Nigdy nie jesteśmy sami

„Znajdźcie w Jezusie skałę, w której będziecie mogli zakotwiczyć, aby nie zmiotły was trudności życia” – mówił Filippo Gagliardi. Ten młody człowiek umocował swoją kotwicę w Chrystusie i odważnie stawił czoła sztormowi , który nadszedł. Trzy tygodnie choroby Filippa były dla jego rod ziny i przyjaciół świadectwem wielkiej, pięknej wiary.

0
781
"con il cuore libero - z wolnym sercem"

Wiadomość o chorobie była ogromnym zaskoczeniem dla trzydziestoletniego Filippa Gagliardiego i jego żony Anny. Młode, szczęśliwe małżeństwo z niespełna rocznym stażem oczekiwało na narodziny synka. Filippo i Anna poza pracą zawodową byli pełnymi pasji wychowawcami i animatorami w oratorium św. Wiktora w Verbanii we włoskim Piemoncie.

Nagłe pogorszenie samopoczucia, silne bóle, płyn gromadzący się w jamie brzusznej i pilne skierowanie na oddział onkologiczny na badania w pierwszych chwilach wzbudziły lęk młodych ludzi. Do szpitala przyjechał natychmiast ks. Fabrizo Corno, przyjaciel i kierownik duchowy Filippa i jego żony Anny, który właśnie przebywał Nigdy nie jesteśmy sami z pozostałymi animatorami oratorium na wakacjach.

Przyjaciele rozpoczęli szturm modlitewny o zdrowie mężczyzny. Dzieci i młodzież z oratorium gromadziła się na adoracji Najświętszego Sakramentu jak zwykle w kaplicy ośrodka, która teraz okazała się zbyt mała, więc adorację przeniesiono do kościoła. Wszyscy przesyłali Filippo wiadomości ze wsparciem i trwali w oczekiwaniu na powrót do zdrowia. Ksiądz Fabrizo pozostawił na stoliku przy łóżku chorego Najświętszy Sakrament. I gdy wieczorem przesłał przyjacielowi wiadomość SMS z pytaniem: „Jak poszła rozmowa z Szefem?”, niebawem otrzymał odpowiedź: „Na początku chciałem ci powiedzieć, że słabo, ale później zrozumiałem, że On kładzie taki krzyż na ramiona tego, kto może go unieść, a więc postanowiłem zaufać i zawierzyć”.

Oczekiwanie na diagnozę nie było łatwe, jak wspomina w jednym z wywiadów dla włoskiej telewizji żona Filippo. W pierwszej chwili młodzi małżonkowie stawiali pytania: „Dlaczego my?”, „Dlaczego teraz, kiedy oczekujemy na dziecko i jesteśmy szczęśliwi? Żyliśmy zgodnie z przykazaniami Boga…”. Ale jak wyjaśnia Anna, to trwało chwilę, po czym wewnątrz usłyszeli wezwanie do ufności i przyjęcia tego, co przyjdzie. Jak wspomina, oboje rozumieli, że to jest nowotwór. Obawy potwierdziła wstępna diagnoza. To był bardzo rzadki nowotwór żołądka z rodzaju neuroendokrynnych. Mężczyzna zmarł 11 września 2013 r., a 25 dni później urodził się jego synek Luca.

Choroba i odejście Filippo były dla jego rodziny, znajomych i przyjaciół niezwykłym doświadczeniem. „W pokoju szpitalnym, w którym przebywał chory, oddychało się życiem, uśmiechem, żartami. Nie czuło się oddechu śmierci czy smutku, mimo tej choroby” – wyznaje we wspomnieniach przyjaciel mężczyzny Valter Mosini. W czasie spotkania z włoską dziennikarką ks. Fabrizio, mówiąc o historii Filippo, powiedział: „Widziałem mężczyznę, który żył jak prawdziwy chrześcijanin, a później potrafił pokazać, w jaki sposób umiera się po chrześcijańsku. Były to bardzo trudne i jednocześnie piękne trzy tygodnie”.

Filippo Gagliardi.

Świętość 2.0

Na pogrzeb przyszła nie tylko rodzina, przyjaciele, wychowankowie i znajomi. Pojawili się także ci, których drogi w pewnym momencie życia skrzyżowały się z drogą Filippo. Wielu z nich to niewierzący, lecz poruszeni świadectwem życia młodego mężczyzny. Dzień później biskup Nowary Franco Giulio Brambilla powiedział: „Jego zbyt krótkie, trzydziestoletnie życie to «piąta ewangelia », historia, którą realizował wokół Eucharystii Jezusa i ku pasji dzieci oratorium, obrazowi prostego, autentycznego chrześcijanina, pełnego entuzjazmu i życia”.

I to życie oparte na wartościach katolickich przypominają dziś jego znajomi, którzy założyli stowarzyszenie i stronę internetową poświęconą Filippo. Zamieszczają na niej wspomnienia: „Ta siła do przyjęcia choroby nie zjawiła się od razu w czasie, kiedy zachorował. To był owoc tego, co budowało go całe życie” – dodaje przyjaciel Andrea Pisano. Choć, jak mówi Anna, nie zawsze było łatwo, ponieważ w 2005 r. Filippo ciężko przeżył rozwód rodziców, to jej mąż czerpał siłę z Eucharystii, ze wspólnoty, w której wzrastał, z oratorium, które było jego drugim domem. Później praca z dziećmi w placówce stała się nawet jego pierwszym domem. Tam zostawiał swoje serce.

„Filippo miał zawsze na uwadze drugiego człowieka. Nikt przy nim nie czuł się pominięty” – podkreśla kobieta i przywołuje porównanie, jakiego użył ks. Fabrizo, opisując te trzy tygodnie jej męża: „Aby przygotować się na zimę, trzeba wcześniej zebrać drewno na opał. Nie można jednak tych przygotowań odłożyć na samą zimę. Drewno trzeba zgromadzić wcześniej. Filippo przez swoje życie przygotowywał się na ten trudny czas, który miał nadejść”. „Myślę, że Filippo bardzo wcześnie zrozumiał, że jest po prostu ukochanym dzieckiem Boga i to pozwoliło sprostać próbie, jaka na niego i na nas przyszła” – podsumowała Anna.

Filippo Gagliardi wskazał, w jaki sposób dobrze wykorzystać swoje życie, cieszyć się nim i dzielić radością wiary. Dziś jego świadectwo porusza wielu Włochów, tak jak świadectwa bliskich naszym czasom innych młodych ludzi: Chiary Corbelli Petrillo, młodej mamy, Carlo Acutisa, nastoletniego informatyka czy Matteo Fariny, których procesy beatyfikacyjne już się rozpoczęły.
ag

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię