18 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

„Chcecie aby gardła nam poderżnęli?”, czyli zapomniana ofiara stanu wojennego – Andrzej Manasterski

26,463FaniLubię

Elity polityczne III RP, „zblatowane” z komunistami, nie dążyły do skutecznego wyjaśnienia śmierci wszystkich ofiar komunistycznych z lat 80. Przyjęta w literaturze liczba „około stu ofiar śmiertelnych”, przez całe lata była przyjmowana za pewnik. Tymczasem ta liczba wciąż się powiększa, bo na jaw wychodzą nowe fakty.

Kazimierz Michalczyk, zastrzelony 31 sierpnia 1982 roku do niedawna był uznawany za jedyną ofiarę wrocławskiej demonstracji. Dzisiaj można mówić już co najmniej o dwóch, trzech innych osobach. Jedną z nich był Tadeusz Woźniak, który zmarł 1 września 82 roku we wrocławskiej klinice przy ul. Pasteura.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Tadeusz Woźniak od 1970 roku mieszkał w Wałach, wiosce koło Brzegu Dolnego. Przyjechał z miejscowości Brokowo koło Kwidzyna. Był osobą spokojną, nie stronił jednak od kieliszka. W Wałach mieszkał razem z Heleną B. w konkubinacie, ci nikomu nie przeszkadzało. Codziennie dojeżdżał do pracy, jak wielu innych mieszkańców. Pracował w Zakładzie Remontowym Energetyki przy ul. Łowieckiej we Wrocławiu, a od sierpnia 1982 roku był oddelegowany do pracy w Elektrociepłowni w Siechnicach.

Według brygadzisty, Tadeusz Woźniak 1 września 1982 r. o godzinie 7.10 siedział w szatni w ubraniu roboczym i skarżył się na złe samopoczucie. Jeden z pracowników odprowadził go do zakładowego felczera. Kiedy jego stan gwałtownie się pogorszył, wezwano pogotowie. Zawieziono go do szpitala przy ul Pasteura. Tam po kilku godzinach Woźniak zmarł. Według zeznań zakładowego felczera, pacjent był trzeźwy, choć można było wyczuć od niego przetrawiony alkohol. To dało później podstawę do stwierdzenia, że był pijany „i gdzieś sam upadł nieszczęśliwie”. Plotka powtarzana wielokrotnie miała stać się prawdą. Jednak to nie alkohol spowodował obrażenia wewnętrzne, które doprowadziły do śmierci. Sekcja zwłok wykazała „pęknięcie jelita cienkiego z wylewem treści pokarmowej, co doprowadziło do zapalenia otrzewnej”. Uraz powodujący pęknięcie jelita mógł powstać, jak stwierdzono, w czasie od kilku do kilkudziesięciu godzin przed pierwszym badaniem przez felczera. Nie stwierdzono także alkoholu we krwi. Kiedy Helena B. i jej syn Kazimierz zabierali ciało, zauważyli na twarzy denata trzy rany cięte. Ani felczer, ani badający Woźniaka lekarze w szpitalu nie stwierdzili żadnych tego typu ran przed śmiercią. Także podczas sekcji zwłok nie było potrzeby robić cięć na twarzy. Czy zatem już po sekcji, a przed wydaniem ciała ktoś okaleczył trupa? W tym miejscu warto dodać, że Helenie B. i jej synowi utrudniano odebranie zwłok z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.

Kazimierza B. powiedział: „Postępowanie przedstawicieli Zakładu Medycyny Sądowej wzbudziło nasze podejrzenie. Początkowo nie chciano nam wydać zwłok mówiąc coś o potrzebie powtórnej sekcji, a kartę zgonu zmieniano trzykrotnie. W pierwszej – już nam wydanej, była mowa o pęknięciu jelita i toksycznym zatruciu płuc, a także o ostrej niewydolności. Tę kartę odebrano nam, po czym widziałem drugą wersję – już bez wzmianki o zatruciu płuc. Ostatecznie otrzymaliśmy trzecią wersję karty zgonu, w której były już tylko dwa punkty: pęknięcie jelita grubego i ostra niewydolność.” W Protokole sądowo-lekarskim oględzin zwłok z 2 września 1982 r. wydanym przez Akademię Medyczną we Wrocławiu, jest mowa o „ostrej niewydolności oddechowej spowodowanej pęknięciem jelita z wylewem treści do jamy otrzewnej i ostrym zapaleniem otrzewnej. Na ciele „nie stwierdzono zewnętrznych zmian urazowych” – a takie byłyby (np. w postaci zadrapań, otarć i. in.), gdyby Woźniak upadł lub został przez kogoś pobity. Potwierdzono także, że Tadeusz Woźniak nie był pijany. Natomiast warto zatrzymać się na zdaniu: „Plamy opadowe barwy sino-czerwonej, rozmieszczone na tylnej powierzchni ciała, pod uciskiem nie ustępują”. Takie plamy występowały u osób, które otrzymały ciosy gumowymi pałkami, jakich używali zomowcy podczas akcji. Uderzenia pałkami w odpowiednie miejsca na ciele nie zostawiały zewnętrznych śladów, ale powodowały poważne obrażenia wewnętrzne. Te fakty zostały pominięte przez prokuratorów Wiśniowskiego (w 1982 r.) i Mykietyna (w 1990 r, kiedy powtórnie zajęto się sprawą).

Materiał ze śledztwa w sprawie śmierci Woźniaka prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Oławie w 1982 r. i w 1990 r. znajduje się we wrocławskim archiwum IPN. Drugie postępowanie Prokuratury w 1990 r. zostało podjęte na wniosek prokuratora Józefa Gurgula, który wykazał szereg nieprawidłowości w działaniach z 1982 r. Zwrócił min. uwagę na to, że milicja wystąpiła z wnioskiem o umorzenie śledztwa przed wynikiem sekcji zwłok. Obie sprawy zostały umorzone. Jak uzasadniano decyzje? W 1982 roku Wiceprokurator Rejonowy Czesław Wiśniowski w „Postanowieniu o umorzeniu śledztwa”, z dnia 2 grudnia 1982 r. podał, że „wymieniony Tadeusz Woźniak w dniu 30 sierpnia 1982 r. pobrał z zakładu pracy pieniądze 5 tys. zł i w dniu 31 sierpnia nie zgłosił się do pracy, przebywał w tym czasie w pijalni piwa w Siechnicach. W dniu 1 września o godz. 7.10. Tadeusz Woźniak przebywał w stroju roboczym w szatni Elektrowni Siechnice, był on w stanie nietrzeźwym. […] Przeprowadzone czynności doprowadziły do ustalenia, że śmierć Tadeusza Woźniaka nie była wynikiem przestępstwa”. W podobnym tonie brzmi uzasadnienie umorzenia postępowania podane przez Prokuratora Rejonowego w Oławie Karola Mykietyna z 18 grudnia 1990 r.: „Brak jest dowodów na to, że śmierć Tadeusza Woźniaka była wynikiem przestępstwa, co uzasadnia umorzenie śledztwa.” Oba dochodzenia trwały po dwa miesiące. To zastanawiające, że mimo wielu wątpliwości prokuratorzy tak szybko zakończyli postępowanie. Tym bardziej, że Kazimierz B. kontaktował się ze znajomymi z pracy Woźniaka, którzy nie potwierdzili jego obecności w pijalni piwa w Siechnicach 31 sierpnia 1982 r.

Co na to mieszkańcy Wałów? Od tamtych wydarzeń minęło kilkadziesiąt lat ale znajomi Woźniaka nie są skorzy do zwierzeń. Jeden z nich twierdzi, że „to był fajny chłopak, ale nie wie, dlaczego zmarł”. Inny przyznaje, że ludzie bali się mówić („przyjdą w nocy i chodź, jak jesteś taki mądry”). A jeszcze inni mówią wprost: „Chcecie, żeby nam gardła poderżnęli?” Czy obawy są uzasadnione? W małych miejscowościach ludzie nie są anonimowi. To utrudnia podjęcie tematów, które mogłyby wpłynąć na relacje pomiędzy mieszkańcami. Dlatego lepiej nie wypowiadać się publicznie albo przyjmować wersję „o pijaku”, którą ogłosiła esbecja w 1982 roku. Ta wersja wywołała taki skutek, że proboszcz parafii w Brzegu Dolnym, ks. Władysław Ł. odmówił pogrzebania zmarłego. Argumentował, ze zmarły „żył w grzechu”, w konkubinacie, a do kościoła nie chodził. Czy to był na pewno jedyny powód? Naciski esbecji na lokalnych proboszczów okazywały się niezwykle skuteczne. Szczególnie, gdy mieli na księdza jakiegoś „haka”. Albo gdy od ich woli zależała realizacja planów, np. inwestycje w parafii. Akurat ks. Władysław Ł. Rozpoczynał budowę nowego kościoła, a to akurat wymagało wielu zabiegów, w tym uzyskania od władz państwowych pozwolenia na budowę oraz przydziału na materiał budowlany. Ostatecznie mszę żałobną zgodził się odprawić ks. Jan Kwasik z sąsiedniej parafii w Brzegu Dolnym. Zapisy w „Księdze zmarłych” zawierają dalsze znaki zapytania. Dlaczego nie podano przyczyny zgonu, dlaczego podano dwa numery aktów zgonu – jedno z Wrocławia, drugie z Brzegu Dolnego? Wiadomo także, że esbecja wymusiła, aby pogrzeb odbył się przed godziną 15, tak aby jak najmniej osób pożegnało zmarłego.

