Rzecz arcyważna. Jak to się dzieje, że w Cambridge, w jednym koledżu, wychowano więcej noblistów, niż ma ich cała Polska. Dlaczego polskie Noble to przede wszystkim nagrody za dzieła literackie? Dlaczego nasze uniwersytety nie mieszczą się w pierwszej pięćsetce uniwersytetów na świecie? Najwyższy czas, by tęgie głowy w ministerstwie zaczęły się nad tym zastanawiać. Nieco im podpowiem.
System stypendialny
Przemyślany, korzystny dla studentów i dla państwa system stypendialny wprowadziła niegdyś Holandia. Nie wiem, czy nadal tam funkcjonuje, ale myślę, że jest świetny. Tam na pierwszym roku studiów każdy może dostać stypendium państwowe. Na drugim roku studiów następują zmiany. Pomoc finansową może dostać tylko taki student, który po zaliczeniu pierwszego roku uzyskał przeciętną ocenę dobrą lub wyższą. Prawodawca doszedł do wniosku, że nie jest korzystne dla państwa finansowanie leni czy tępaków. Następna zmiana następuje po ostatnim roku nauczania. Ci, którzy zaliczyli studia z wynikiem bardzo, są zwolnieni ze zwracania pieniędzy wyłożonych na nich przez państwo. Nie ma sensu, by zdolni ludzie mieli się kłopotać sprawami finansowymi. Mają się skupić na rozwiązywaniu ważkich zagadnień. Ci z gorszymi wynikami muszą pieniądze oddać po podjęciu pracy zawodowej. Jest to system prosty i zachęcający do poważnego podejścia do studiów. Korzystny dla studiujących i dla państwa.
Domy studenckie
W domach studenckich też był realizowany program wychowania młodych ludzi. Student pierwszego roku spełnia funkcję podobną do służącego wobec kolegi z ostatniego roku. W świetlicy akademika pierwszoroczniak może usiąść tylko na twardym krześle. Studenci, wyższych lat mają do dyspozycji wygodniejsze siedziska. Złamanie tych zasad skutkuje koniecznością zafundowania piwa wszystkim.
System angielski
Interesujące rozwiązania kwestii nauczania wprowadzili Anglicy. Obowiązek naukowego przygotowania następnych pokoleń spoczywa na trzech uniwersytetach: Oxfordzie, Cambridge i Uniwersytecie Londyńskim. Zastosowano tam reguły nie stosowane gdzie indziej na świecie. W Cambridge pracownicy naukowi i studenci zakwaterowani są w licznych domach i tam też wspólnie jadają. Zasadą jest, że w jednym domu mieszkają naukowcy o różnych specjalnościach, co umożliwia przepływ idei.
Każdy student ma swego opiekuna, któremu co tydzień sprawozdaje czego ostatnio się nauczył, osiągnął. Wiedza w ten sposób staje się ugruntowana, a końcowy egzamin jest formalnością.
Na wyższych latach wchodzi w życie kapitalna zasada, tak zwane „trzy podpory” (three legs). Studiujący skupia się na trzech przedmiotach, które łączą się z jego głównym zainteresowaniem. To jest tajemnica ogromnych sukcesów naukowych uniwersytetów Cambridge i Oxfordu. Zasada skupienia. Nie należy rozpraszać się na sprawach nieistotnych, niemających wpływu na rozwiązanie postawionego zagadnienia. Tak rodzą się nobliści. Jeśli zajmujesz się biochemią, to masz mieć opanowane wiadomości z biologii, chemii i fizyki. Jeśli zajmujesz się astronomią, to prócz astronomii musisz znać zasady fizyki i matematyki. To jest droga do sukcesu. Poza tym, powinieneś być członkiem społeczności, z którą możesz dyskutować o swoich problemach.
W Cambridge podobnie jak w Holandii stosuje się wychowanie do przestrzegania hierarchii społecznej. Profesura może spacerować na przełaj przez trawniki, studenci mogą poruszać się tylko po ścieżkach. Jada się na wspólnej sali, z tym, że nauczyciele zasiadają przy stole na wysokim podium tak zwanym high table i mają oko na całą salę. Niestosowne zachowanie jest niemożliwe. Znakomitym zwyczajem stosowanym w Cambridge jest zwyczaj publikowania przez poszczególne instytuty broszur z omówieniem, co osiągnęły poszczególne katedry. To wspaniały doping by było się czymś przed społecznością naukową pochwalić. By udowodnić, że obecność na uniwersytecie jest uzasadniona.
Czy można takie rozwiązania zastosować w Polsce?
Niektóre zapewne można. Holenderski system stypendialny z pewnością można. Skończyłaby się moda na zdawanie egzaminów z oceną dostateczną. Ambicje znalazłyby wsparcie. Angielski system polegający na tym, że każdy studiujący musi co tydzień opowiedzieć swemu opiekunowi jakie poczynił postępy w nauce z pewnością jest korzystny, choć takie rozwiązanie spotka się z oporem ze strony kadry naukowej, bo to dodatkowa praca. Należy też wspomnieć, że trzeba skończyć z darmowym kształceniem specjalistów dla innych i to często bardzo bogatych krajów. Np. absolwenci medycyny wyjeżdżają do Niemiec, Norwegii i innych krajów i tam podejmują wysoko płatną pracę. Byłoby rzeczą słuszną by oni, a raczej państwa ich zatrudniające zwracali pieniądze Polsce za to kosztowne wykształcenie.
Wreszcie na koniec można postawić pytanie: czy można w Polsce podejmować problemy, których rozwiązanie pretendowałoby do nagród noblowskich? Z pewnością byłoby trudno z powodu z niedostatków bazy laboratoryjnej, ale można by temat przygotować w kraju, a dokumentację laboratoryjną przeprowadzić za granicą, wykorzystując międzynarodowe powiązania silnych profesorów. Są też problemy, które można rozwiązać w kraju. Myślę tu o wykorzystaniu matematyki, rachunku prawdopodobieństwa do testowania niektórych zagadnień dotyczących teorii ewolucji. Nurtują mnie na przykład pytania: „Czy budowa mitochondriów mogła powstać na drodze ewolucji?”, albo „Czy schemat wszechświata strun mógł powstać na drodze entropii i przyspieszającej ekspansji?”.
Odpowiedź na takie pytania będzie trudna do odrzucenia przez ideologicznie zorientowaną Sztokholmską Komisję Noblowską.