nie będą polegały na skłanianiu Żydów do opuszczenia Rzeszy, lecz na totalnym ich wymordowaniu. Eichmann, którego kontakty z syjonistami początkowo bywały wręcz serdeczne, też został w końcu poinformowany, że Niemcom nie chodzi o wypędzenie, lecz wymordowanie Żydów. Jako człowiek znający teorię i praktykę ruchu syjonistycznego Eichmann wśród partyjnych towarzyszy z NSDAP cieszył się opinią „specjalisty od spraw żydowskich” i to z tej przyczyny powierzono mu wysokie funkcje w aparacie Zagłady. Przyczyną nie były większe od innych skłonności sadystyczne czy ponadprzeciętna nienawiść. Na tle milionów Niemców, opętanych praktykowaną przez nich codzienną żądzą grabieży i mordu, Eichmann szczególnie się nie wyróżniał.

Inne warianty przyszłości Żydów

Zanim jednak w roku 1942 zapadła decyzja o Ostatecznym Rozwiązaniu Kwestii Żydowskiej rozważane były inne warianty pozbycia się osób narodowości żydowskiej, w niemieckim państwie powszechnie uważanych za element niepożądany i szkodliwy. Relacje z procesu potwierdzają, że w czasie pierwszych dwóch lat wojny położenie Polaków na ziemiach wcielonych do Rzeszy na pewno nie było lepsze, niż Żydów. Zanim latem 1941 podobne restrykcje dotknęły Żydów – Polakom na tych terenach już jesienią 1939 nakazano przyszycie do ubrań symboli nie –niemieckiej narodowości, zakazano wchodzenia do parków, jeżdżenia na rowerach, fotografowania, słuchania radia itp. Na terenach w 1939 wcielonych do Rzeszy przez pierwsze dwa lata okupacji prześladowano przede wszystkim Polaków a nie Żydów, stąd niemieccy okupanci już po roku raportowali do Berlina, że w wyniku masowych egzekucji i deportacji na terenie Rzeszy „przy życiu pozostało jeszcze tylko 3% członków polskiej elity – nauczycieli, oficerów, duchownych, ziemian”. Generalplan Ost, zakładający pozostawienie przy życiu na terenach byłego państwa polskiego kilku procent polskiej populacji (tylko i wyłącznie z najniższych warstw społecznych), był gotowy i czekał na warunki do realizacji (polscy robotnicy mieli pracować na rzecz Niemiec w obozach rozproszonych w opanowanej przez III Rzeszę Syberii). W tym samym czasie Niemcy rozważały jeszcze plany, powstałe w czasie I wojny światowej i mające polegać na utworzeniu żydowskich enklaw na polskich Kresach. Eichmann miejsce dla nich widział w rejonie Niska nad Sanem. Z kolei latem 1940 otrzymał polecenie opracowania planu przesiedlenia 4 milionów Żydów na Madagaskar. W styczniu 1942 roku na konferencji w Wansee Niemcy postanowiły jednak inaczej: zabić wszystkich. Do współpracy w tej zbrodni szybko zgłosiły się rządy państw kolaborujących z Hitlerem. Oddawały one swoich Żydów na śmierć mimo, że Niemcy kazały sobie za to słono płacić. Najbardziej gorliwa była Francja, bez żadnego udziału Niemców wysyłająca transporty z takimi ilościami skazanych na zagładę, że budowana dopiero niemiecka machina masowego unicestwiania nie nadążała z realizacją potwornych francuskich zleceń. Być może właśnie gorliwość Francuzów sprawiła, że Niemcy wystawiali im najwyższe rachunki za zabijanie -700 marek za jednego przyjętego do zamordowania. Słowakom kazali płacić 300, mimo ich oporu przed udziałem w Holokauście. Belgom wystawiali rachunki na 250 a Chorwatom na 30 marek za każdego przyjętego do zabicia.

Po co uciekał z Niemiec?

Spisywana na początku lat sześćdziesiątych relacja Hannah Arendt zawiera m.in. informacje o realiach państwa niemieckiego, z którego przybyła część adwokatów, broniących Eichmanna. Kilkanaście lat po wojnie połowa sędziów w RFN nadal składała się z byłych nazistów. Trudno się więc dziwić, że nawet najbardziej ewidentni zbrodniarze mogli spać spokojnie – uniewinniano ich tysiącami. Nawet w przypadku najsolidniej udowodnionych i najbardziej masowych aktów ludobójstwa zapadały wyroki co najwyżej paru lat więzienia, które skazani odsiadywali zwykle do połowy, gdyż obejmowały ich amnestie, albo decydowano o zwolnieniu za dobre sprawowanie lub ze względu na stan zdrowia. Niemal równocześnie z procesem Eichmanna toczył się np. w RFN proces znanego polityka Adenauerowskich Niemiec, jednego z liderów Partii Wolnych Demokratów Martina Fallenza. Udowodniono mu udział w zamordowaniu w Polsce 40 tysięcy ludzi. Dostał za to 4 lata (w poczet wyroku zaliczono pobyty w areszcie, więc wyszedł po niespełna dwóch). Adwokaci z RFN, zapytani o to, z jakim wyrokiem musiałby się liczyć Eichmann, gdyby zamiast przed sądem izraelskim stanął przed niemieckim odpowiedzieli, że tam „sąd mógłby wydać wyrok uniewinniający”.

Pierwsza „wpadka” procesu jerozolimskiego

Dla ukazania kontekstu działalności Eichmanna, lub dla wyolbrzymienia jego roli, jednym z wątków procesu stały się Norymberskie Ustawy Rasowe, wprowadzone pod koniec 1935 roku i polegające głównie na zakazie związków małżeńskich między osobami narodowości żydowskiej i niemieckiej. Podniesienie tego tematu dało obronie okazję nagłośnienia prawa, obowiązującego we współczesnym Izraelu, w którym to „żaden Żyd nie może poślubić osoby nie będącej pochodzenia żydowskiego; małżeństwa zawarte za granicą są uznawane, ale dzieci ze związków mieszanych są z punktu widzenia dzisiejszego izraelskiego prawa dziećmi nieślubnymi (ale dzieci pozamałżeńskie, których rodzice są Żydami – są prawowite), a jeśli komuś zdarzy się mieć matkę nie-Żydówkę, nie może zawrzeć związku małżeńskiego, osoby takiej nie można także pochować.” Zarzut wprowadzenia rasistowskiego ustawodawstwa w państwie, praktykującym analogiczne ustawodawstwo, oczywiście brzmiał groteskowo, stąd jego pojawienie się było pilnie „gumkowane” w medialnych przekazach. Szczegółowo napisała o nim jednak Hannah Arendt.

Wstrząsająca skala kolaboracji

Relacje świadków dotyczył np. Sonderkommand – oddziałów złożonych z Żydów, służących do eksterminacji Żydów. Równie porażające były informacje o żydowskich Radach Starszych, podejmujących decyzje o ekspediowaniu do obozów kolejnych partii swych rodaków. Przewodniczący łódzkiego Judenratu Chaim Rumkowski, który po wysłaniu na śmierć wszystkich mieszkańców swego getta jako ostatni sam trafił do obozu zagłady i został w nim zamordowany przez pozostałych jeszcze przy życiu, których wskazał do wywózki w poprzednim transporcie. Gorliwymi wykonawcami wysiedleń była żydowska policja. Była ona formacją ochotniczą a nie wywodziła się ze społecznych mętów, lecz z wczorajszych adwokatów, radców, notariuszy, sędziów (pod względem pozycji społecznej i cenzuzu wykształcenia – najbardziej elitarna formacja policyjna w dziejach!). W czasie procesu wielokrotnie padały pytania o to, dlaczego nie doszło do buntów, które bardzo utrudniłyby proces eksterminacji. Codziennością były przecież sytuacje, w których garstka uzbrojonych esesmanów nadzorowała upychanie w wagonach tysięcy ludzi. Rzucenie się na Niemców spowodowałoby śmierć może kilkudziesięciu osób. Nawet, gdyby rozpierzchnięcie się tłumów po polach, lasach czy miastach zdecydowanej większości z nich nie dawało szansy ocalenia to konieczność zapanowania nad takimi sytuacjami stanowiłoby dla Niemców duży kłopot. Do ścigania zbiegów musieliby ściągać dodatkowe siły, zapewne sprowadzać oddziały frontowe. Bez wątpienia machina zagłady wytracałaby swoją sprawność i proces masowych mordów musiałby ulec spowolnieniu. Z relacji świadków wynikało, że do spontanicznych ucieczek czasem dochodziło, ale żydowska policja urządzała skuteczne obławy na uciekinierów. „O ile mi wiadomo – nigdy nie było w takich sytuacjach protestów czy odmowy współpracy” – stwierdzał Eichmann. Potwierdzenie znalazła też relacja Jerzego Marianowicza (właść. K. Berman), który ukrywając się nie obawiał się ani Niemców ani polskich szmalcowników, gdyż przy jego fizjonomii nie byli oni w stanie rozpoznać w nim Żyda. Jednak Żydzi na usługach Niemców to potrafili i, jak wspominał, to oni stanowili śmiertelne zagrożenie. W czasie procesu zadawano też pytania o to, co groziło Niemcom za odmowę wykonania rozkazu uczestnictwa w egzekucjach. W tym zakresie potwierdzone zostały ustalenia z Norymbergi: nie odnotowano ani jednego przypadku, w którym jakiś eseseman byłby ukarany śmiercią za odmowę rozstrzeliwania. A wątpliwości się zdarzały, bo wśród ustawianych przed plutonami Żydów trafiali się zasłużeni dla Niemiec bohaterowie, np. kawalerowie najwyższych odznaczeń za męstwo w czasie I wojny światowej lub Żydzi wcześniej znani jako nazistowscy aktywiści. Świadkowie opowiadali m.in. o Niemcach, schwytanych na udzielaniu Żydom daleko idącej pomocy. Żadnemu z nich włos nie spadł z głowy. Udzielanie Żydom pomocy zwykle nie wiązało się dla Niemców z żadnym poważnym ryzykiem. Pomimo tego proces potwierdził liczbę półtora miliona Żydów, zamordowanych nie w obozach, lecz przez niemieckie oddziały frontowe, wespół z Einsatzgruppen – szwadronami śmierci, nie mordującymi zresztą tylko Żydów, ale np. polskich nauczycieli, powstańców, działaczy niepodległościowych. Za najczarniejszą kartę Zagłady Hannah Arendt uznała jednak fakt żydowskiej kolaboracji. Eichmann stwierdzał a potwierdzały to dokumenty i relacje świadków: bez aktywnej działalności żydowskich przywódców i żydowskich elit Zagłada nie osiągnęłaby swej potwornej skali. A były to niestety elity rzeczywiste. Nie stanowiły ich, jak w wielu okupowanych krajach, indywidua stawiane na czele marionetkowych rządów przez okupantów. Gorliwymi wykonawcami niemieckich poleceń byli najprawdziwsi, autentyczni liderzy żydowskich społeczności. Na żądanie Niemców wydali im oni np. spisy osób, które odstąpiły od judaizmu. Prowadziły je wszystkie gminy żydowskie i nie jest znany przypadek, w którym spis taki zostałby ukryty czy zniszczony. Trafiając w ręce Niemców oznaczał wyrok śmierci na dziesiątki tysięcy ludzi, często od pokoleń niemal przez nikogo nie identyfikowanych jako Żydzi. Jednym ze świadków procesu był ocalony członek Judenratu Budpesztańskiego Pinchas Freundiger, który dokonał szacunkowych obliczeń, o ile mniejsza byłaby liczba wymordowanych, gdyby współpraca żydowskich gmin z Niemcami nie była aż tak aktywna. Z rachunków Freudigera wynika, że w takiej sytuacji Niemcy nie zdołaliby zamordować około połowy swoich ofiar.

Zagłada na oczach świata i Światowego Kongresu Żydów

Już w 1940 roku Himmler przedstawił propozycję uwolnienia miliona Żydów w zamian za 10 tysięcy ciężarówek. Oferta taka była powtarzana wielokrotnie aż do drugiej połowy roku 1944. Eichmann przedstawiał ją stronie żydowskiej w różnych wersjach, proponując także wariant: 200 USD za jednego Żyda. W 1942 Himmler rozkazal sporządzenie listy Żydów, posiadających zamożnych krewnych w USA a następnie przeniesienie ich do obozu z warunkami, pozwalającymi przeżyć każdemu z nich. Przypuszczano, że grupę tę, liczącą ok. 10 tys. osób, będzie można wymienić za odpowiednią gratyfikację. Tu jednak do żadnej niemiecko-żydowskiej transakcji nie doszło. Zarówno prezydent i elity polityczne USA, jak i amerykańskie środowiska wpływowych Żydów pozostawały całkowicie głuche nie tylko na wszystkie podobne propozycje, jak też na informacje i apele polskich kurierów i polskiego rządu na uchodźstwie. Dla Polaków ponurą groteską muszą być niektóre epizody występowania w obronie Żydów. Np. w Holandii przeciw Zagładzie zastrajkowali studenci. Pisząc o tym sama Hannah Arendt naraziła się na śmieszność zauważając, że w Polsce na strajki w ich obronie Żydzi nie mogli liczyć. Zupełnie jakby nie wiedziała, że w Polsce nie tylko studiowanie, ale uczęszczanie do konspiracyjnych szkół podstawowych i średnich było zagrożone karą śmierci. Równocześnie w Danii ukrywanie Żydów nie wiązało się z żadnym ryzykiem. Tym bardziej, że żadna formacja niemieckiej policji nie miała tam prawa wchodzić do prywatnych mieszkań bez zgody ich właścicieli (porównajmy więc ze sobą „ofiarę” duńskich i polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata – dla Iad Vashem jedni i drudzy warci są tyle samo). Długo udawało się swoich Żydów uchronić rządowi węgierskiemu. Sformował on nawet żydowskie oddziały wojskowe w liczbie 130 tysięcy żołnierzy. To żydowskie wojsko w węgierskich mundurach, w roli jednostek pomocniczych od 1941 roku brało udział w wojnie ze Związkiem Sowieckim.

Zakrzyczana najbardziej ponura prawda o Zagładzie

Proces Eichmanna toczył się w odsłonach 121 sesji. Obronie udało się udowodnić krańcową konfabulację 56 osobom, uchodzącym za „świadków cierpień narodu żydowskiego”. Osoby te zaklinały się np., że widziały Eichmanna w miejscach i w czasie, w których ponad wszelką wątpliwość nie mógł on być obecny. Jednym ze wstrząsających akordów procesu było wystąpienie jednego z największych autorytetów w sprawie badań nad Zagładą – Rai Kagan. Stwierdziła ona, że „paradoks Auschwitz polegał na tym, że „sprawców przestępstw kryminalnych traktowano lepiej, niż innych. Nie stawali do selekcji i z reguły ocaleli”. Kilkakrotnie przytaczane przykłady owego „paradoksu Auschwitz” ściągnęły gromy na autorkę relacji. Najbardziej zaszkodziło jej jednak wyznanie: „zło wyrządzone przez mój własny naród smuci mnie bardziej, niż zło wyrządzone przez inne narody”. Na lawinę rzucanych w jej stronę pytań o to, co należało robić w niewyobrażalnej, stworzonej przez Niemców sytuacji, Hannah Arendt odpowiadała, że „lepiej było nie robić niczego”. Zarówno setki relacji, jak i studia nad mechanizmami zorganizowanej Zagłady nie pozostawiają bowiem wątpliwości: współpraca z ludobójczym reżimem niemal nikomu nie przyniosła ocalenia a jedynie spotęgowała rozmiar zbrodni.

Artur Adamski

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content