Pogrzeb Tadeusza Woźniaka odbył się 6 września 1982 r. Uczestniczyło w nim wielu mieszkańców Brzegu Dolnego, Wałów i innych miejscowości. Zdawano sobie sprawę, kto był sprawcą śmierci. W podejrzeniach utwierdzały ich poczynania władz, min. kłopoty z wydaniem ciała, zakaz otwierania trumny, zakaz wywieszania klepsydr, obecność esbeków w czasie pogrzebu, zastraszanie konkubiny zmarłego i jej rodziny. Kazimierz B. podał, że jeden z funkcjonariuszy SB robił zdjęcia w czasie pogrzebu. Było jeszcze dwóch innych esbeków, których nazwisk Kazimierz B. nie znał. Nie ma pewności, czy był tam też Feliks B., funkcjonariusz SB mieszkający w Brzegu Dolnym. On sam mówił w 1990 r. że nie był na pogrzebie, natomiast jego nazwisko wymieniono w podziemnym piśmie „Z dnia na dzień” oraz w audycji Radia Wolna Europa. Warto też przytoczyć informację zawartą w lokalnym piśmie podziemnym „Podaj dalej” z dnia 25 października 1982 r.: „TKZ NSZZ „Solidarność” Rokity w Brzegu Dolnym wzywa wszystkich członków związku i mieszkańców Brzegu Dolnego do uczczenia w dniu Święta Zmarłych pamięci zakatowanego w dniu 31.08. br. przez ZOMO naszego kolegi Tadeusza Woźniaka. Grób pochowanego skrycie T. Woźniaka znajduje się w środkowym polu, w czwartym rzędzie, ósma kwatera po lewej stronie od kaplicy na nowym cmentarzu. Złóżmy kwiaty i zapalmy znicze na grobie jednego z tych, którzy oddali swe życie walcząc o prawo nas wszystkich do życia w godności i prawdzie. CZEŚĆ ICH PAMIĘCI”.

Gwoli ścisłości – Tadeusz Woźniak chętnie wypowiadał się na tematy związane z podziemną „Solidarnością”, lecz sam nie angażował się w działalność konspiracyjną. Na grobie Tadeusza Woźniaka umieszczono tabliczkę z napisem „Zginął tragicznie”. Wkrótce zamieniono ja na inną z napisem informującym, że był ofiarą zajść 31 sierpnia 1982 r. Ktoś tę tabliczkę usunął, więc Kazimierz B. zawiesił kolejną z napisem jak na pierwszej. Esbecy dyskretnie obserwowali osoby, kto przychodził na grób Tadeusza Woźniaka. Działacze podziemnej „Solidarności” w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego oraz śmierci zapalali znicze, składali kwiaty. Kiedy chcieli postawić pomnik, niektórzy miejscowi kamieniarze odmówili, obawiając się represji. W końcu jeden odważniejszy zdecydował się przyjąć zamówienie.

Informacja o śmierci Tadeusza Woźniaka szybko rozeszła wśród mieszkańców gminy. Jego śmierć połączono z wrocławską demonstracją 31 sierpnia 1981 r. Aby sprawdzić prawdziwość informacji, do Heleny B. dotarli działacze dolnobrzeskiej „Solidarności”: Władysław Dukiet i Genowefa Rusiecka. Relacja jaką przekazała im konkubina Woźniaka, dotarła do Henryka Strzyża, także aktywnego działacza dolnobrzeskiej „Solidarności”. On też przekazał tę informację ukrywającemu się Władysławowi Frasyniukowi. Zapisana notatka została później znaleziona przy Frasyniuku w czasie aresztowania i stała się podstawą do zatrzymania Henryka Strzyża. W zbiorach wrocławskiego IPN ta notatka jest: „A teraz sprawa chyba najważniejsza – przesyłam do opublikowania za zgodą rodziny – żony, a właściwie konkubiny, bo mimo że mieszkali razem od lat, to ślubu nie mieli. Uzyskane od niej informacje o śmierci (zakatowaniu) w dniu 31.08. br. – Tadeusza Woźniaka – pracował w Siechnicach, mieszkał na Wałach Śląskich k. BD”.

SB zaczęła szukać informatora oraz rozpoczęła śledztwo. Chodziło o ukrycie faktycznych sprawców zbrodni. Stąd specjalne akcentowanie spożywania alkoholu przez Woźniaka, rozpuszczanie wersji o upadku z wysokości i zastraszanie konkubiny i jej syna. Widać to wyraźnie w protokole zeznania Heleny B. 27 stycznia 1983 r. Zeznawała jako świadek w sprawie przeciwko Henrykowi Strzyżowi: „Nie jest prawdą, aby Tadeusz Woźniak zginął w wyniku odniesionych obrażeń zadanych przez siły porządkowe ZOMO. O tym nie mówiłam nikomu. Na terenie Siechnic w tym czasie przebywał Tadeusz Woźniak, a jak słyszałam od różnych osób, że zamieszek nie było i nie było tam również ZOMO. Nie jestem w stanie powiedzieć czy w ogóle oraz kto mógł pobić T. Woźniaka. Lekarz powiedział mi, że on nie jadł przez ostatnie dni.” To, że Helenę B. zastraszono, potwierdza także Henryk Strzyż w swojej książce „Dał mi to los”. Potwierdzają to także niektórzy mieszkańcy Wałów.

Podczas zbierania materiału zwróciłem się do pracowników dawnego zakładu pracy Tadeusza Woźniaka z prośbą o informacje na jego temat. Obecnie jest to Kogeneracja przy Łowieckiej, nosząca nazwę EDF Polska S.A.. Otrzymałem odpowiedź: „Nie mamy żadnej informacji o takiej osobie. Z naszych ustaleń nie wynika, by ktoś o takim imieniu i nazwisku pracował w nasze firmie.” Komuś zależało, by usunąć wszelkie ślady po Tadeuszu Woźniaku. Śmierć przez zapomnienie, to jedna z metod działań SB. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie ona skuteczna.

Nie jest znany czas i miejsce pobicia Tadeusza Woźniaka. Z przekazów ustnych (m. in. Heleny B.) wynika, że mogło się to stać w okolicach wrocławskiego Dworca Głównego PKP. Głównymi miejscami starć z siłami ZOMO 31 sierpnia 1982 roku były: pl. Solidarności (d. pl. Czerwony), pl. Jana Pawła II (d. pl. 1 Maja), ul. Legnicka, ul. Grabiszyńska, pl. Pereca, ul. Kazimierza Wielkiego, ul. Szewska, ul. Świdnicka, ul. Ruska, pl. Dominikański (d. pl. Dzierżyńskiego), pl. Społeczny, Most Grunwaldzki, pl. Grunwaldzki. Nie jest jednak wykluczone, że ZOMO mogło dopaść Woźniaka, mimo że ten nie brał udziału w demonstracji. Tak było w przypadku śmiertelnego pobicia Antoniego Sznajdera, którego skatowano na pl. Grunwaldzkim, gdy ten spokojnie szedł ulicą. Była godzina 21. z minutami, wracał od syna, miał 70 lat, na pl. Grunwaldzkim już było po demonstracji. Czym się naraził zomowcom? Gdy po spałowaniu upadł na chodnik, zomowcy wsiedli do samochodu i odjechali. Czy tak też było z Tadeuszem Woźniakiem?

Czas nie wpływa korzystnie na wyjaśnienie okoliczności śmierci Tadeusza Woźniaka. Nie żyją już Helena B. i jej synowie. Dopóki nie pojawią się nowe fakty, nie będzie można wyjaśnić okoliczności śmierci. Ale warto ją zachować w pamięci jako symbol komunistycznej rzeczywistości.

Wątek śmierci Tadeusza Woźniaka pojawił się w filmie Beaty Januchty „Bitwa wrocławska” z 2016 roku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content