Mój przyjaciel Pedro – Sławomir Wieczorek

Najtęższe umysły Uniwersytetu w Cambridge były przerażone. Żaden z naukowców owianej światową sławą, najbardziej prestiżowej brytyjskiej uczelni, nie umiał sprostać wyzwaniu rzuconemu przez Polaka. Bezradni wrocławscy studenci, dostawszy do rozwiązania zadanie z algebry liniowej, rozpaczliwie wzywali pomocy w Alma Mater w całej Polsce. Rodzimi uczeni, nie mogąc podołać, zwrócili się o pomoc do swych angielskich kolegów. Ostatecznie żacy otrzymali odpowiedź od jednego z polskich profesorów, którego nie poinformowano, kto jest autorem zadania: – Słuchajcie! Przecież Wy tam na miejscu macie takiego matematyka. Nazywa się Jerzy Pietraszko. Tylko on potrafi to rozwiązać.

0
1978

Chciałbym być sobą. Chciałbym być sobą wreszcie. ”

Przewrót kopernikański. Geniusz – jedyny na świecie naukowiec, który podważył teorię jedynki trygonometrycznej. W mowach pożegnalnych nad grobem rozwodzono się o jego pracy doktorskiej, której mu nie uznano. Aksjomat na którym zostały zbudowane wszystkie nauki oparte na liczbach. Nie udowodniono mu błędu. W proteście przestał się golić, oznajmiając, iż uczyni to, gdy jakiś śmiałek podważy jego obliczenia, a jego dzieło zostanie uznane. I tak zarastał latami aż do śmierci.

Autor barwnej książki „Terroryści i oszołomy”.

Jeszcze pod koniec 1989 roku odmówiono mu wydania paszportu.

Uczestnik 49. odcinka „Wywiadu z chuliganem” – wspólnej produkcji Radia Poznań i Telewizji Republika.

W 2017 roku prezydent Andrzej Duda odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Amadeusz

O jego legendzie opowiadają miejscy przewodnicy. Powstała piosenka „Pietraszko Jerzy – przyjaciel młodzieży”.

Ikona całych pokoleń żaków. Niektóre zadania z algebry liniowej potrafił rozwiązać… tylko on sam. Poprawkę można było zdać… rozgrywając partię szachów. W symulantach szachowych ogrywał, stojąc tyłem do szachownicy jak Wolfgang Amadeusz Mozart naszych czasów. Klasyk wiedeński grał, mając nuty odwrócone do góry, a klawiaturę klawesynu przykrytą prześcieradłem..

Pol pot

W stanie wojennym wyrzucony z pracy z Instytutu Cybernetyki Technicznej Politechniki Wrocławskiej, z zakazem wstępu na uczelnię. Aby utrzymać rodzinę, imał się różnych zajęć. Dorabiał jako konserwator, specjalista do spraw wysokościowych, korepetytor.

Zapalony taternik. Przerzucał bibułę przez granicę polsko-czechosłowacką. Sieć kolportażu Solidarności Walczącej uratowały godne umieszczenia w Europejskim Centrum Solidarności… skarpetki. Wraz z kolegą nocował w górach. Rano postanowił się częściowo przebrać. Spocone skarpetki spakował do plecaka, w którym znajdowały się „wrogie ustrojowi socjalistycznemu treści”. Mgła była tak silna, że wraz z kolegą widział tylko na wyciągnięcie ręki. Mimo, że doskonale znali teren, weszli na tzw. „ścieżkę elementu” – szlak zarezerwowany tylko dla wopistów. Natknęli się na młodego żołnierza, który zaprowadził ich do placówki Wojsk Ochrony Pogranicza. Dowódca stwierdził, że musi sporządzić protokół. Już mieli wychodzić, gdy ten zażądał okazania plecaków. Plecak Bogusia był pusty. W pomieszczeniu było ciepło, skarpetki odtajały. Zajrzał do plecaka Jurka. Wstrzymał oddech, a następnie rzucił stosem wyzwisk i kazał im się zabierać. Po latach Jurek śmiał się, że teraz jeszcze bardziej przeklina na wieść, że wówczas ominął go awans.

Chcemy bić ZOMO. Chcemy bić ZOMO jeszcze”

1 maja 1983 roku demonstranci, bestialsko pałowani i gazowani przez ZOMO, chowali się po bramach i klatkach schodowych. I nagle nastąpiło odwrócenie sił. Pedro, bo taką ksywę od nazwiska hiszpańskiego perkusisty Pedro Estevana nosił legendarny naukowiec, przegrupował manifestantów i stanął na ich czele. Przestraszeni zomowcy w popłochu rzucili się do ucieczki.

Pociąg przyjaźni”

W 2007 roku odbyły się wielkie obchody ćwierćwiecza Solidarności Walczącej. Dwa dni w Warszawie i tyleż samo we Wrocławiu.

– Co zostało z nas fantastów? – zwrócił się do uczestników w Sali Kolumnowej Sejmu legendarny założyciel organizacji Kornel Morawiecki, najmłodszy doktor fizyki w całej historii polskiej nauki.

Ponad trzystu uczestników przeniosło się do Stolicy Dolnego Śląska specjalnie wynajętym nocnym pociągiem. Znany reżyser Grzegorz Braun rozpoczął filmowanie na Dworcu Centralnym, następnie z kamerą chodził między przedziałami. Ostatecznie Telewizja Polska wycofała się z projektu. Wśród podróżnych byli goście – ikony czasów zimnej wojny, sowieccy dysydenci. Rosyjska poetka Natalia Gorbaniewska i pisarz Władimir Bukowski.

Po wyjściu z pociągu we Wrocławiu, Zofia Karniej, córka Hanny Łukowskiej-Karniej, w stanie wojennym najbardziej zaufanej łączniczki ukrywającego się Kornela, zapytała czy mam gdzie przenocować. Druid, bo taką też miał ksywę Jerzy Pietraszko, oznajmił, że przyjmie mnie do siebie, i przez kolejne dni gościł w domu.

Noc z „chuliganem”

Biesiada do białego rana w hotelu Tumskim z Władimirem Bukowskim. Doktor Wojciech Myślecki, który wygłosił płomienną mowę pogrzebową na Powązkach na pogrzebie Kornela Morawieckiego, uzupełniał stół zmrożonymi trunkami.

Miałem 12 lat, gdy sprofanowałem flagę radziecką. W najlepszym przypadku groził mi poprawczak. Dyrektor Szkoły Podstawowej nr 17 w Gorzowie Wlkp., Jerzy Wiśniowski, wysoko postawiony we władzach PZPR ormowiec, posiadający broń palną, co w tamtych czasach było rzadkością, przeprowadził skrupulatne śledztwo, ale nikt nikogo nie sypnął.

Katecheza, gdy w czasach komunizmu lekcje religii były wyrzucone ze szkół, odbywała się w katakumbach Białego Kościółka ojców kapucynów. Była dla nas odtrutką na komunistyczną propagandę. To tam dowiadywaliśmy o agresji Związku Radzieckiego na Polskę i zbrodni katyńskiej. Wśród nas panowała swoista moda na bojkot nauki języka rosyjskiego. Katecheta Andrzej Karut, nauczyciel matematyki i fizyki z Krakowa, za działalność opozycyjną z wilczym biletem w państwowych szkołach wszczepił w nas coś innego:

– Wiedzcie, że naród rosyjski wydał wielkich pisarzy, poetów i kompozytorów. To nie tylko język, którym posługiwał się Lenin. To także język Tołstoja, Turgieniewa, Puszkina czy Czajkowskiego.

Te właśnie słowa powtórzyłem Władimirowi Bukowskiemu i innym, wyraźnie wzruszonym rosyjskim dysydentom, a Jurek z uwagą się przysłuchiwał.

Zapamiętałem też wdowę z nastoletnimi synem i córką. Mąż został zamordowany w Moskwie przez „nieznanych sprawców”.

– Zrobili z nim to samo, co z Anną Politkowską – oznajmił nazajutrz Kornel Morawiecki.

Okazało się, że osieroceni Rosjanie znali słynną historię z czasów zimnej wojny, gdy deportowanego ze Związku Radzieckiego Bukowskiego 18 grudnia 1976 roku na lotnisku w Zurychu wymieniono na sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chile Luisa Corvalana.

Zdziwiłem się też, że znają słynną czastuszkę. Nawet osoby, które rosyjskiego nigdy się nie uczyły, przeczytają ze zrozumieniem, choć służę drobnymi didaskaliami: użyte w tekście słowo zaczynające się na „b”, to po polsku niechlubne określenie pani zaczynające się na literę „k”, a Lońka to I sekretarz KC KPZR Leonid Breżniew. Zacząłem recytować, a oni równolegle głośno mi wtórowali:

– Pomieniali chuligana na Luisa Corvalana. Gdzie najdiosz takuju bladź, sztoby Lońku pomieniać?

Omdlenie

W sierpniu ubiegłego roku odbyły się uroczystości pogrzebowe Romualda Lazarowicza, wnuka Adama Lazarowicza „Klamry”, zastępcy prezesa IV Zarządu Głównego Zrzeszenia WiN, straconego przez komunistów w 1951 roku w więzieniu mokotowskim strzałem w tył głowy. Zmarły dziennikarz i wydawca był kuzynem wojewody lubuskiego, Stanisława Iwana z Zielonej Góry, w którego gabinecie miałem zaszczyt pracować. „Klamra” to ich dziadek.

Kornel Morawiecki przyjechał na wózku inwalidzkim, ale w kościele znalazł siły, by ustać przy ambonie i wygłosić mowę pożegnalną.

Na konsolacji w restauracji Konspira Jurek zemdlał na tarasie. Wbiegłem na salę:

– Czy jest tu lekarz?!

Wyścig z czasem

2 listopada ubiegłego roku, w Święto Zmarłych, dzień po śmierci mojej mamy Ireny Wieczorek, z domu Giłudź, w największym i najstarszym regionalnym dzienniku, „Gazecie Lubuskiej”, ukazał się mój reminiscencyjny artykuł „Niósł Polskę jak żagiew. Kornel Morawiecki jakiego nie znaliście”. Jeden z akapitów poświęcony był Jurkowi. Dowiedział się o tym tekście. Zadzwonił do mnie i poprosił, aby przesłać mu na domowy adres. Zmagał się ze śmiertelną chorobą. Oznajmił, ze lekarze dają mu już tylko trzy tygodnie życia. Od razu ruszyłem na pocztę. Przeżył ponad pół roku dłużej.

Silna wiara

Żałobną mszę świętą sprawował kapelan Stowarzyszenia Solidarność Walcząca – ksiądz Marcin Werczyński. Kilka dni przed śmiercią rozmawiał z premierem.

– Chciałbym, aby na mój pogrzeb przyszło chociaż kilkadziesiąt osób.

– To musisz trwać. Musisz wierzyć. Musisz żyć.

I wytrwał. 25 lipca na Cmentarz Osobowicki przybyły tłumy.

Żegnaj, Profesorze!

Do zobaczenia w innym, lepszym świecie Przyjacielu!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię