9,1 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

Diabeł „Rokita” tym razem był litościwy…

26,463FaniLubię

Ale czy na pewno diabłu nie pomagał człowiek? Może także opanowany przez diabła? Starsi mieszkańcy Brzegu Dolnego pamiętają Wigilię w 1976 roku. A właściwie to, o czym wówczas się rozmawiało przy stole. Bo rozmowy toczyły się wokół wybuchu w Zakładach Chemicznych „Rokita”.

Znaczna część mieszkańców Brzegu Dolnego oraz okolicznych wiosek pracowała w „Rokicie”. Ten chemiczny moloch, pozostałość po niemieckim „Anorgana” GmbH, wchodzące w skład koncernu IG Farbenindustrie, w czasie wojny zajmował się produkcją tabunu i sarinu na potrzeby wojska. Uruchomiony po wojnie w 1946 roku, rozpoczął produkcję podchlorynu sodu, wykorzystując zgromadzone przez Niemców zapasy. W następnym roku, pod nazwą Zakłady Przemysłu Organicznego „Rokita”, produkowano zarówno podchloryn sodu jak i chlorek siarki. W latach 70. chemiczny moloch zatrudniał ok. 4 tysięcy pracowników, pracujących w ruchu zmianowym. Były to „złote lata” „Rokity”, jego pracowników i Brzegu Dolnego. Niektórzy starsi mieszkańcy miasta z rozrzewnieniem wspominają tamte czasy-kolonie dla dzieci, własne ośrodki wypoczynkowe nad morzem i w górach, bezpłatne dowozy do pracy, możliwość wyjazdów do pracy w krajach arabskich itd. w porównaniu z innymi miejscowościami zaopatrzenie w sklepach w Brzegu Dolnym było znacznie lepsze, okres prosperity okresu Gierka jeszcze trwał. I w takim momencie doszło do feralnego 23 grudnia 1976 roku.

- Autopromocja - KLIKNIJ NA GRAFIKĘ-

Kierujący akcją gaśniczą Państwowej Straży Pożarnej we Wrocławiu, Feliks Kostecki wspomina: „O godzinie 5 nad ranem zadzwonił mój telefon stojący na na szafce tuż przy tapczanie. Dzwonił dyżurny wojewódzkiego stanowiska kierowania, starszy ogniomistrz Dzikowski – Panie pułkowniku! Nastąpił wybuch w Zakładach Chemicznych „Rokita” w Brzegu Dolnym”.

Pułkownik Kostecki wysyła natychmiast do akcji kompanię ciężkich wozów gaśniczych „Jelcz” pod dowództwem kapitana Jędrzejczaka, a sam udaje się na krótką odprawę plutonów, po czym sznur samochodów rusza przez ul. Obornicką w kierunku Brzegu Dolnego. W Rościsławicach kilka kilometrów od Brzegu Dolnego, widać potężną łunę rozświetlającą niebo. Na terenie „Rokity” trwa już akcja gaśnicza, prowadzona przez zakładową Straż Pożarną kierowaną przez ppłk Edwarda Papciaka. Są też wozy gaśnicze z Wołowa. Wysłużone samochody star 25 nie dają sobie rady z potężnym ogniem: „Strumienie wody wyglądały jakby chłopcy siusiali”, wspomina Kostecki. Do akcji potrzebny jest ciężki sprzęt, zamontowany na Jelczach, Wojewódzkiej Straży Pożarnej we Wrocławiu.

Wybuch cysterny spowodował zniszczenia na terenie zakładów chemicznych. Z okien większości domów w mieście i okolicznych wioskach wypadły szyby. Ppłk Edward Papciak dosadnie określił zniszczenia mianem Hiroszimy. Wspominał: „Nie wiem, która była godzina, gdy głośny huk obudził mnie ze snu. Zerwałem się z łóżka i podbiegłem do okna. W pierwszej chwili myślałem, że to samolot odrzutowy, lecąc nad zakładem przekroczył barierę dźwięku, stąd ten huk. Takie przypadki zdarzały się dość często, gdy sowieccy piloci, nie przestrzegając zasad bezpieczeństwa, pozwalali sobie na takie wygłupy. Gdy doszedłem do okna, ponowny huk i podmuch rzucił mnie w głąb pokoju”.

W zakładzie został zniszczony całkowicie jednokondygnacyjny budynek magazynu przy torach oraz parterowy budynek techniczny. Większość pozostałych zabudowań została uszkodzona kawałkami cysterny. Elektryczny zegar na remizie Zakładowej Straży Pożarnej zatrzymał się na godzinie 4.50, zapewne była to godzina eksplozji. Na jednym z torów biegnących koło zniszczonego magazynu, stały resztki z cysterny. Jej części znajdowano kilkaset metrów dalej. W jednym torze siła wybuchu wyrwała z ziemi kawał szyny kolejowej o długości ponad 1,8 metra. Tego fragmentu nie odnaleziono. Co ciekawe, podkłady szyny nie zostały naruszone. Wspomniany pułkownik Kostecki ma swoją teorię na ten temat: „Zaczynam od oględzin resztek cysterny. W dolnej części znajduję otwór, który świadczy o przebiciu płaszcza cysterny z zewnątrz Krawędzie otworu skierowane są do wnętrza cysterny, a wymiary przekroju szyny idealnie pasują do wymiaru szyny kolejowej.” Nie odnaleziono także klapy wlewowej z otworu wlewowego do cysterny. Te ustalenia oraz brak szyny, wyrwanej bez naruszenia podkładów, a także klapy wlewowej mogły wskazywać na sabotaż. Tak twierdził pułkownik Kostecki. Chemiczne Zakłady w Brzegu Dolnym podlegały szczególnym procedurom postępowania w tego typu przypadkach, gdyż znajdował się tu wydział pracujący dla wojska. Oni mieli swoje własne przepustki do tej części zakładu „Opiekę” nad ich bezpieczeństwem sprawowała „wojskówka”. Tam nawet „bezpiecznikom” z SB, którzy mieli „w opiece” resztę zakładu, nie można było wchodzić. Dlatego straż pożarna nie mogła robić zdjęć lub szkiców po wybuchu. Zaś wszelkie notatki zrobione na bieżąco, miały być przekazane specjalnej grupie funkcjonariuszy z MSW, którzy jeszcze tego samego dnia przybyli do Brzegu Dolnego.

Wyjaśnienie przyczyn wybuchu cysterny doprowadziło do stwierdzenia, że awaria nastąpiła wskutek pomyłki, tzn. zmieszania tlenku etylenu i amoniaku. Oto co można przeczytać w materiałach na ten temat: „W tamtym czasie Rokita sprowadzała do potrzeb produkcyjnych bardzo duże ilości tlenku etylenu. Przychodził on głównie z RFN w ciśnieniowych cysternach kolejowych. Na stacji granicznej jedna z cystern z tlenkiem etylenu została podłączona do przesyłki cystern z amoniakiem i dostarczona do zakładu odbierającego ten związek chemiczny. Tam nie udało się rozładować omyłkowej cysterny (wtłoczony do niej został ciekły amoniak podczas prób rozładunkowych) i odesłano ją do właściwego odbiorcy, czyli dolnobrzeskiej fabryki. Bomba zaczęła tykać…”. Powtarza się informacja, że nastąpił jeden, potężny wybuch, o sile ok. 70 ton trotylu. Tymczasem świadkowie tamtej nocy, na przykład. wspomniany ppłk Edward Papciak, słyszeli dwa a niektórzy nawet trzy wybuchy, z których ten trzeci (lub drugi), był największy. Z ustaleń komisji, która badała przyczynę wybuchu, wynika, że polimeryzacja tlenku etylenu wewnątrz cysterny powstała w wyniku zmieszania resztek tlenku etylenu z amoniakiem, w wyniku czego doszło do reakcji chemicznej, polegającej na wytworzeniu większej masy cząsteczkowej. Ale gdyby tak było to, wraz z wytwarzaniem polimeru, wzrastałaby temperatura wewnątrz cysterny. Czy kolejarz, który o godz. 4. 23, czyli kilkadziesiąt minut przed wybuchem, odstawiał cysternę na boczny tor nie odczułby ciepła z cysterny? Tym bardziej, że temperatura na zewnątrz wynosiła minus 10 stopni Celsjusza?

Jeszcze tego samego dnia do Zakładów Chemicznych przybyli przedstawiciele firmy austriackiej, która dostarczyła cysternę z tlenkiem etylenu z RFN. Na podstawie dokumentacji, ustalono historię transakcji. Na tej podstawie wiadomo, że pod koniec listopada „Rokita” zamówiła dostawę czystego tlenku etylenu w Niemczech. Co prawda, w magazynach „Rokity” były zasoby tego surowca sprowadzone z Bułgarii i Francji, lecz nie były zbyt czyste. Idealny produkt posiadali Niemcy, stąd decyzja zakupu, tym bardziej, że plany zakładu były zagrożone. Cysterna w Niemczech została specjalnie przygotowana do załadunku, dodatkowo zabezpieczona poduszką azotową, chroniącą przed wytworzeniem mieszanki wybuchowej. 6 grudnia cysterna przekroczyła granicę polsko-czechosłowacką i „wędrowała”, docierając najpierw do Oświęcimia, potem do Płocka, a następnie do Polic koło Szczecina. Tam wypompowano około 9 ton etylenu, po czym zorientowano się, że zbiornik powinien trafić do Brzegu Dolnego. Uzupełniono brak. Ale czym uzupełniono. Według dokumentacji, uzupełniono azotem, natomiast badania wykazały, że zamiast azotu wtłoczono amoniak. Było zatem kwestią czasu, kiedy dojdzie do eksplozji. Cysterna przyjechała do Brzegu Dolnego w nocy z 22 na 23 grudnia i odstawiona na bocznicę „Rokity”.

W styczniu 1977 roku MSW zamknęło dochodzenie. Ustalono, że przyczyną eksplozji była polimeryzacja. O zaniedbanie i pomyłkę oskarżono majstra w Policach, który nie sprawdził, dla kogo ta cysterna została przeznaczona.

W Brzegu Dolnym dzień wigilijny upłynął na sprzątaniu i szkleniu szyb w oknach. Na polecenie I sekretarza PZPR we Wrocławiu Ludwika Drożdża, do miasta ściągnięto ekipy szklarzy wraz z potrzebnym surowcem z całego województwa. Uczyniono wiele, by mieszkańcy Brzegu Dolnego jak najszybciej zapomnieli o tym wydarzeniu. Wątpliwości jednak zostały.

1 KOMENTARZ

Skomentuj Aneta Anuluj odpowiedź

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię

Powiązane artykuły

Pozostańmy w kontakcie

26,463FaniLubię
274SubskrybującySubskrybuj
- Reklama -spot_img

Najnowsze Artykuły

Skip to content