Te narody doświadczyły innego losu i mają inną pamięć. A zatem tworzą dwie osobne narracje o Polakach i o historii Polski. Naród podzielony jak Polska, skonfliktowany ze sobą i ze swymi sąsiadami, tworzy i przekazuje narracje rozszczepione. To narracje demolujące naród i państwo.
Narracja patriotów opowiada o wolności i prawdzie. Prawda zaś jest taka, że Polacy od wielu pokoleń walczyli z najeźdźcami i okupantami pod hasłem: „Za Waszą i Naszą Wolność”. Sto lat temu Polacy obronili przed bolszewikami wolną Polskę i budzącą się do wolności Europę.
W czasie bolszewickiego najazdu, a także w czasie ostatniej wojny, naród sowieckich Polaków kolaborował z najeźdźcami i okupantami Polski. To z tych środowisk, usprawiedliwiających zbrodnie Stalina i mord katyński, wychodzi dziś atak na odradzającą się Polskę.
Michał N., syn posłanki N., wściekłej bojowniczki z Polską, recenzując film „Katyń”, szydził: „ZSRR nie było stać na wyżywienie 20 tysięcy darmozjadów… Jeśli możemy się z tego filmu czegoś nauczyć, to jak z flagi biało-czerwonej stworzyć czerwony sztandar. Kiedyś nam się ta wiedza przyda”.
Setki i tysiące Michałów N. wychodzi dziś na ulice nie pod flagami czerwonymi, ale pod flagami tęczowymi LGBT. Te flagi, bardziej czytelne w Europie od flag czerwonych, reprezentują bolszewicką inżynierię społeczną. To ideologia wymierzona w samo serce Polski. Jej celem jest stworzenie nowego człowieka, pozbawionego ojczyzny, rodziny i Boga.
Na potrzeby bolszewickiej ideologii tworzona jest bolszewicka narracja, rozpowszechniana w Europie i w Ameryce. Polska jest przedstawiana w tej narracji jako kraj nietolerancyjny, ksenofobiczny. Kraj, w którym szaleje policja, nie ma wolnych sądów, a ludzie z ulicy trafiają prosto do więzień. Ta narracja jest wypowiedzeniem Polsce wojny ideologicznej.
Czy Polska jest zaskoczona wściekłą agresją? Jest zaskoczona. Nawet porażona wściekłością, jak po ugryzieniu kleszcza. A przecież w świecie globalnej telewizji, Internetu i satelitów miejsce zbrojnej konfrontacji zajmuje nie od dziś konfrontacja wielkich narracji, wojna informacyjna (cybernetyczna), wojna hybrydowa, czyli wojna inteligentna.
Narody opowiadają o historii, przedstawiają obrazy świata i narodów. Polska źle wypada w tych narracjach, a swojej narracji, utrwalonej w reportażach, w literaturze, w malarstwie, w muzyce i rzeźbie, nie ma.
Nie mamy narracji o powstaniach narodowych. Nie mamy narracji o walce Polaków na frontach świata w czasie ostatniej wojny. Nie mamy narracji o Polakach w sowieckich łagrach i w niemieckich lagrach. Nie mamy narracji o zbrodniczym systemie PRL i o podziemiu zbrojnym. Nie mamy narracji o umiłowaniu przez Polaków wolności i prawdy.
Czarną historię Polski piszą codziennie Niemcy, właściciele setek gazet i tygodników w Polsce.
W tworzeniu narracji, w której czarny obraz Polski wyklucza Polskę z grona narodów kulturalnych, demokratycznych i tolerancyjnych, biorą udział Polacy, którzy nienawidzą Polski. „Żeśmy się podzielili na kilka rodzajów Polaków, że mówimy jednym polskim językiem, a inaczej nawet słowa polskie rozumiemy” – mówił w styczniu 1920 roku Józef Piłsudski.
Do antypolskiego chóru należy Swietłana Aleksijewicz, laureatka Nagrody Nobla, podająca się za Białorusinkę, a niekiedy za Rosjankę. Aleksijewicz, dawniej działaczka KPZR, kierowniczka działu w piśmie rejonowym „Majak Kommunizma” (Latarnia Komunizmu) w Berezie, powiedziała 12 czerwca 2016 w Norwegii:
„Księża katoliccy w Polsce wprost na kazaniach mówili: „Zabij Żyda. I szli zabijać”. A w czasie walk w Donbasie powiedziała: „Dajcie tu broń, a katolicy będą zabijać prawosławnych”. To myślenie, te słowa, wzmocnione autorytetem noblistki, weszły do publicystyki na Białorusi.
Trwa wojna narracji, w której Polska nie jest uczestnikiem. Jest bezwolnym przedmiotem. Czy nie mamy środków do przedstawiania prawdziwego obrazu Polski? Czy nie mamy czym bronić dobrego imienia Polski i Polaków?
Polska ma dziesiątki instytutów kultury, ma fundacje narodowe, centra kultury, media narodowe, wyspecjalizowane biura promocji. Mamy miliardy złotych na przedstawianie obrazu Polski historycznej i dzisiejszej. Wciąż nie mamy zbornej narracji o Polsce.
Nie chronimy pamięci Polaków, choć mamy Instytut Pamięci. Niemcy dawno organizowali konkursy na pamiętniki o czasach NRD. Polska nie zadbała o pamiętniki Sybiraków, pamiętniki żołnierzy antykomunistycznego podziemia, pamiętniki ludzi, którzy robili strajki, zakładali Solidarność w fabrykach i na wsi etc.
Tworzeniem obrazu Polsce w kraju i za granicą zajmują się dwa resorty: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że instytucje, powołane do promocji Polski, nie promują, nieprzedstawianą, a jedynie wydają pieniądze.
Ministerstwu Kultury podlega 120 (słownie: sto dwadzieścia) jednostek kultury, które deklaratywnie zajmują się promocją obrazu Polski. Działalność tych jednostek w ostatnich latach (chodzi o lata 2013 – czerwiec 2018) kosztowała Ministerstwo ponad 2 miliardy 800 milionów złotych!
Spójrzmy na owe jednostki jako narzędzia Ministerstwa Kultury w tworzeniu narracji.
Znana jest jednostka pod nazwą Instytutu Mickiewicza, wspierana finansowo przez 17 spółek Skarbu Państwa. Instytut podobno działa w … 70 krajach. Podobno działa incognito. Na swą działalność Instytut dostaje od 37 do 63 milionów zł rocznie. Instytut nie wydaje książek, które mogłyby ocalać pamięć Polaków. Przykładowo, pamięć o polskich dworach, o mieszkańcach dworów, wyrzucanych, prześladowanych.
Głośną jednostką była w 2018 roku Fundacja Kultury Narodowej, która wpadła na pomysł, aby o Polsce opowiedział światu rejs żaglowca „Dar Młodzieży” wokół kuli ziemskiej. To kosztowało 21 milionów zł. Efekt? Żaden.
Narzędziami nie od parady jest Instytut Wolności. Dokonania Instytutu? Największym dokonaniem Instytutu Wolności jest to, że ten Instytut po prostu jest. W czołówce jest też Instytut Sztuki Filmowej, którego wydatki kosztowały ostatnio 921 milionów złotych, w tym promocja filmu 61 milionów.
Niezwykle ważne jest Międzynarodowe Centrum Kultury. Wydało ono na swą działalność zaledwie 6 milionów 400 tys. zł. Instytut Książki wydał 31, 5 mln zł (od 2013 do 2018). Wydatki 25 Instytutów Kultury Polskiej (skontrolowane przez NIK w Berlinie, Kijowie, Londynie, Pekinie, Nowym Jorku i Tel Awiwie), wyniosły 105 milionów zł.
Berlin jest ważny, dlatego też właśnie w Berlinie działa nie tylko rozbudowana Ambasada Polska, nie tylko Instytut Kultury Polskiej, ale także Filia Instytutu Pileckiego.
Działalność Ministerstwa Kultury w kraju i za granicą można byłoby poznać po owocach, ale owoców promocji Polski za granicą brak. Nie obrodziło. No i czyż można się dziwić, że Polska znana jest w Europie jako kraj, w którym kwitnie faszyzm, a nawet nazizm? Nie można się dziwić.
Co zrobiliśmy, żeby tak nie było? Żeby Polska była znana ze swej wspaniałej historii, ze swych znakomitych osiągnięć dzisiejszych? Stadion Narodowy zamienił się 16 sierpnia 2020 w pole bitwy AD 1920. Koszt: 4 miliony złotych. Efekt? Połączenie śpiewającego jarmarku z aukcją koni wierzchowych w Janowie Podlaskim.
A miały być inwestycje, a nie tylko dobry zarobek kilkunastu firm wykonawczych, kilku reżyserów i kilkunastu piosenkarzy i scenografów. Miało być Muzeum Historii Polski. Miał być Narodowy Pomnik Wojny z Bolszewikami 1920.
Kilka dni po uroczystościach związanych z Bitwą Warszawską nic materialnego nie zostało dla Polaków. Nie zostało też nic ideowego, co mogłoby być narracją o dziejach Polski i Polaków. Miliony, setki milionów złotych zostało wydane bez sensu.
NIK stwierdza, że instytucje, powołane do krzewienia obrazu Polski w kraju i za granicą, nie prowadzą działalności w sposób przemyślany i konsekwentny. Nie mają długofalowych planów, nie mają strategii działania, ba! nie mają nakreślonych celów i kierunków działania!
Instytucje kultury nie diagnozują potrzeb, nie monitorują skuteczności działań. Zresztą, nie mają narzędzi i mierników pomiaru efektów. Realizowane są programy okazjonalne – koncerty, seanse filmowe, przedstawienia teatralne. Idee Polski i historia Polski zostawiane są przeciwnikom rządzącej prawicy.
Nie przebija się do świadomości Europy, że Polska pierwsza w Europie została napadnięta przez Niemcy i Rosję sowiecką. Biliśmy się o wolność i prawdę na wszystkich frontach świata. Biliśmy się pod hasłem: „Za Waszą i Naszą Wolność”. A w końcu zostaliśmy sprzedani Rosji.
Dziś wszyscy dowiadują się, że to Polska napadła na Trzecią Rzeszę. Polska założyła obozy śmierci. Polska odpowiada za Holokaust. To jest obowiązująca w Europie narracja, której nie podważają, bo nie potrafią albo nie chcą podważyć dobrze opłacane instytucje Ministerstwa Kultury!
Ale to nie jest cała prawda o zaniechaniu, o głupocie, o instytucjach, które wyrzucają w błoto miliony, ale nie potrafią, a może nie chcą stworzyć i ocalić narracji Narodu. Potęga opowieści polega na tym, że opisani ludzie i zdarzenia nagle zmartwychwstają. „A wszyscy zmarli wcale nie żyli w przeszłości, dopóki nasze ich opisanie nie dało im życia” pisze Robert Penn Warren w powieści „All the King’s Men”.
Należy tu wymienić zaledwie dwa efekty spośród stu dwudziestu instytucji podległych Ministerstwu Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Najgłośniejszym dziełem Instytutu Mickiewicza była żelazna tęcza LGBT na placu Zbawiciela. Instytut wydał ostatnio 151 milionów zł, w tym na telefony i na taksówki wydawał ponad 200 tysięcy zł miesięcznie.
A na stulecie wybicia się Polski na niepodległość, Fundacja Kultury Narodowej sprawiła, że narodowa flaga Polski opłynęła świat na żaglowcu „Dar Młodzieży”. To kosztowało 21 milionów zł.
Na określenie działalności narodowych fundacji, narodowych stowarzyszeń, narodowych instytutów, ośrodków kultury, biur i ośrodków, należy użyć słowa: „Nic”. Pierwszy użył tego słowa Ludwik XVI, zapisując w swym diariuszu pod datą 14 lipca 1789 roku: „Rien”. Słowo „nic”, zaimek rzeczowny przeczący, sygnalizuje nieistnienie.
Oczywiście, nieistnienie nie odnosi się do istnienia instytucjonalnej niekompetencji i głupoty.