10,6 C
Warszawa
wtorek, 16 kwietnia, 2024

Polska nie chce być Kenią – Michał Mońko

26,463FaniLubię

Kiedy Gdańsk stał się Warszawą, Kuroń zamieszkał u Walentynowicz, Michnik w Sopocie. Poeci, którzy w PRL pisali poematy o towarzyszach z bezpieczeństwa, wpadali z Paryża i Hanoweru do Warszawy, żeby powiedzieć, że w PRL „żyli na pół oddechu”.

Kokietowanie robotników skończyło się, kiedy tzw. opozycja demokratyczna uchwyciła władzę i mogła zdjąć robotnicze buty i wypiąć się na robotników. Panienki mogły zostawić w spokoju robotników i wrócić do swoich mężczyzn, z którymi Nowy 1990 rok spędzały w Alpach na nartach.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Przyjaciel robotników, Kuroń, dawniej radykalny funkcjonariusz komunistyczny, zajął się sprzedażą „masy upadłościowej”, czyli wyprzedażą Polski po upadku PRL. Spotkał się w swoim domu na Żoliborzu z Sachsem, obwoźnym ekonomistą amerykańskim, który dosłownie na kolanie naszkicował Kuroniowi zasady reformy gospodarczej, zwanej „terapią szokową”.

Terapia, realizowana przez Balcerowicza, dawniej pracownika Instytutu Marksizmu-Leninizmu, polegała na masowych zwolnieniach milionów robotników i na sprzedaży opróżnionych z robotników fabryk. Na rogu Świętokrzyskiej i Nowego Świata wojsko postawiło kocioł z zupą, a Kuroń rozdawał tę zupę bezrobotnym, uchodząc za dobroczyńcę szerokich mas. Napisałem wówczas w gazecie „Nowy Świat” tekst pod tytułem: „Miska propagandy”. W istocie była to kuroniówka, miska propagandy.

W trakcie „terapii szokowej” komuniści nowej Polski sprzedali za bezcen i fabryki, i fabrycznych robotników. Sprzedawcy mają dziś apartamenty na Florydzie, w San Francisco, w Costa del Sol.

Ale także Polska jest im wciąż potrzebna. Bo Polska jest dla nich dawną Kenią, Angolą, Sudanem. No więc dzieci, wnuki już w Hiszpanii albo we Włoszech, a także w Miami, w Londynie, a tatuś jeszcze w Polsce, jedną noga pod Warszawą albo w Kazimierzu nad Wisłą, albo nad Wielkimi Jeziorami na Mazurach. Bu tu, w Polsce, są kolonialne interesy i robotni robotnicy.

Znana reżyser, córka pułkownika UB, dawniej ulubienica Bieruta, ma kilka rezydencji w Europie i w Ameryce, a pieniądze z Polski. Syn generała, który utrwalał władzę ludową na Podlasiu, dziś zarządza znacznym sektorem kultury nowej Polski. A syn pułkownika WSI, były sekretarz PZPR, działacz TKŚ, zarządza znacznym sektorem mediów. Sekretarz KC w czasach PRL, Olszowski, twardogłowy komunista, mieszka pod Nowym Jorkiem.

Rządząca w Polsce prawica nagradza sprostytuowaną lewicę i traktuje z wyrozumiałością dzieci i wnuki Trockiego. A te dzieci demonstrują dziś na ulicach Warszawy, Gdańska i Krakowa. Nie są to zwykłe pochody. To demonstracje szatańskiej nienawiści do wszystkiego, co jest święte dla Polski i Polaków. Początek niedokończonej rewolucji z osiemdziesiątego dziewiątego roku.

Ta sytuacja ma swoje źródła w Magdalence, gdzie wymyślono III RP. „Nie w pełni wolne” wybory były rezultatem pokątnych rozmów tzw. opozycji demokratycznej i konformistów z gen. Kiszczakiem. Owe rozmowy i umowy miały zastąpić tzw. „sprawiedliwość transformacyjną” (ang. transitional justice; niem. Übergangsjustiz).

Sprawiedliwość transformacyjna, zastosowana w wielu krajach, które odrzuciły dyktaturę, oznacza ustalenie prawdy historycznej, rozliczenie przestępstw, ukaranie winnych, zadośćuczynienie ofiarom, liberalizację represyjnego systemu, demokratyzację instytucji i stworzenie państwa prawa.

Karl Jaspers, odnosząc się do winy Niemiec, pisał w 1946 roku o winie kryminalnej, winie politycznej, winie moralnej i winie metafizycznej. Przykładem „sprawiedliwości transformacyjnej” było rozliczenie się z przeszłością w Niemczech, nawet w Albanii, gdzie do więzienia trafiła żona krwiożerczego Hodży.

Sprawiedliwość transformacyjna w Niemczech objęła przede wszystkim sektor publiczny: sądy, administrację rządową i samorządową, służbę zagraniczną, szkolnictwo, wojsko i służby specjalne.

Nowa Polska nie zdołała zrealizować żadnego z celów „sprawiedliwości transformacyjnej”. Po roku 1989 żaden z aktów władzy publicznej okresu PRL nie został uchylony z powodu niedostatków demokratycznej legitymizacji. Nie usunięto ze stanowisk sędziów – zbrodniarzy (wina kryminalna). Sekretarze partii, nawet sekretarze KC, przełożyli nogę przez ideologiczny płot i zaczęli robić na prawicy (wina polityczna).

Ale ta sama Polska, rządzona przez ludzi wyznaczonych w Magdalence przez gen. Kiszczaka, zadbała o spalenie w piecach zakładów w Jeziornej ważnych dokumentów MSW. Gdy zaś w 1990 roku, na ostatnim zjeździe PZPR w PKiN w Warszawie, I sekretarz KC, Rakowski, wydał polecenie: „Sztandar wyprowadzić”, ogłoszono, że z Polski został wyprowadzony komunizm. Nie ogłaszano już, że kilka tygodni po ostatnim zjeździe PZPR były sekretarz KC powiedział, że kres PZPR nie oznacza w Polsce kresu komunizmu.

Skoro nowa Polska nie uznała PZPR za organizację zbrodniczą i nie odsunęła komunistów i ich satelitów od władzy, transformacja ustrojowa polegała na zmianie nazw: PZPR na SLD, ZSL na PSL, PRL na III RP.

W końcu osiemdziesiątego dziewiątego stało się coś zupełnie sprzecznego z zasadami „sprawiedliwości transformacyjnej”. Komuniści, nawet bez deklaracji zerwania z komunizmem, byli nagradzani nienależnymi stanowiskami, a gdy chcieli emigrować, otrzymywali wielomilionowe odprawy w dolarach. Gdy zaś chcieli być w kraju, dopuszczeni byli do wysokich stanowisk i tworzenia nowej – starej Polski.

Tymczasem założyciele Solidarności, przywódcy strajków i pracownicy Zarządów Regionalnych, byli szykanowani, spychani na boczny tor życia politycznego i zwalniani z pracy. Należałem do takich szykanowanych.

W nowej Polsce, kiedy pani prokurator Z. przyznawała mi status pokrzywdzonego, powiedziała, że to, czego doświadczyłem w stanie wojennym, to „zbrodnia komunistyczna”. Dostałem odpowiedni papier. Po kilku miesiącach otrzymałem z IPN dokument o umorzeniu ścigania „zbrodni komunistycznej”. A przecież zbrodnią było także to, czego doświadczyłem w czasach PRL i w czasach nowej Polski.

W czternastym roku życia musiałem pracować w kopalni (17 miesięcy). Byłem w jednostce karnej, skąd wyszedłem z gruźlicą (1,5 roku). Pół roku siedziałem w rożnych aresztach. Dziewięć miesięcy byłem bez pracy etatowej po roku 1970. Ponad dwa lata nie pracowałem etatowo w stanie wojennym i byłem szykanowany.

W nowej Polsce byłem sześć razy zwalniany z pracy przez byłych sekretarzy partii. W ciągu trzydziestu lat nowej Polski pozostawałem bez pracy etatowej ponad 9 lat (dziewięć lat!). W tym czasie pracowałem na umowach cywilno-prawnych m.in. na Uniwersytecie Kardynała, na KUL-u, w WSEH w Skierniewicach, w Wyższej Szkole o. Rydzyka, na Uniwersytecie w Białymstoku i w Wyższej Szkole Bankowej w Toruniu.

Już w 1988 powołałem ponownie Solidarność Dziennikarzy. A jednak nie było dla mnie miejsca w Tygodniku Solidarność, gdzie znalazło się miejsce dla partyjnych i kilku konfidentów SB.

Nową Polskę tworzyło ponad ośmiuset funkcjonariuszy KC PZPR, dwa tysiące funkcjonariuszy komitetów wojewódzkich, komitetów wielkich zakładów i kilka tysięcy funkcjonariuszy służb cywilnych i wojskowych. Objęli oni ważne stanowiska średniego szczebla w Radzie Ministrów, w ministerstwach, w centralnych urzędach, w telewizji publicznej, w służbie zagranicznej, w bankach i w spółkach skarbu państwa.

