W Polsce wprowadzono Narodową Kwarantannę. Wcześniej myślałem, że po strefie czerwonej w całym kraju, będzie strefa fioletowa, pomyliłem się.
Ze statystyk światowych wynika, że ogólna śmiertelność spowodowana koranwirusem, u ludzi z chorobami współistniejącymi i bez wynosi tylko 3 proc. Jeżeli wyłączymy z tych obliczeń śmiertelność osób z chorobami współistniejącymi, to wyłącznie na koronawirusa nie umiera więcej niż 0,6 proc. Żeby jeszcze zmniejszyć odsetek ludzi umierających na koronawirusa, to trzeba wyeliminować choroby współistniejące, no i odmłodzić ludzi. Druga opcja to wyeliminować z populacji ludzkiej koronawirusa. Wiem, to brzmi jak niesmaczny żart… więc pozostawmy rządowi działania Narodową Kwarantannę, godzinę policyjną, żadnych zabaw hucznych nie urządzać.
Nie mam pojęcia, dlaczego znaczna grupa osób stawia na pierwszym miejscu koronawirusa a nie bierze w ogóle pod uwagę, że przyczyną zgonu towarzyszą też choroby współistniejące? Może łatwiej byłoby wyeliminować choroby współistniejące, bo z tym może jakoś poradzić sobie służba medyczna, ale służba medyczna jest zajęta „walką” z koronawirusem, czyli z naturą, tak ustaliły rządy na całym świecie. Więcej środków na „walkę” z koronawirusem, mniej środków na opiekę nad chorymi na choroby współistniejące. Gdzie nas to zaprowadzi to już wiemy i rządowi dziękujemy.
Naiwnie myślałem, że jestem tak mądry, a moje argumenty przekonają nawet ludzi intelektualnie bezobjawowych, ale to nie działa. Ludzie umierają na koronawirusa bez względu na choroby współistniejące i tyle. Nawet jakbym wyszukał pacjentów, którzy szczęśliwie przeżyli choroby współistniejące i COVID-19, to to nie jest żaden argument, dowiedziałbym się, że choroby współistniejące nie były wystarczająco ciężkie, a koronawirus nie był wystarczająco groźny. A więc taki przypadek nie pasuje do statystyki. No bo jak zarejestrować przypadki ludzi, którzy przeżyli, skoro nie wiemy dlaczego przeżyli. Jak ktoś umiera to musi być przyczyna, a jak ktoś żyje, to nie potrzebuje żadnej dokumentacji na to, że żyje, służba medyczna nie wystawia akt życia. Nie mamy żadnych jednoznacznych kryteriów, a jak nie mamy kryteriów, to jest dobre miejsce na ideologię. A jak tak, to morda w kubeł, załóż dwie maski i się na temat pandemii nie odzywaj foliarzu.
Idąc dalej tropem dojdziemy do reductio ad absurdum. Zastanówmy się, ile osób „leczonych” na raka nie umiera na raka (sic!), ale przez: zniszczenie szpiku kostnego, anemię, niewydolność nerek, zatrucie wątroby, zator tętnicy płucnej, posocznicę, zapalenie płuc, to wszystko jest spowodowane nie rozwojem raka, ale operacją, naświetlaniem i lekami przeciwnowotworowymi, takimi jak paclitaxel. No i został jeszcze koronawirus, którym można załatać każdą nieudolność medycyny.
Trzymając się tej narracji, to mój tato nie zmarł z powodu raka wpustu żołądka, ale… na zator płucny. Do tej pory lekarze mają obowiązek dokładnie rozpisać przyczynę śmierci, ale w obecnych czasach „pandemicznej” ideologii, co tam napiszą, to nie ma znaczenia. Jak był zakażony koronawirusem, to koronawirus zabił.
Przy okazji warto zwrócić uwagę, że taki koronawirus jest błogosławieństwem również dla medycyny i lekarzy, bo zamiast się zająć chorobami współistniejącymi i kompromitować się nieudaną kuracją pacjenta, to zrzucić to na koronawirusa i pozbyć się jakiejkolwiek odpowiedzialności. Z tego już nie wyjdziemy, bo nawet szczepionki nie uodpornią nas na decyzje rządu.
Nie pomoże nam cały rozwój naukowy, technologiczny, medyczny, biostatystyczny, epidemiologiczny i jaki tam jeszcze, na „pandemiczną” ideologię. Jeżeli jeszcze ktoś wierzy w rozsądek, to najrozsądniej będzie się tego pozbędzie, bo… zostanie nazwany wariatem, a jeszcze gorzej niż umrzeć na koronawirusa.
Zapędziłem się tak daleko, że sam siebie nie rozumiem, ale mam na tyle odwagi, aby się do tego przyznać, czego życzę z okazji Nowego Roku 2021 wszystkim rządzącym.
Nie liczcie na to, że mądrość etapu Was uratuje.
Ann Arbor, MI, 19 grudnia, 2020