Honor w czasach zarazy, mój ty Boże. Pojęcia o honorze są konwencjonalne, należą do sfery imponderabiliów, czyli rzeczy niedających się dokładnie określić, zważyć, logicznie ustalić. Honor osadzony jest na prawdzie i poza prawdą nie występuje. „Honor – pojęcie w swej genealogii szlacheckie – wykluczało wszelką nieuczciwość, a nawet małostkowość” – pisała prof. Anna Pawełczyńska.
Ludzie honoru należeli zawsze do zbioru ludzi wyróżnionych, czyli do elity.
Wybrany zbiór ludzi, elita narodu, elita kraju musiała mieć wyróżniające przymioty, które społeczność mogła uznać za wartościowe (fr. Elite – wybór). Najczęściej wyróżniane są elity moralne, intelektualne, artystyczne, polityczne, organizatorskie.
Gdy mowa o wyróżnionych czy też wybranych, to musi być ktoś, kto wybiera i decyduje o zasadach wyboru. W życiu społecznym na każdym kroku wyróżniamy jakichś ludzi, jakąś grupę. Zawsze ktoś wybiera i ktoś decyduje o zasadach wyboru. Bez wyboru, bez selekcji, nie ma ludzi wyróżnionych, nie ma elity.
Złudne jest przeświadczenie, że o wyróżnieniu nielicznych decydują dziś zasługi, decydują walory umysłu albo duszy. O wyróżnieniu decydują układy towarzyskie i mafijne, wierność i służalczość. Nie ma tam miejsca na walory umysłu, na przymioty duszy. Jest to miejsce dla ludzi, którzy przebierają się za ludzi honoru z sygnetem na palcu.
Szlachcic, arystokrata? Nie, to syn fornala. A ten sygnet herbowy? Dziedzic sam zdjął z palca i dał, żeby palca nie stracić. Ojciec? Zaraz po wojnie parcelował majątek w Babinie. Ziemię rozdawał, utrwalał władzę ludową. Rozkułaczał. Sekretarzował. Na koniec rozpił się. Źle zniósł odwilż październikową. Załamał się, kiedy za Gierka odebrali mu rewolwer.
Ludzie honoru i godności z międzywojnia zostali po wojnie zepchnięci na margines życia społecznego i politycznego. Stracili swoją pozycję wzorca w sferze moralności. Stali się częścią niezorganizowanego tłumu, dawnego residuum, regulowanego za pomocą prawa i przemocy. Tę sytuację nazywa się odwróceniem drabiny społecznej.
Mamy elity samozwańcze, łże-elity, elity chamów, bogactwa, władzy i
dostojeństwa. Zdaje się, że chodzą dwadzieścia, może trzydzieści centymetrów nad ziemią. Nie widzą ludzi. Nie widzą tych, co ciężko pracują. Nie znają wstydu. Kierują się strachem i przymusem. Zejście na poziom przymusu i strachu oznacza regres kulturowy.
Elity nowej Polski, łże-elity kraju, pełnią wobec mas funkcje ideologiczne, a nie
organizatorskie. Są niezdolne do tego, by organizować i sublimować masy.
Tych, o których można powiedzieć, że są ludźmi honoru, można dziś spotkać na
średnich i niskich szczeblach drabiny społecznej. Ludzie ci, rozproszeni, zniszczeni udrękami codziennego bytu, próbują jako jednostki, a nie grupa społeczna, zaistnieć w zwyczajnym życiu, ale już nie w kulturze, nie w polityce.
Ludzie honoru tradycyjnie wyróżniali się wrażliwością na konwencjonalne oznaki
szacunku bądź obrazy. Ludzie ci przywiązywali wielką wagę do danego słowa. „Dać słowo honoru” znaczyło dawniej tyle, co ręczyć godnością, dawać jako rękojmię swoje dobre imię. Stracić dobre imię, znaczyło dawniej, ale nie dzisiaj, odejść w nicość.
Dzisiaj ludzie elity dają słowo honoru, ręczą godnością i nie mają zamiaru
dotrzymywać słowa. Wiedzą bowiem, że niedotrzymanie słowa nie jest równoznaczne z utratą dobrego imienia.
Odwaga, szlachetność, poświęcenie dla dobra wspólnego – to cechy ludzi honoru, ludzi, którzy stanowili warstwę kierowniczą narodu. To oni, jak pisał Juliusz Słowacki, z imienia Polski zrobili „pacierz, co płacze i piorun, co błyska”.
Pewne ludzkie postępki mogły być zgodne z prawem, ale środowisko ludzi honoru określało je jako niemoralne. „Legal but immoral”. Kwestie sporne rozstrzygały sądy honorowe bądź koleżeńskie, zgodnie z normami wstydu i honoru.
Honor związany jest bowiem z odczuwaniem i przeżywaniem, a nie z rozumieniem. Odczuwanie i rozumienie stanowią dwa bieguny naszego doświadczenia i odpowiadają dwu przeciwstawnym trybom postrzegania i oznaczania. Za pomocą rozumu i logiki oznaczamy świat; poprzez zachowanie się honorowe oznaczamy samych siebie.
Ludzie honoru byli i są tradycyjnie strażnikami tych wartości, które w ich odczuciu były ważne dla tożsamości Polaków. Odwaga, szlachetność, poświęcenie dla dobra wspólnego – to cechy ludzi honoru, ludzi, którzy stanowili warstwę kierowniczą narodu.
Oni szli z ziemi włoskiej i z ziemi ruskiej do Polski, strzegli tradycji narodowej,
wyróżniali się poziomem wiedzy i umiejętności. Ludzie honoru stawiali normy moralne i wstyd przed zewnętrznymi normami prawa i przymusu.
Zawsze chodziło o prawdę, o godność, o wolność. Nie bez podziwu pisał o polskich zrywach narodowych rosyjski historyk Mikołaj Wasyliewicz Berg: „Polską pod rosyjskim zaborem trzęsie chroniczna febra powstań, na kształt nieuleczalnej choroby… Febra powstań powtarza się co lat szesnaście, mniej więcej, to jest, gdy podrośnie pokolenie, które nie znało na sobie wszystkich nieszczęść powstania”. („Zapiski o powstaniu polskim 1863-64”).
Wyniszczenie warstwy kierowniczej narodu polskiego miało położyć kres wszelkim powstaniom. Gubernator Hans Frank stwierdził w 1940 roku: „Fürer wypowiedział się w ten sposób: to, co teraz uznaliśmy za kierowniczą warstwę w Polsce, należy zlikwidować, to, co wyrośnie na jej zmianę, trzeba unieszkodliwić i w odpowiednim czasie ponownie usunąć”.
A jednak, mimo dokonanego na Polakach ludobójstwa w lagrach i łagrach, mimo wyniszczenia polskiej inteligencji przez Niemców i przez Rosjan, Polacy ocalili swą godność, nie dali rozerwać swego systemu wartości, walcząc o wolność w kraju i na wszystkich frontach wojny światowej.
Porządek oparty na honorze i służbie dla dobra wspólnego został odwrócony dopiero w mrocznych czasach PRL. Komuniści unicestwili albo wykluczyli z aktywnego życia tych, których nie zabiła zmowa Niemców i Rosjan w czasie okupacji Polski. Honor żołnierza, nauczyciela, urzędnika, lekarza i dziennikarza został zastąpiony przez przymus, nakaz, służalstwo, spryt, układ towarzyski etc.
Atrybutami inteligenta stała się teczka, pióro w lewej kieszonce marynarki i pogarda dla ludzi ciężkiej pracy, dla robotników i rolników. „Nową elitę systemu komunistycznego konstruowali funkcjonariusze bezpieki, działacze PPR, PZPR i ZMP. Elita ta rekrutowała się z takich Polaków, dla których poczucie przynależności narodowej straciło znaczenie”. – mówiła prof. Anna Pawełczyńska.
Należy spytać, czy w czasach reżimu komunistycznego były możliwe zachowania nacechowane godnością? Znamy nazwiska wyrzuconych z wyższych uczelni wybitnych uczonych: Władysława Tatarkiewicza, Jana Bystronia, Romana Ingardena, Tadeusza Sinko, Stanisława Ossowskiego, Tadeusza Kotarbińskiego, Władysława Konopczyńskiego i innych.
Nie znamy nazwisk tysięcy prowincjonalnych nauczycieli, urzędników, animatorów kultury, organizatorów pracy, których komuniści wyrzucili z pracy i nie dopuścili ich dzieci do kształcenia się w szkołach średnich.
Ludzi wykształconych, ludzi honoru, zastępowali ludzie partii, członkowie PPR, UB, PZPR, SB, ZSL, SD. Między ludźmi partii bywali pisarze, aktorzy, naukowcy i zarządcy, a także wracający z Rosji janczarowie Stalina. Nikczemną rolę pełnili w życiu publicznym tzw. liberałowie partyjni, którzy działając w partii, robili oko do bezpartyjnych. Udawali, że trochę są w partii i trochę w partii nie są.
Każdy, kto w PRL nie należał do PZPR, nie był funkcjonariuszem służb specjalnych, traktowany był jako człowiek drugiej kategorii. Na prowincji, szczególnie na Podlasiu, gdzie żołnierze Polski Podziemnej walczyli do 1956 roku, selekcja ludzi na prawomyślnych i nieprawomyślnych była niezwykle ostra.
Nieprawomyślny żył krótko i nieszczęśliwie. Dzieci z tzw. reakcyjnych rodzin nie mogły uczyć się w szkołach średnich. Były skazane na deklasację. Na uczelniach łatwą i szybką ścieżkę miały dzieci funkcjonariuszy, sekretarzy partii, sędziów, ambasadorów, prokuratorów, ministrów, no i dzieci urodzone w chałupach fornali.
No wiec, mając 14 lat życia, zaczynałem start życiowy w kopalni Mieszko I w
Wałbrzychu. Po kilku miesiącach pobierałem naukę w Zasadniczej Szkole Górniczej im. Dimitrowa. To były rachunki, język polski i wiedza o Polsce przez cztery godziny w sobotę i pięć dni pracy w kopalni.
Zagnieździły się w naszym kraju elity wyhodowane na karkach zgarbionego narodu. Elity jedną noga w Polsce, drugą nogą w Hiszpanii, we Włoszech, w Szwajcarii i na Florydzie. Elity synów i córek z korzenia peerelowskich sekretarzy partii, generałów, sędziów, prokuratorów.
Elita subtelna, wypasiona na zrabowanych przez tatusiów dobrach, elita filmu,
literatury, dziennikarstwa, muzealnictwa etc. Najczęściej uplasowana po prawej stronie, choć willa w Zakopanem, rezydencja w Juracie i na Florydzie pochodzi z lewej strony.
Te elity, łże-elity, zamiast iść do narodowej Kanossy, zamiast biczować się i sypać sobie na głowę popiół, krzyczą, że za mało dostają milionów na prywatne teatry, na filmy, najczęściej antypolskie.
Ani w głowie tej elicie, dzieciom Alei Przyjaciół, Alei Róż i Koszykowej, jakaś
zaduma nad winami, nad zbrodniami ojców, matek, teściowych. Ani w głowie jakaś próba zadośćuczynienia ofiarom zbrodni, szykan. Łże-elity bezczelnie rozpychają się, pouczają, chłoszczą słowem i obrazem. Bo mają władzę nad umysłami, nad duszami i definiują honor, definiują godność i prawdę.
Honor ma dzisiaj wartość instrumentalną, służebną wobec polityki, stosunków
społecznych i biznesu. Jest kreacją, fikcją. Chcesz pracować ? No to zamknij pysk. Bo fabryka, bo supersam, bo teatr należy do synka czerwonego kata, synka sekretarza, funkcjonariusza etc.
Nowoczesne media kreują, a nawet fabrykują ludzi honoru. Ludzie ci, obdarzeni przez propagandę winoroślą zaufania i reputacji, zstępują z ekranów, ze szpalt gazet w rzeczywisty, ludzki świat codziennego życia i odgrywają swoje fikcyjne role mężów opatrzności, mądrych i szlachetnych polityków, fundatorów przytułków, władców, którzy biorą odpowiedzialność za naród i za Polskę.
To wszystko – wzniosła frazeologia, deklaracje bez pokrycia, to mydlana bańka fikcji. O fikcji, która rządzi, pisał Gogol, zaś o czasach Gogola napisał Łotman: „Fikcja panuje nad życiem, rządzi nim”. I nagle ta mydlana bańka honoru pęka i ukazują się oszuści, udający tajnych ambasadorów szczepień przeciw epidemii.
Ukazują się nazwiska z górnej półki teatrów, mediów i polityki. Nazwiska znane z ulicznych awantur o sądy, o konstytucję i o honor. To oni chodzą nad ziemią i w życiu publicznym odgrywają wyuczone role ludzi honoru, dobra i prawdy.
No i widzimy, że w nowej Polsce nie nastąpiło nic takiego, co by można było nazwać powrotem do ładu społecznego. Ludzie honoru, dzieci i wnuki tych ludzi, nie odzyskali nawet małej części swej dawnej pozycji moralnej i materialnej. Ludzie komuny, dzieci i wnuki tych ludzi, nadal zajmują wysokie, a nawet najwyższe stanowiska. Oni wiedzą, że nadal są obywatelami pierwszej kategorii, a reszta to robole, wyrobnicy.
Jest tak od czasów Bieruta i Bermana. Porewolucyjne porządki zaczynały się od radykalnej selekcji i wyboru ludzi wedle rewolucyjnych zasług i rewolucyjnego udziału we władzy. Przykładem rewolucyjnych zmian, polegających na odwróceniu drabiny hierarchii, jest Polska Ludowa.
„W wyniku komunistycznej rewolucji i pod wpływem tej rewolucji dokonana została w Polsce zagłada warstw mających za sobą wielowiekowe tradycje kulturowe i obyczajowe” – pisze prof. Anna Pawełczyńska.
Nie ma już strachu przed wstydem, jest prawo strachu. I tak po latach życia w nowej Polsce obserwujemy deficyt wstydu, niedobór etyki, niezrozumienie prawa. Poseł mówi dzisiaj językiem chama, językiem lumpa i zachowuje się jak lump. Honor jest dla niego czymś śmiesznym. Jest fanaberią, grymasem, słabością. Argumentem w dyskusji jest inwektywa, pięść, mordobicie: „Dam w mordę i będzie po twojej inteligencji !”.
Nowe elity starają się dziś odróżnić od residuum nie tylko sposobem bycia i formami zachowania, ale także życiem towarzyskim, znajomościami, bywaniem w miejscach, które neofitę nobilitują i uszlachetniają. Ten i ów neofita liberał, a nawet człowiek prawicy, dawniej komunista, antyklerykał, delegat na zjazd partii, dzisiaj siedzi po właściwej stronie na obrotowym stołu. Raz jest w prawo, raz w lewo, a zawsze jest paputczikiem, człowiekiem drogi do posiadania i do władzy.
– No i jak będzie ? – pytałem w 1989 roku Jacka Kuronia. Odpowiedział: – Będzie tak samo, jak było. Tylko śmieszniej – I tak dokonuje się dziś ostatni akt rewolucji społecznej w Polsce, która zaczęła się krwawo w 1945 roku i kończy się komedią w roku 2021.