Sędziowie – mordercy zostali w sądach i w Ministerstwie Sprawiedliwości! Twórca i szef bunkra telewizyjnego, Włodzimierz G., został dyrektorem Telewizji Regionalnej. Asystent prasowo-telewizyjny gen. Jaruzelskiego, por. Leszek W., dawniej oficer WSW, po 1989 oficer żandarmerii, został asystentem Prezydenta RP. Dwukrotnie wyjeżdżał z Prezydentem za granicę!

Dziennikarz, który zapowiedział w bunkrze przemówienie gen. Jaruzelskiego, wypowiadającego wojnę Polakom, Stefanowicz, został starszym radcą – Ministrem w Ambasadzie Polskiej w Moskwie. Główny lektor telewizji stanu wojennego, Szelewicki, został starszym radcą Ministrem w Ambasadzie Polskiej w Sztokholmie. Żona gen. Dukaczewskiego, dziś opluwająca PiS, została tłumaczką Prezydenta RP.

A sekretarka gen. Janiszewskiego, wcześniej sekretarka gen. Kiszczaka, przelazła przez grubą kreskę Mazowieckiego i objęła stanowisko po prawej stronie. Można więc powiedzieć słowami Szekspira: „Ileż zła potrafi dokonać dobro”.

Najlepsze jest dziś, gdy Polska zmaga się z rewoltą LGTB, Oto w czerwcu 2020 roku Prezydent odznaczył Krzyżem Komandorskim radykalną działaczkę LGBT, współpracowniczkę lewackiej „Krytyki Politycznej” i lewackiej Fundacji Róży Luksemburg, uczestniczkę lewackiego Kongresu Kobiet, demonstracji LGBT, nawołującą Parlament Europejski do bezwzględnego karania Polski!!

Zarządzana przez dobrych ludzi Polska, cherlawa politycznie, demolowana przez wnuki Trockiego, dławi się dobrocią. Dobroć nie pozwala prawicy dokończyć dzieła, które zaczęło się w Sierpniu 1980. Dzieci i wnuki Trockiego krzyczą na ulicach: „To wojna!” A jeśli to wojna, to trzeba działać twardo i bezwzględnie.

Co trzeba zrobić? Trzeba wziąć za pysk tych, którzy wypowiedzieli Polsce wojnę. Tymczasem dobrzy ludzie władzy, zawstydzeni, ze spuszczonymi głowami, z przeprosinami w ustach, gryzą paznokcie, a niejeden uroni łzę – zamiast kopnąć kogo trzeba, zamiast dać w pysk, kto się aż prosi, żeby go walnąć w pysk. Myślę tak, mówię tak, bo poznałem wojnę komunistów, która toczyła się na Podlasiu do 1957 roku.

Widziałem sądy doraźne. Widziałem rozstrzelanego w Raczkach Naruszewicza, 20-letniego żołnierza WiN. Widziałem rozstrzeliwanych żołnierzy NZW opodal Ciszewa na Podlasiu. Widziałem jak ubek zastrzelił mojego wujka Konstantego, który trzymał mnie za rękę. I wciąż słyszę strzał i czuję krew na swoich policzkach. Widziałem ojca, gdy umierał po przesłuchaniu. Widziałem rozkułaczania i butę chamów komunistycznej władzy. Po prostu widziałem komunistyczny PRL.

Komuna unicestwiała nie tylko strzałem w potylicę. Wystarczyło nie dać pracy nauczycielowi, urzędnikowi, muzykowi. „Chcesz pracować?” – pytali w Karolewie na Mazurach ojca Jasienicy, Mikołaja Beynara, absolwenta studiów w Paryżu i w Wersalu. – „No to będziesz kopał rowy”.

Ludzie dzisiejszej władzy sprawiają wrażenie, że niczego nie widzieli. Nie doświadczyli komuny, „krwi i rozpaczy”, jak pisał Józef Mackiewicz. Nie przeszli przez strajki, przez barykady stanu wojennego. Niektórzy przeszli przez niewielki pokoik w Magdalence, do którego bywalcy Magdalenki byli zapraszani przez gen. Kiszczaka. Tam general namaszczał i pasował.

Polska nie chce być Kenią z czasów królowej Wiktorii. To chwalebne. Ale nie wystarczy nie chcieć albo chcieć. Na Boga! Potrzebne skuteczne działanie służb porządkowych, skuteczne działanie mediów. Tych działań nie podźwigną zniewieściali organizatorzy kraju w szlafrokach i papuciach. Zaś zaniechania skutecznych działań nie zniosą ludzie na Podlasiu i na Podkarpaciu. To już widać na słupkach poparcia formacji politycznych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content