8,5 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

Pełzające rokosze samorządowe – Jerzy Pawlas

26,463FaniLubię

Konstytucyjne zadania samorządu terytorialnego to zaspokajanie potrzeb wspólnoty lokalnej. Nierzadko realizują się one jednak jako lokalne układy biznesowe, sprzysiężenia antyrządowe, ku zdziwieniu (i bezradności) lokalnej społeczności. Pozostają referenda, odwołujące zdegenerowane samorządy, z których jakoś nikt nie korzysta.

Stołeczny prezydent nie tylko występuje jako rzecznik stosowania bliżej nieokreślonej brukselskiej praworządności, ale również proponuje przydział środków unijnych bezpośrednio do samorządów (oczywiście tych spełniających kryteria eurokratów). Tym samym propaguje regionalizację (landyzację) unii brukselskiej, co przecież jest sprzeczne z traktatem ustanawiającym i wolą obywateli, wyrażoną w referendum przedakcesyjnym.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Stołeczny magistrat już chwilę po rozwiązaniu tegorocznego Marszu Niepodległości oszacował straty, spowodowane działalnością chuliganów (prowokatorów) i policji, na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Ciekawe, że nie zliczył uszczerbku na miejskim mieniu po „spacerach” bluzgających barbarzynek. Po raz kolejny objawiła się jego stronniczość przy liczeniu demonstrantów – tych antyrządowych było zawsze kilkakrotnie więcej, niż podawała policja. Zapewnienia o neutralności samorządu w konfliktach społeczno-politycznych okazują się równie wątpliwe, jak podobne deklaracje policji, gdy zaobserwowano klaskanie policjantek podczas przemarszu bluzgających feministek.

Tymczasem nie brakuje konkretów stronniczości stołecznego magistratu. Prezydent mimo pandemii staje na czele nielegalnie spacerujących bluzgających barbarzynek. Z kasy miejskiej finansuje się szkolenia lewackich aktywistów (bojówkarzy), sponsoruje się stowarzyszenia, będące rodzajem zaplecza dla stołecznej samorządności. W tej sytuacji można nawet zrozumieć nadzwyczajną tolerancję dla skłotersów, nielegalnie użytkujących miejskie kamienice – na koszt podatników, oczywiście. To wypróbowani mąciciele patriotycznych manifestacji.

Nowe porządki

Jacek Karnowski wymigał się przed gdańskim sądem (miłosiernie sprawy nie skierowano do innej apelacji) i przedłużył swą prezydenturę. Hanna Zdanowska, której zarzucono poświadczenie nieprawdy, zdobyła dzięki temu nadzwyczajną popularność łódzkiego antypisowskiego elektoratu. Nadal sprawuje swój urząd, chociaż wiecznie zakorkowane miasto nie przeżywa prosperity.

Podobne przykłady można mnożyć (choćby radomski prezydent wikłający się w zeznaniach), bo „narodziła się nowa świecka tradycja” – szczególnie pobłażliwość elektoratu i wymiaru sprawiedliwości wobec lokalnych zarządców. Zaś o referendum, jako demokratycznym narzędziem do zmiany władz, nikt jakoś nie myśli.

Tymczasem lokalna przedsiębiorczość, wykorzystująca wielopokoleniowe kliki (biznesmeni układowi), tak bujnie rozwijająca się za rządów PO, teraz gdy PiS uszczelnia możliwości pasożytniczego dorabiania się, przekształciła się, przebranżowiła. Prowadzący szemrane interesy wyspecjalizowali się jako przedstawiciele opozycji. Po kodziarstwie elgiebetyzm, feminizm proaborcyjny, ekologia – można się dorabiać jako zawodowi aktywiści.

Jak na razie, większość samorządów nie potrafi skutecznie reagować na potrzeby mieszkańców czy rozwiązywać problemów miejskich (choćby warszawskie ścieki zatruwające Wisłę). Jednak po orzeczeniu TK (eugenika) wykazała błyskawiczną aktywność, histeryczne wzmożenie, nie bacząc, że eugenika jest niezgodna z ustawą zasadniczą, o której przestrzeganie tak dzielnie walczyła.

Apele radnych i prezydentów miast, związanych z PO, posuwały się do wulgaryzmów, wzywały do demonstracji. Rafał Dutkiewicz, były wrocławski prezydent, w czasie pandemii wzywał do oficjalnych protestów przeciw TK. Rafał Trzaskowski zapewniał, że miejskie szpitale będą abortowały, dopóki nie ukaże się orzeczenie TK.

Niezależnie od proaborcyjnych histerii, doceniając nieudolne poczynania samorządowców, trzeba przypomnieć art. 171 Konstytucji. Oto na wniosek premiera sejm może odwołać władze samorządowe, jeżeli działają niezgodnie z zapisami konstytucyjnymi. Szkoda, że jakoś nie wykorzystuje się tych możliwości.

Tymczasem można mnożyć przykłady patologicznej aktywności samorządów. Już to udają, że nie mają terenów pod tanie budownictwo, już to chomikują subwencje oświatowe (oskarżając władze centralne o skąpstwo), już to nie wydają pieniędzy, przeznaczonych dla rodzin z niepełnosprawnymi, obwiniając oczywiście państwo, już to nie wypłacają pieniędzy z tarczy antykryzysowej, zarzucając rządowi brak troski o przedsiębiorców.

Nie można też zapominać o bałaganie urbanistycznym, gdy rządzą deweloperzy czy skorumpowanych procesach inwestowania. I choć protesty feministek antyrządowo-proaborcyjnych terroryzują mieszkańców, samorządy nie postulują bardziej zdecydowanych działań policji.

Gospodarność komunalna

Brak wyobraźni samorządowców, choć można doszukiwać się także innych przyczyn skutkuje wyprzedażą naturalnych monopoli miejskich (sieci energetyczne, ciepłownicze, wodno-kanalizacyjne) zagranicznym inwestorom, którzy bez pardonu wyzyskują mieszkańców. Warszawskie ceny za wywóz śmieci są wyższe o 1/3 niż w Berlinie. Druga linia metra miała być gotowa na zawody piłkarskie w 2012 roku, ale końca inwestycji nie widać (choć R. Trzaskowski obiecywał kolejne linie), tak jakby stołeczny magistrat chciał pobić ćwierćwiekowy okres budowy pierwszej linii.

Wynagrodzenia zarządzających stolicą nie odzwierciedlają tych dokonań. Czterech wiceprezydentów (każdy z nich zarabia rocznie ponad 300 tys. zł) dorabia także w miejskich spółkach. Mówi się, że Warszawa to duże miasto, więc i zarobki muszą być duże.

Gdy szpitale miejskie pozostają w stanie permanentnego zadłużenia, to samorządy nie skapią na procedurę in vitro, choć ona jest niekonstytucyjna i nie leczy bezpłodności. Samorządy powinny realizować ustawę o wychowaniu w trzeźwości, ale wciąż przybywa sklepów monopolowych i to szczególnie w miastach odwiedzanych przez pielgrzymki. Poza tym ustawowe możliwości ograniczania nocnej sprzedaży alkoholu jakoś nie są wykorzystywane.

Bez konsultacji z mieszkańcami, ulice miast przekształca się w korsa, ciągi gastronomiczne, tak jakby egzotyczne wyziewy kuchenne miały im rekompensować te niedogodności. W tym zapale gastronomizacji miast, zabytkowy charakter zabudowy nie ma żadnego znaczenia. Służby ochrony zabytków nie interweniują, jakby miastami rządzili restauratorzy – podobnie jak deweloperzy. Zresztą co tam zabytki, gdy wrocławscy samorządowcy bardziej troszczą się o feministyczną strzałę, ułożoną z kwiatów i zniczy niż o kościoły i pomniki.

Do krakowskiej kasy miejskiej niemało dokładają turyści, ale władze samorządowe jakoś tego nie doceniają, gdy na ulicach panoszą się bluzgający demonstranci, gdy ustawiają się z obraźliwymi plakatami pod zabytkowymi obiektami. Prezydent Krakowa wydaje się nie widzieć w tym nic złego, skoro zabrania straży miejskiej chronić zabytkowe budynki sakralne.

Stołeczny prezydent też nie reaguje na dewastacje, na bazgroły na murach. Co więcej, prowokuje konflikty światopoglądowe, obniżając dotacje dla Centrum Myśli Jan Pawła II, zaś wiceprezydent Renata Kaznowska wzywa dyrektorów szkół do „eliminacji wszystkich symboli religijnych, a także duchownych z uroczystości szkolnych”.

Ekspansja ideologiczna

„Nie dajcie się zastraszyć, nie bójcie się demonstracji, nie bójcie się radykalizmu. Rządy przemijają” – apelował do uczniów i nauczycieli Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. Co robicie teraz, będzie z wami przez dziesięciolecia. Będzie w waszych sumieniach i sercach. Tak właśnie samorządowiec organizuje pandemijne antykonstytucyjne społeczeństwo obywatelskie. Są już rezultaty, bo dzieci w szkołach przeklinają rówieśników, których rodzice głosowali za PiS. Kiedy prezydentem siewcą śmierci zainteresuje się wymiar sprawiedliwości? Nie wiadomo.

Z kolei krakowscy urzędnicy pod pretekstem ochrony środowiska zadecydowali, że samochody Fundacji PRO-Prawo do Życia nie mogą używać nagłośnienia. Nie można więc informować społeczeństwa o szkodliwości ideologii LGBT, o deprawacjach i demoralizacji, jakich dopuszczają się aktywiści tego ruchu.

Takie zapędy cenzorskie nie leżą w kompetencjach samorządu, ale co tam. Stołeczny magistrat kontroluje, jak poszczególne dzielnice rozliczają pomysły związane z warszawską deklaracja lgbt. To jednak nie koniec inicjatyw magistratu, bo zamierza wprowadzić tzw. projekt obywatelski dotyczący seksualizacji dzieci. Protestuje Aurelia Michałowska, mazowiecka kurator oświaty: „To zamach na konstytucyjne prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie ze swoimi poglądami”.

Z zadziwiającą konsekwencją samorządy usiłują umożliwić lewackim aktywistom wtargniecie w dziedzinę edukacji, choć szkolnictwo (program nauczania) do nich nie należy. W tym roku stołeczny ratusz zamierza wydać 3,3 mln zł na tę partyzantkę demoralizująca młodzież. W dziurawym budżecie (deficyt 8 mld zł) pieniądze jakoś się znajdują.

Pojawiają się też zwolennicy deprawacji w szkołach. Dorota Łoboda, radna KO, niegdysiejsza organizatorka strajku nauczycieli, teraz przewodniczy ratuszowej Komisji Edukacji. W 2019 roku wręczała Dyplomy Równości warszawskim szkołom, m.in. za akceptację czułości między jednopłciowymi parami w szkole. Jej kompetencje zostały docenione – znalazła się Radzie Konsultacyjnej ruchu feministek proaborcyjnych.

Samorządy, pozostające w rękach PO, tak się przejęły propagandą LGBT, że szczecińskiemu prezydentowi nie pozostawało nic innego, jak ogłosić miasto wolnym od dyskryminacji. Niezależnie od tego Piotr Krzystek bierze też udział w marszach dla życia – jest święte od poczęcia. Mamy więc wzorcowy przykład tolerancji i wszechstronności, bo po co mnożyć konflikty światopoglądowe.

Polityka historyczna

Ambitne samorządy PO nie ograniczają się do aktywnego udziału w pospolitym zdurnianiu o niespotykanych rozmiarach, w wulgaryzacji i infantylizacji debaty publicznej, w propagowaniu neomarksistowskiej agresji antycywilizacyjnej. Usiłują prowadzić własną politykę historyczną. Nie realizują więc ustawy dekomunizacyjnej, pozostawiając PRL-owskie nazwy ulic, bronią pomników krasnoarmiejców.

Stołeczni burzymurkowie dehistoryzują miasto. Zwężają ulice, zmieniając ich tradycyjny charakter (nie mówiąc o utrudnieniach dla kierowców i mieszkańców). Historyczne budynki zasłaniają szpalerami zieleni, na placach sytuują bazarowe pawilony. Co istotne, projekty powstają wbrew opinii mieszkańców.

Stołeczny samorząd jakby wstydził się przeszłości swego miasta, czego symbolem niechęć do odbudowy Pałacu Saskiego przy placu Józefa Piłsudskiego. Brak współpracy magistratu z resortem kultury to skandal. W konsekwencji minęła 100 rocznica Bitwy Warszawskiej, a pomnika wciąż nie ma.

Brak upamiętnień jest równie znaczący, jak wprowadzanie przez samorządowców-rewizjonistów nowej wizji historii. Obojętność gdańskiego samorządu wobec niszczejącego Westerplatte ma wyjątkowo drastyczną wymowę antypolską. Gdańska prezydentka przypisała odpowiedzialność za II wojnę bliżej nieokreślonym nazistom. Kreuje też nową legendę ruchu społecznego „Solidarność”. Zamierza również gromadzić pamiątki po protestach feministek-proaborcjonistek.

Jak widać, historia (muzealna) tworzy się na naszych oczach, bo wulgaryzmy feministek – świadectwa (dowody rzeczowe) bezkarnych aktów wandalizmu i profanacji – znajdą się również w krakowskim muzeum miejskim.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content