9,1 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

Prawo bez znaczenia – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Jak na razie więcej deliberacji o praworządności, niż o konsekwencjach nieprzestrzegania prawa. Każdemu prawo – kobietom, dzieciom, elgiebetykom, ekologistom, yogistom – ale przywileje nie służą wspólnocie, co najwyżej anarchii.

Posłowie-ulicznicy bezkarnie prowadzą działalność przestępczą podczas nielegalnych zgromadzeń, zasłaniając się immunitetem, który nie zwalnia przecież od odpowiedzialności.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Jak wynika ze statystyki, gdańska prokurator Barbara K. prowadziła ponad 200 spraw, ale wystawiła zaledwie 16 aktów oskarżenia. Nic dziwnego, że umorzyła też (dwukrotnie) śledztwo w sprawie Amber Gold, umożliwiając przestępcom rozwijanie piramidy finansowej. Teraz legnicka prokuratura skierowała akt oskarżenia przeciwko niej do gdańskiego sądu. Czy jest to jednak właściwy adres – czas pokaże.

Mimo zapewnień pewnej aktorki, że skończył się komunizm, od blisko 20 lat działa sobie – wbrew konstytucyjnym zapisom – Komunistyczna Partia Polski. Widać w grubokreskowym państwie prawnym nikomu to nie przeszkadzało. Wreszcie Zbigniew Ziobro, prokurator generalny, wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o delegalizację KPP. Zrobił to na wniosek petycji osób prywatnych, tak jakby instytucje państwowe nie zauważyły przestępczych poczynań pogrobowców komunizmu ani zapisu konstytucyjnego, zakazującego działania organizacji nawiązujących do nazizmu, faszyzmu i komunizmu. A przecież działają jeszcze – partia Zmiana i Komunistyczna Młodzież Polski.

Z naruszeniem prawa, a bez protestu ekologistów (tym razem współpracujących z deweloperem) powstał w Puszczy Noteckiej monstrualny zamek (pozwolenie na inwestycję przewidywało budynek mieszkalny). I budowa trwa, pod wyrozumiałym okiem wojewody. Inwestycja nie została wstrzymana, bo – szkody środowiskowe już zaistniały.

Jak to możliwe, że na terenie naszego kraju powstały nielegalne upamiętnienia OUN-UPA. Jest ich blisko 140. Teraz strona ukraińska domaga się ich legalizacji, tym samym forsując swą zbanderyzowaną politykę polityczną. Co więcej, owa legalizacja stała się warunkiem pozwolenia na polskie działania poszukiwawczo-ekshumacyjne. Ofiary ludobójstwa ukraińskich szowinistów wciąż czekają na chrześcijański pochówek.

Aborcja na życzenie jest niezgodna z konstytucją, ale dla ambitnych antyrządowych feministek-proaborcjonistek to żaden problem, by w czasie pandemii świętować na nielegalnych zgromadzeniach stulecie prawnego przyzwolenia na aborcję w Związku Sowieckim (18 XI 1920).

Jakiś dowcipniś (zresztą do dziś nie ukarany), udając artystę, wieszał przy nazwach miejscowości tablice – „strefa wolna od LGBT”, co usatysfakcjonowana tym performensem opozycja, przekazała brukselskim urzędnikom. Tak więc, w Polsce dyskryminuje się odmieńców seksualnych. Samorządy, które przyjęły Kartę Praw Rodziny, straszy się pozbawieniem ich zagranicznych dotacji (m.in. z funduszy norweskich). To wierutna bzdura, zresztą niemożliwa do realizacji, ale niektóre gminy wycofują się z podjętych uchwał. Ideolodzy gender i aktywiści LGBT triumfują, nie mówiąc o opozycji.

Bezkarni sędziowie, którzy w stanie wojennym wydawali wyroki z naruszeniem ówczesnego prawa – dożywają na sowitych emeryturach w grubokreskowej rzeczywistości, orzekają – jakby nigdy nic – nawet w Sądzie Najwyższym.

Wartości konstytucyjne

Po latach obowiązywania ustawy antyaborcyjnej, Trybunał Konstytucyjny uznał przesłankę eugeniczną za niekonstytucyjną, co – jak pokazały uliczne protesty – nie dla wszystkich jest oczywiste. Podobnie z gwarantowaną wolnością słowa. Gdy przekaz dotyczy szkodliwości aborcji czy homo-pedofilii – można atakować głoszących te oczywistości (ludzi i samochody). Aktywiści LGBT, zresztą korzystający obficie z zagranicznego wsparcia, nie ustają w agresji, dążąc – wbrew prawu – do rewolucji obyczajowej.

Natomiast transparentność tzw. organizacji pozarządowych wciąż jest daleka od ustawowych regulacji. Jak na razie, można więc do woli propagować np. ideę „otwartego społeczeństwa”, czyli zwalczać wartości chrześcijańskie, patriotyczne, konserwatywne, jak to dzielnie czyni choćby fundacja pewnego finansisty.

Każdy ma prawo do sprawiedliwego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez niezawisły sąd, ale trzeba było wyroku TSUE, by krajowe sądy zajęły się roszczeniami tzw. frankowiczów, którym wydawało się, że przechytrzą banksterów. W końcu niełatwo dochodzić sprawiedliwości, gdy np. tarnowski sąd orzeka, że łapówka dla rzeszowskiej prokurator Anny H. była „pożyczką od przedsiębiorcy”.

Każdy obywatel ma prawo do informacji o działalności organów władzy publicznej, ale jak to realizować w praktyce, gdy funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych „sprywatyzowali” dokumenty, już to sprzedając zagranicznym archiwom, już to przechowując w swoich nieruchomościach. To ich „paszporty” do transformacji grubokreskowej, a nierzadko narzędzie szantażowania dawnych „podopiecznych”. Pion śledczy IPN ma tu wiele do zrobienia, zaś opieszałość trudno zrozumieć.

Tymczasem samorządy wybijają się na niepodległość. Pozostające we władzy PO prowadzą własną politykę historyczną, chciałyby nawet przyjmować imigrantów i doprowadzić do rozbicia dzielnicowego (lansowana przez polityków niemieckich regionalizacja unii brukselskiej). Stołeczny magistrat funduje publikację, przekonującą młodzież, że krajowi zagraża „fala faszyzmu”. To ma być początek lewackiej ofensywy ideologicznej, realizowanej przez środowisko akademickie i nauczycielskie.

Antyrządowe i bezprawne poczynania sfinalizowały się ostatnio w porozumieniu warszawsko-budapesztańskim w sprawie ew. weta Polski i Węgier do budżetu UE. Czy to próba decentralizacji kraju, czy odskocznia do krajowej kariery politycznej – nie wiadomo, ale destrukcyjna partyzantka jest oczywista.

Inteligencja transformacyjna

Studenci zabawiają się w tęczowych partyzantów. Chcą uwolnić uniwersytety od faszyzmu. Nie przeszkadzają im antykatolickie wrzaski, dewastowanie obiektów sakralnych, napaści na duchownych. Walczą z homofobią i ksenofobią. Chcą wojny z podatnikami, którzy ich utrzymują. To nowe pokolenia grubokreskowo-transformacyjnej inteligencji, obywateli postępowych, otwartych, wielokulturowych, uznających etykę sytuacyjną. Takie młodzieży chowanie – jak się kiedyś mówiło.

Teraz w przestrzeni publicznej mówi się językiem nijak mającym się do obowiązującej ustawy o języku polskim. Rektorzy zwalniają młodzież z zajęć, aby na nielegalnych marszach proaborcyjnych pogłębiła studia językoznawcze. Genderowo-feministyczna nowomowa atakuje uczelnie, tak jak opanowała już politykę (obrzydliwe feminatywy).

Najpierw pomijano prawa rodziców z ich konstytucyjnymi prawami do wychowywania dzieci, teraz kształtuje się młodzież według neomarksistowskich wzorów. Robią to wykładowcy, którzy wymigali się od lustracji i dekomunizacji. To niezwykle sprzyjające warunki do forsowanego przez lewactwo „marszu przez instytucje”, do ideologizacji uczelni i nauki. Myślący inaczej są eliminowani lub izolowani – wbrew tak chętnie głoszonej tolerancji, a przede wszystkim wbrew prawu. Wprowadzenie tzw. konstytucji nauki – mającej reformować uczelnie – ułatwia ten proces.

Dlatego prof. Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, proponuje Pakiet Wolności Akademickiej. Nie będzie już można pociągać do odpowiedzialności naukowców za „wyrażanie swoich przekonań religijnych, światopoglądowych lub filozoficznych”. Wreszcie będzie możliwa wolna debata na uczelniach zgodnie z konstytucyjnymi zapisami.

Wojujący ateizm

Nierozliczeni komuniści poczynają sobie coraz agresywniej. Posłowie zakłócają praktyki religijne, nachodząc kościoły. Zainspirowana tym przykładem młodzież ochoczo profanuje świątynie. Dochodzi do tego, że w cywilizowanym państwie wierni muszą bronić miejsc kultu przed lewackimi bojówkami. Kluby „Gazety Polskiej” organizują Straż Patriotyczną. Rewolucja kulturowa bazuje na młodych, nieświadomych historii i konstytucyjnych gwarancji (czyżby rodzaj pedofilii politycznej). Pozbawieni tożsamości – dewastują miejsca pamięci narodowej (m.in. warszawską okupacyjną siedzibę gestapo).

Do antykościelnej nagonki włącza się wymiar sprawiedliwości. Gdański sąd przypisuje winy za przestępstwa jednego księdza całej diecezji bydgoskiej i wrocławskiej. Tak jakby to nie sprawca był odpowiedzialny za swe czyny, lecz instytucja. To manipulacja, nie mająca prawnego uzasadnienia. Powoływanie się na precedensy amerykańskie jest nieporozumieniem (w polskim prawie nie ma precedensów). Jednak intencja jest czytelna – przysporzyć instytucjom kościelnym kłopotów finansowych, niech bankrutują, płacąc odszkodowania.

W czerwcu ubiegłego roku, kiedy nawet Częstochowa doświadczyła barbarzyństwa tzw. marszu równości, jeden z manifestantów sprofanował wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej sześciokolorową aureolą. Wreszcie prokuratura sporządziła akt oskarżenia – obraza uczuć religijnych była przecież oczywista. Konstytucyjne wartości zostały naruszone. Teraz kolej na niezależnych sędziów, może dopilnują egzekucji prawa.

Wolność słowa

Komunistyczni propagandziści w lokalnych dziennikach najpierw uwłaszczyli się (w wyniku likwidacji koncernu RSW Prasa tworzyli spółdzielnie), a później wyprzedali się zagranicznym wydawcom. Niemieckie media polskojęzyczne tak realizowały linię polityczną właściciela, że na tych terenach tradycyjnie przeważał elektorat komunistyczno-platformiany. Mijały kolejne wybory i jakoś nikomu nie przeszkadzała niemiecka okupacja medialna.

Tymczasem postkomuniści skierowali do sejmowej Komisji Petycji projekt nowelizacji kodeksu karnego, który przewiduje sankcje wobec osób krytykujących ideologię gender, bądź znieważających elgiebetyków. Kara poważana – do pięciu lat więzienia. Takie są wyobrażenia prawa do krytyki w demokratycznym państwie prawnym, do wolności słowa. Pomysł nawet sprytny, bo wobec nieostrości kategorii teorii gender (dowolny wybór płci), byłby to rodzaj szeroko pojmowanej cenzury. Uprzywilejowane „święte krowy” sytuowałyby się ponad prawem.

Wolność ekspresji artystycznej, na którą tak często powołują się antyrządowi ulicznicy, dotyczy również mediów – bo nie może ona fałszować prawdy historycznej. Powoływanie się ZDF na takich autorów, jak Barbara Engelking czy Jan Grabowski, nie może zwolnić tej telewizji od odpowiedzialności. Musi przeprosić kpt. Zbigniewa Radłowskiego, który poczuł się urażony serialem „Nasze matki, nasi ojcowie”. Niestety polskie sądy nie ułatwiają mu dochodzenia do prawdy.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content