Jak pijany u płotu – Jerzy Pawlas

Walka o trzeźwość narodu skutkuje rosnącą konsumpcją alkoholu. Wygląda to na kapitulację władzy, tak jak jest nią – w sferze ideowej – deklaracja Forum Młodych PiS – „nie ma sensu wojna kulturowa tu i teraz”. W tej sytuacji walka z alkoholizacją społeczeństwa wydaje się równie beznadziejna, jak opór przeciwko ideologicznej polityce klimatycznej.

0
1277

Jeżeli codziennie sprzedaje się około 3 mln małych butelek wódki (małpek), to tyleż obywateli znajduje się na tzw. rauszu. Czy w takim przypadku można mówić o wolnym społeczeństwie, skoro alkohol uzależnia?

W ciągu ostatnich 15 lat nastąpił dynamiczny – jeden z największych na świecie – wzrost konsumpcji alkoholu (od 6,5 litra do ok. 11 litrów). Ten wątpliwy sukces przynosi koszty zdrowotne, społeczne, tragediei rodzinne.

Obywatele na codziennym rauszu nawet nie zauważyli, że po 2002 roku nastąpił przyrost umieralności, będący konsekwencją pijaństwa. W 2002 roku rząd SLD-PSL znacząco obniżył akcyzę na wódkę – o 30 proc. I to jedna z przyczyn lawinowego wzrostu spożycia i sprzedaży alkohol.

Tymczasem jeszcze u schyłku lat 90. nasz kraj podawano jako przykład zdrowego społeczeństwa. W latach 1991-2002 rejestrowano zadziwiający przyrost zdrowia.Umieralności spadła najszybciej wśród krajów europejskich. Mniej było zachorowań (i śmierci) z powodu chorób układu krążenia czy wątroby. Statystyczna długość życia wzrosła u kobiet o pięć lat, u mężczyzn o cztery lata.

Obecnie szacuje się, że liczba ludzi uzależnionych od alkoholu przekracza milion, natomiast nadużywających trunków – 4 miliony. To problem zdrowotny i społeczny, gdy ok. milion dzieci wegetuje w rodzinach z problemem alkoholowym.

Z nauczania Kościoła katolickiego wynika, że nadużywanie alkoholu jest grzechem ciężkim. Człowiek wolny nie może być uzależniony, a alkohol do tego prowadzi. Zaś zdrowe społeczeństwo (także duchowo) musi być trzeźwe. Tymczasem mamy do czynienia ze społeczństwem na rauszu.

Taniość i dostępność

Z danych Eurostatu wynika, że w naszym kraju ceny alkoholu należą do najniższych. W ubiegłym roku było to 89,4 proc. średniej unijnej. Taniej było w Rumunii (76 proc,), (Bułgarii (79 proc.), na Węgrzech (80 proc.), Czechach (87,2 proc.) i w Hiszpanii (88,1 proc.). Nieco powyżej średniej w Niemczech (92,6 proc.). Natomiast ceny wódki, wina i piwa są najwyższe w Finlandii (191 proc. średniej unijnej), Irlandii (182 proc.) i Szwecji (156 proc.). Jak widać, ceny napojów alkoholowych są prawie dwukrotnie wyższe, niż w innych krajach unijnych, co nie pozostaje bez wpływu na wielkość konsumpcji.

Tymczasem resort rolnictwa zamierza zwiększyć limity produkcji napojów o mniejszej zawartości alkoholu (wina owocowe, miody pitne, cydr, perry) z 10 do 100 tys. litrów rocznie. Intencją resortu jest finansowe wspomożenie sadowników, oraz co istotne – zamiar zmiany struktury konsumpcji alkoholu. Czas pokaże, czy zmniejszy się spożycie mocnych alkohol.

Trudno odmówić resortowi rolnictwa racjonalności, skoro nasz kraj przoduje w produkcji jabłek, łatwo więc będzie zagospodarować nadwyżki. Poza tym, lokalna wytwórczość napojów fermentowanych z surowców pochodzących z gospodarstw rolnych, może przyczynić się do uatrakcyjnienia regionalnego ruchu turystycznego.

Przykład Francji pokazuje, że możliwa jest zmiana stylu konsumpcji alkoholu. W latach 70. alkoholizacja społeczeństwa miała wymiar powszechny, tak jak obecnie w naszym kraju. Teraz – po zmianie struktury spożycia – ludzie przestali zapijać się tanim alkoholem.

Im dłużej funkcjonuje ustawa o wychowaniu w trzeźwości, tym więcej powstaje punktów sprzedaży napojów alkoholowych. Standardy WHO przewidują jeden punkt na tysiąc mieszkańców. W naszym kraju jest ich cztery razy więcej. Poza tym alkohol sprzedaje się wszędzie i non-stop, także na stacjach benzynowych. Samorządy – co pozostaje w ich gestii – nie ograniczają nocnej sprzedaży, ani liczby placówek handlowych.

Życie za gorzałę

Z raportu „Sto lat zdrowia w Polsce. Zatrzymanie przyrostu długości życia po 2010 roku” wynika, że w latach 1991-2002 długość życia ludzi w naszym kraju wzrastała rocznie o 5 proc. u kobiet i 6,9 proc. u mężczyzn. Jednak w latach 2003-2012 ten wzrost zmniejszył się (poniżej 0,5 proc.), by w latach 2013-2018 zatrzymać się. Jako przyczynę podaje się dynamiczny wzrost konsumpcji alkoholu. Tak więc, jak podaje GUS – przeciętna długość życia w 2018 roku to u kobiet – 81,7 lat, u mężczyzn – 73,8 lat.

Podczas gdy różnego rodzaju aktywiści i zaklinacze klimatu narzekają na smog, co roku umiera ponad 40 tys. palaczy (spośród 8 milionów), zaś z nadużywania alkoholu umiera 11 tys. ludzi. Jest się czym przejmować. Bo przecież osoby uzależnione tyranizują swoje rodziny, które żyją w permanentnym stresie, co niewątpliwie rzutuje na długość ich życia. Jest się czym zajmować, ale nie dla ideologów klimatycznych.

Im więcej alkoholu, tym więcej zgonów. To niestety prawidłowość. Fundacja „Promocja zdrowia” badała przypadki śmierci, wynikające z konsumpcji alkoholu. Zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn wszystkich grup wiekowych zanotowano wzrost współczynników umieralności.

W latach 2001-2017 przyrost umieralności, będącej konsekwencją alkoholu, to 3061 zmarłych mężczyzn i 379 kobiet. Najczęstsza przyczyna – alkoholowa choroba wątroby. Ten przyrost trwa od 2002 roku, po obniżce cen alkoholu i przywróceniu reklamy piwa w telewizji. Nie bez znaczenia jest większa siła nabywcza ludności przy niskiej cenie napojów alkoholowych.

Raj szczęśliwości

Skoro co dzień konsumenci wypijają ok. 3 mln tzw. małpek, skoro telewidzowie oglądają co roku ponad 2,5 tys. godzin reklamy napojów alkoholowych (nie mówiąc o internecie), to perspektywy alkoholizacji społeczeństwa są jak najbardziej rozległe i przyszłościowe. W końcu jeżeli transformacyjni reformatorzy zagwarantowali anarchiczną wolność gospodarczą, to można dowolnie (testując wytrzymałość konsumentów) produkować alkohol, dowolnie reklamować go w mediach. A więc po nas – choćby potop (dramaty ludzi, kłopoty służby zdrowia). I choć obowiązuje zakaz reklamy napojów wysokoprocentowych, to piwo jest z niego wyłączone. Nie informuje się jednak konsumentów, że kufel piwa to dwa kieliszki wódki.

Niewiele przesady w stwierdzeniu, że bez reklamy alkoholu rozwój sportu w naszym raju byłby niemożliwy, a na pewno bardzo ograniczony. Napoje alkoholowe promują imprezy sportowe, ale też – sądząc po obfitości punktów sprzedaży wokół stadionów – nie da się ich oglądać na trzeźwo. Kibice sportowi to wdzięczni (dla producentów) konsumenci alkoholu. Jego dostępność sprawia, że piją coraz młodsi. Rozpijanie nieletnich przy okazji promocji sportu to proceder, który trudno akceptować. Jednak rzadko postuluje się podniesienie wieku nabywców z 18 do 21 lat. Przecież byłby to oczywisty zamach na wolności obywatelskie.

Bohaterowie reklam to młodzi, zdrowi, uśmiechnięci ludzie, którym wszystko się udaje i dobrze się powodzi. Także w relacjach damsko-męskich. To królowie życia. Każdy chciałby takim być. Tak więc piwo, jako wyznacznik pomyślności życiowej, satysfakcji osobistej, jako nieodłączny element codziennego życia i rekreacji. Taki wzorzec kulturowy musi być atrakcyjny dla młodzieży – i na to liczą producenci.

Jest więc o co walczyć (krociowe zyski). Jak na razie ustawa o wychowaniu w trzeźwości nie przewiduje zakazu reklam alkoholu w mediach. Bez niego przeciwdziałanie alkoholizacji społeczeństwa wydaje się niemożliwe.

Sierpniowa abstynencja

Strajkujący robotnicy zakazali picia alkoholu, rozumiejąc, że pijaństwo to element komunistycznego zniewolenia. Zresztą nawet nie wypadało „popijać”, gdy podjęło się tak ryzykownego przedsięwzięcia, jak przeciwstawienie się władzy ludowej, gdy uczestniczyło się w mszach świętych, śpiewało pieśni religijne i patriotyczne. W końcu wznowienie radiowych transmisji niedzielnych mszy świętych było jednym z 21 postulatów strajkujących.

Sierpniowa abstynencja była wydarzeniem symbolicznym, o którym wspominano z rozrzewnieniem przy okazji kolejnych rocznic powstania „Solidarności”, ale na co dzień przybywało uzależnionych od alkoholu. Sierpień nie stał się powszechnym miesiącem trzeźwości, raczej eksponatem w muzeum ruchu związkowego.

Tymczasem produkcja napojów alkoholowych rozwija się nad podziw i przynosi krociowe zyski (główne zagranicznym właścicielom, bo dzięki reformatorom transformacyjnym przemysł spirytusowy został „sprywatyzowany”). Producenci są oczywiście nastawieni na zysk, więc trudno oczekiwać od nich jakichś konsekwencji za ich działalność gospodarczą. Od czegóż jednak państwowe programy zdrowia publicznego, nie mówiąc o protestach związkowców przeciw rozpijaniu społeczeństwa, skoro mają już w tej dziedzinie pewne tradycje.

Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych wylicza ponad dwieście chorób związanych z konsumpcją alkoholu (zaburzenia mentalne i psychiczne, nowotwory, dolegliwości kardiologiczne, ginekologiczne). Nie wspomina o przedwczesnej śmiertelności. Do konsekwencji zdrowotnych trzeba dodać również społeczne – takie jak wzrost przestępczości, zabójstw i samobójstw. Wszystko to jednak pozostaje poza zainteresowaniem miłośników praw człowieka i obywatela. Nie powołano też instytucji rzecznika zdrowia publicznego.

Odwołując się do tradycji związkowych, do coraz bardziej legendarnych sierpniowych abstynencji, nie można zapominać o roli rodziny w wychowaniu do trzeźwości. To właśnie bezpieczeństwo i ciepło rodzinnego domu chroni młodzież przed uzależnieniem, wejściem na drogę przestępczości po-alkoholowej. O tym jednak młodzieżówki partyjne nie wspominają.

Dlatego trzeba o tym mówić. Z konsekwencją przysłowiowego pijanego u płotu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię