Świeczniki chrześcijaństwa

W Quo vadis? Henryk Sienkiewicz nakreślił nie tylko wizerunek św. Piotra, lecz także innych świętych. Byli nimi wspominani przez Kościół 30 czerwca święci Pierwsi Męczennicy Kościoła Rzymskiego zamęczeni przez Nerona. Oto jak ich męczeńską śmierć opisywał polski noblista:

0
966

„Wszystkie aleje główne i boczne, biegnące wśród gęstwiny drzew, wokół łąk, kęp, stawów, sadzawek i poletków obsianych kwieciem, nabite były smolnymi słupami, do których poprzywiązywano chrześcijan. Z wyższych miejsc, gdzie widoku nie zasłaniały drzewa, można było dostrzec całe szeregi palów i ciał, przybranych w kwiaty, w liście mirtowe i w bluszcz, ciągnące się w głąb, po wyniosłościach i nizinach, tak daleko, że gdy bliższe wydawały się jak maszty naw, najdalsze przedstawiały się oczom jak kolorowe, pozatykane w ziemię tyrsy lub dzidy. Mnogość ich przeszła oczekiwania samego ludu. Można było pomyśleć że cały jakiś naród poprzywiązywano do słupów dla uciechy Rzymu i cezara. Gromady widzów zatrzymywały się przed pojedynczymi masztami, w miarę jak zaciekawiały je postaci, wiek lub płeć ofiar; oglądały twarze, wieńce, girlandy bluszczu, po czym szły dalej i dalej, zadając sobie pełne zdumienia pytania. «Zali mogło być tylu winnych lub jak mogły podpalić Rzym dzieci, zaledwie zdolne chodzić o własnej mocy?» I zdumienie przechodziło z wolna w niepokój.

Tymczasem zapadł mrok i na niebie zabłysły pierwsze gwiazdy. Wówczas przy każdym skazanym stanął niewolnik z płonącą pochodnią w ręku, a gdy odgłos trąb rozległ się w różnych częściach ogrodów na znak rozpoczęcia widowiska, wszyscy przyłożyli płomień do spodu słupów.

Pochodnie Nerona, mal. Henryk Siemiradzki. Fot. Muzeum Narodowe w Krakowie / Wikimedia Commons

Ukryta pod kwiatami i polana smołą słoma wnet zajęła się jasnym płomieniem, który wzmagając się z każdą chwilą, rozkręcał zwoje bluszczów, wzbijał się ku górze i obejmował nogi ofiar. Lud umilkł, ogrody zabrzmiały jednym ogromnym jękiem i krzykami boleści. Niektóre ofiary jednak, wznosząc głowy ku gwieździstemu niebu, poczęły śpiewać na cześć Chrystusa. Lud słuchał. Lecz najtwardsze serca napełniły się przerażeniem, gdy z mniejszych masztów rozdzierające dziecinne głosy poczęły wołać: «Mamo! Mamo!», i dreszcz przebiegł nawet pijanych widzów na widok owych główek i niewinnych twarzy, poprzekrzywianych bólem lub mdlejących w dymie, który począł dusić ofiary. A płomień szedł w górę i przepalał coraz nowe wieńce róż i bluszczów. Rozgorzały aleje główne i poboczne, rozgorzały kępy drzew i łąki, i kwieciste poletki, rozbłysła woda w sadzawkach i stawach, poróżowiały drżące liście na drzewach i uczyniło się widno jak w dzień. Swąd spalonych ciał napełnił ogrody, lecz w tej chwili niewolnicy poczęli sypać w przygotowane umyślnie między słupami kadzielnice mirrę i aloes. Między tłumem ozwały się tu i ówdzie okrzyki, nie wiadomo czy współczucia, czy upojenia i radości, i wzmagały się z każdą chwilą wraz z ogniem, który obejmował słupy, wspinał się ku piersiom ofiar, skręcał palącym tchnieniem włosy na ich głowach, rzucał zasłonę na ich poczerniałe twarze i wreszcie strzelał jeszcze wyżej, jakby na zwycięstwo i tryumf tej sile, która kazała go rozniecić”.
hb

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię