Kornel – przyjaciel ludzi

Chciałem napisać „Kornel – mój przyjaciel”, ale zdaję sobie sprawę, że takich przyjaciół jak ja mógłby liczyć w setkach…

0
943

Poznaliśmy się dzięki temu, że Stowarzyszenie Solidarność Walcząca poszukiwało kogoś, kto mógłby przejąć skład gazety od Romka Lazarowicza. Kolega z drukarni Norpol-Press, w której kiedyś pracowałem polecił właśnie mnie.

To zdarzyło się kilkanaście lat temu. Pewnego dnia zadzwonił telefon i ktoś zaproponował mi pracę dla jakiejś organizacji. Wszystko brzmiało tak tajemniczo, że zastanawiałem się, czy w ogóle w to wchodzić. Ostatecznie jednak umówiłem się na spotkanie. Tak poznałem Kornela.

Pracowaliśmy na początku u mnie w domu. Przychodził w klapkach i flanelowej koszuli w kratkę, z torbą pełną notatek, dawnych numerów naszej gazety i innych tytułów, z których robiliśmy przedruki. Przy pracy dużo rozmawialiśmy, wymienialiśmy poglądy. Gdy kolejny raz zapytał mnie o zdanie na jakiś temat, zażartowałem, że napiszę sobie w CV: „Doradzałem Kornelowi Morawieckiemu”. Nie zaśmiał się. Chyba miał już głowę zajętą czymś ważniejszym.

Pierwszy raz w życiu spotkałem człowieka, w którym tak doskonale siła charakteru łączyła się z łagodnością, który tak jasno i prosto widział hierarchię wartości i zgodnie z nią postępował. Dopiero gdy się go poznało można było zrozumieć, skąd brała się ta szaleńcza odwaga działań Solidarności Walczącej, która w latach osiemdziesiątych wprawiała w osłupienie MO i SB.

„Mówił z mocą, nie tak, jak uczeni w piśmie” – tak o Jezusie mówi Ewangelia. Może to wydać się niestosowne, ale uważam, że to samo można było powiedzieć o Kornelu. Była moc w jego słowach, moc intelektualnej uczciwości. Nigdy nie używał naciąganych argumentów, zawsze szukał prawdy. Tym mnie zafascynował. Nie mówił nigdy tego, co wypadało mówić. Nie wyznawał „dyżurnych poglądów”. Mówił to, o czym był przekonany. Dlatego tak długo był odsuwany na bok, niesłuchany, niedoceniany. Sam uważałem go kiedyś za oszołoma, o czym zresztą mu powiedziałem, gdy lepiej się poznaliśmy. Nic w tym dziwnego zważywszy, jak pokazywały go media w latach dziewięćdziesiątych.

Doczekaliśmy się profesjonalnej redakcji, nowych komputerów i oprogramowania. Opracowałem nowy layout gazety, nową winietę. Po długich naradach zmieniliśmy nazwę na „Obywatelska”. Skończyły się wieczorne nasiadówki w moim mieszkaniu. Nadal jednak widywaliśmy się często i prowadziliśmy dyskusje w czasie pracy i po zamknięciu numeru, już teraz w szerszym gronie.

W 2015 roku Kornel kandydował do Sejmu z list Kukiza. Z całych sił mu kibicowaliśmy i pomagaliśmy, choć wiadomo było, że jeśli się dostanie, nie będzie miał już tyle czasu dla nas. I tak się stało. Nasza spokojna redakcja zamieniła się w biuro poselskie z dziesiątkami interesantów. Gdy pojawiał się we Wrocławiu nie miał już czasu na długie rozmowy. Z trudem znajdował czas na napisanie wstępniaka do gazety. Ale cóż… Są sprawy ważne i ważniejsze. Jego odejście z Kukiz 15 musiało nastąpić. Kornel nie wytrzymywał długo, mając nad sobą szefa. Musiał iść własną drogą, nie znosił, gdy coś go krępowało.

„Bóg jest prawdą. Kto szuka prawdy, szuka Boga, choćby o tym nie wiedział”. Te słowa Edyty Stein, świętej Benedykty od Krzyża, wyryte w kamieniu w parku jej imienia, nadzwyczaj trafnie opisują wiarę Kornela. Był niestrudzonym poszukiwaczem prawdy. Jej był wierny i nią się kierował. Dlatego, choć szanował Kościół i tradycję, nie wierzył tak samo jak większość ludzi. Śmialiśmy się nawet, że Kornel ma własną teologię. Bóg był w niej wielką ideą dobra, ożywiającą w ludziach wszystko, co najlepsze, a nauka Chrystusa – najwspanialszym odkryciem ludzkości, że możemy być dla siebie braćmi i siostrami niezależnie od wszystkich różnic. I jeszcze jedno – nie żyjemy dla siebie. Żyjemy po to, żeby dać jak najwięcej innym, żeby polepszać świat dla następnych pokoleń.

Jest wielu ludzi, którzy pięknie mówią o wartościach, o Bogu i miłości. Kornel nie tylko mówił. On starał się realizować to, do czego miał przekonanie. Ta postawa była często uciążliwa dla otoczenia. Był uparty i nie chciał zajmować się sprawami, które uważał za nieważne, na przykład nie dbał o zdrowie. Za mało spał, źle się odżywiał. Nie dbał o pozory ani o swoją reputację. Wygłaszał poglądy przeciwne do ogólnie przyjętych i łatwo było go wyśmiać.

Był to jeden z tych wyjątkowych ludzi, którzy przybliżają niebo do ziemi, przy których wartości przestają być abstrakcyjne, przybierają konkretny kształt. Patriotyzm, szacunek dla każdego człowieka, umiłowanie prawdy – były dla niego naturalne, proste i oczywiste.

Autor: Artur Waszkielewicz

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię