6,6 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

Myślę sobie, że cuda dzieją się wokół nas każdego dnia – Wywiad z Sylwią Winnik

26,463FaniLubię

Jak znalazła Pani chętnych do podzielenia się – wstrząsającymi niekiedy przecież – wspomnieniami? Pytam, bo moja babcia, która spędziła pięć lat na przymusowych robotach w Niemczech, do dziś nie opowiedziała mi o świętach tam spędzanych.

W swojej świątecznej książce rzeczywiście pozostałam w tym, co kocham najbardziej, czyli w ukazywaniu prawdziwych ludzkich historii i emocji. Rozmówców szukałam wokół siebie. Bardzo zależało mi na tym, by ta książka miała zróżnicowane opowieści z różnych stron Polski, ludzi o różnym doświadczeniu. I miała być nie za długa. Podobna do tych krótkich opowieści wigilijnych, opowiadanych mi przez babcię o wojnie i o rodzinie, jak wtedy, gdy siedziałam przy rozpalonym piecu w zimowe wieczory, a babcia snuła historie tkane jej rodzinnymi wspomnieniami. Myślę też, że tych lekkich książek również potrzebujemy, bo otacza nas wiele trosk i szukamy w nich wytchnienia. Książka „Moc truchleje” jest reportażem, pełnym moich osobistych refleksji o Bożym Narodzeniu i przemijaniu, ale niesie też nadzieję. W niej również znajdziemy wytchnienie.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Skąd pomysł na tę książkę?

Boże Narodzenie zawsze było dla mnie wyjątkowym czasem. Z jednej strony ze względu na wiarę. Ale trzeba też przyznać, że te konkretne święta, są bardzo rodzinne. I właśnie dlatego tak je kocham. Niestety, dwa ostatnie lata były bardzo smutne. Odeszli, rok po roku, moi dziadkowie, a kilka lat wcześniej babcia. Gdy przy wigilijnym stole pojawiło się więcej pustych miejsc, zaczynałam rozumieć, że pustka i tęsknota, jaką po sobie zostawili dziadkowie, odzwierciedla mój wielki ból. Ból ten, jednak im większy, tym wyraźniej określa ogrom miłości, jaki nam dali, bo to za ich obecnością przecież tęsknimy. Boże Narodzenie zawsze będzie dla mnie czasem, gdy przed oczami staną mi dziadkowie, jak żywi. Ta książka, dla mnie, to hołd dla nich, za to, że miałam święta rodzinne i piękne. Pełne miłości, nadziei. I takie święta teraz chcę przygotowywać sama. Ale w tematyce tej książki kryje się również drugie dno. W dobie pędzącego świata, gdy często zapominamy o tym, co jest ważne, ta książka ma przypomnieć, że małe rzeczy naprawdę cieszą. Tak małe jak okruch chleba w Auschwitz, którym w Wigilię dzielono się jak opłatkiem.

Która z opisanych historii wywarła na Pani największe wrażenie?

Każda ma w sobie coś, co porusza serce. Wszystkie historie to ludzkie emocje, przeżycia, wartości, dzieciństwo, beztroski czas przed 1939 rokiem i nagle dramat, gdy zaczyna się wojna. Nie umiałabym wybrać jednej.

Moc truchleje” to Pani czwarta książka. Na Pani koncie na facebooku, tuż pod Pani nazwiskiem widnieje napis: „Historia to człowiek i jego los” i właśnie o tym Pani pisze. Opowie nam Pani króciutko o trzech pozostałych publikacjach?

Swoją przygodę z pisaniem rozpoczęłam książką „Dziewczęta z Auschwitz”. Zainspirowana opowieściami swoich dziadków. Pamiętam, jak wieczorami siadałam przy piecu, a babcia opowiadała. Prosiłam o kolejne i kolejne historie. W mojej rodzinie również pojawiały się trudne wojenne wspomnienia i to właśnie sprawiło, że napisałam książkę o kobietach i rodzinach, które trafiły do Auschwitz-Birkenau. Drugi reportaż był próbą zmierzenia się z hejtem skierowanym w stronę polskich żołnierzy wyjeżdżających na misje pokojowe do Afganistanu czy Iraku. Każdy z nas zmaga się ze swoimi troskami, a ta książka pokazuje, że można przetrwać wszystko. I że nie trzeba wyruszać na wojnę, by stoczyć walkę o życie. Z drugiej zaś strony widzimy tam oblicza rodzin polskich żołnierzy, motywacje wyjazdów na misje. Uważam, że mamy skłonność do oceniania, nie wiedząc wszystkiego. Książka „Tylko przeżyć. Prawdziwe historie polskich żołnierzy” miała nam w bardzo emocjonalny sposób tę wiedzę przybliżyć. To lektura dla kobiet, ale i dla mężczyzn, bo uczy w pewnym sensie empatii i wzajemnego zrozumienia. Moją trzecią książką były „Dzieci z Pawiaka”. Pawiak, miejsce kaźni Polaków, o którym nie mówi się często. A było przecież największym więzieniem gestapo nie tylko w okupowanej Polsce, a w całej Europie. Zginęło tam około 37 000 ludzi, a ponad 60 000 wywieziono do obozów zagłady i innych miejsc odosobnienia. W tym dzieci. O tym, jak traktowano kobiety w ciąży, co przeżyły dzieci na Pawiaku i jak te przeżycia wpłynęły na ich psychikę w przyszłości, napisałam w tej książce. Wszystkie moje cztery książki łączą prawdziwe historie ludzi i ich prawdziwe emocje. Zawsze robię wszystko, co w mojej mocy, aby te reportaże te były rzetelne, ale i pełne ludzkich uczuć.

Wyobrażam sobie, że bohaterowie „Moc truchleje” ucieszyli się z tego, że ktoś uwiecznił ich losy.

To były dla nich, ale również dla mnie bardzo trudne rozmowy. Często przerywane łzami, ciszą, wywołaną ściskiem gardła przez natłok emocji. Trudno mówić o najtrudniejszych chwilach w życiu, o stracie rodziny, płonących domach i morderstwach, rozgrywających się na oczach świadków historii. Jednak nasze rozmowy wiele znaczyły. I to prawda, moi rozmówcy cieszyli się, że ich wspomnienia nie zostaną zapomniane. I że pozostanie po nich ślad w naszych sercach.

W książce zamieściła Pani również zdjęcia z wojennych świąt i dwanaście przepisów na przysmaki wigilijne. Czy któryś wypróbuje Pani, przygotowując najbliższe święta?

Te przepisy są naszym rodzinnym spadkiem. To dla mnie bardzo ważny element książki. Zawarłam w niej przepisy mojej prababci i babci. Korzystam z nich, gdy razem z mamą przygotowujemy wieczerzę wigilijną. Sięgam również po te, które wykorzystują w swojej kuchni bohaterki książki „Moc truchleje”. Piękna jest różnorodność tych przepisów, pochodzą z różnych miejsc w Polsce. Na pewno wypróbuje je w tym roku, tworząc tradycyjny, ponadczasowy i zróżnicowany stół wigilijny.

W tym roku Boże Narodzenie przebiegnie w cieniu ograniczeń związanych z pandemią. To nie będą łatwe święta. Jednak te trudne święta, które Pani opisała, nazywa Pani światełkiem nadziei. Czy tegoroczne święta też powinniśmy postrzegać jako takie światełko?

W wojennych świętach tkwi pewna głębia, której może nie widać od razu. Jest subtelna, nieśmiała, ale jeśli wyczytamy ją pomiędzy wierszami, szybko zrozumiemy, że nawet najsmutniejszy czas w naszym życiu, może nieść iskierkę nadziei. „Moc truchleje”, to książka wyjątkowo potrzebna nam w tym roku. Pierwsza gwiazdka niesie nadzieję, nam również ją przyniesie. Musimy tylko w to uwierzyć. Dlatego przywołam słowa jednej z bohaterek książki, pani Bronisławy: „Myślę sobie, że cuda dzieją się wokół nas każdego dnia, tylko nie umiemy ich dostrzegać, bo nie chcemy ani nie potrafimy w nie uwierzyć. Umysł, który nie wierzy, odporny jest też na cuda. Tylko że… przychodzi niekiedy taki moment, że wbrew naszej woli dzieje się nagle coś pięknego. I dzieje się właśnie po to, byśmy docenili codzienny cud życia. I żebyśmy o nim nie zapominali.

Sylwia Winnik

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content