Częste starcia studentów z użyciem szpad lub szabli znalazły swój wyraz w wieńczącym fontannę pomniku szermierza, od roku 1904 stojącym na Placu Uniwersyteckim i stanowiącym jeden ze znaków uczelni. Najstarszą polską korporacją studencką była Polonia, utworzona w 1816 roku właśnie we Wrocławiu. Jej dewiza brzmiała: „Omnia per Polonia!” (Dla Polski – wszystko!).
Trudny dla Polski rok 1861
Wrocławscy Polacy głęboko przeżywali wydarzenia, dotyczące ich ojczyzny. Każda z serii warszawskich demonstracji, krwawo tłumionych przez rosyjskie wojsko, miała swoje echo w mszach św. w intencji ofiar, odprawianych w kościołach św. Krzyża, św. Maurycego i Najświętszej Marii Panny (na Piasku), w murach której być może po raz pierwszy zabrzmiała wtedy pieśń „Boże, coś Polskę”. Jako dotkliwy cios przyjęto także śmierć wielkiego historyka i działacza niepodległościowego Joachima Lelewela i krótko potem – przywódcy Wielkiej Emigracji księcia Adama Czartoryskiego. Msze w ich intencji także wypełniły wrocławskie świątynie. Cykl złych dla Polski wydarzeń spowodował, że identyfikujący się z ojczyzną także nad Odrą zaczęli chodzić w żałobnych ubraniach. Na śmierć narodowych przywódców i dokonywane przez Moskali masakry trudno było cokolwiek poradzić. Latem 1861 doszło też jednak do wydarzenia, w którym ciosy zadane Polsce doczekały się mocnej odpowiedzi.
Lingwista – szowinista
W czasie wykładu z językoznawstwa profesor filologii klasycznej Rudolf Westphal wygłosił pogląd na temat zbieżności gramatyki ze zdolnościami posługującego się nią narodu do odgrywania znaczącej roli w świecie i w rozwoju cywilizacji. Jego zdaniem nacje germańskie, posługujące się językami stanowiącymi system logiczny i prosty, dowiodły swojej wyższości nad narodami np. słowiańskimi, których języki charakteryzują się skomplikowaną fleksją i deklinacją. Westphal posunął się nawet do stwierdzenia, że zbiorowość, używająca w swej mowie np. siedem przypadków z natury rzeczy muszą być skupiskami bałaganiarzy, niezdolnych do utrzymania własnej państwowości. Polscy studenci odczytali to jako potwarz, skierowaną pod adresem ich ojczyzny. Odpowiedzieli obszernym listem, pełnym faktów nie tylko z historii mocarstw i dziejów cywilizacji, ale także takimi np. argumentami, że w języku starożytnych Rzymian występuje sześć przypadków (a wraz ze szczątkowym miejscownikiem – siedem), sanskryt ma ich osiem a Węgrzy używają dwudziestu dziewięciu! Autorzy listu poprosili o ustosunkowanie się do ich argumentów na kolejnym wykładzie.
Westphal spowodował jednak, że do jego wykładu przed wakacjami nie doszło. Udało się jednak doprowadzić do spotkania poza murami uczelni. Profesor przybył na nie w towarzystwie kilku studentów z niemieckiej korporacji akademickiej. Z relacji o tym wydarzeniu wynika, że Westphal nie zamierzał się odnosić do argumentów, wymienionych w liście. Dążył natomiast do sprowokowania swych adwersarzy licząc na to, że odpowiedzą oni obraźliwie a wtedy któryś ze studentów niemieckich wyzwie przywódcę Polaków i całasprawa rozstrzygnie się w pojedynku. Trudno stwierdzić, czy przyczyną było podzielanieprzez młodych Niemców polskich argumentów czy ich obawa przed starciem z którymś z naszych rodaków. Faktem pozostaje, że żaden na żądanie satysfakcji się nie zdecydował. Niewykluczone, że także to było przyczyną rosnącej irytacji Westphala, który zamiast odpowiadać na naukowe argumenty swojego głównego dyskutanta obrzucił obelgami, wśród których padło stwierdzenie, że „i tak jest zbyt głupi, by mógł cokolwiek zrozumieć”. Polski student odpowiedział na to jednak bardzo spokojnie stwierdzając, że gdyby nie szacunek, jaki żywi dla godności każdego profesora uniwersytetu, wyzwałby go teraz na pojedynek. Nie mogąc swego rozmówcy wyprowadzić z równowagi Westphal prawdopodobnie sam wtedy stracił panowanie nad sobą, gdyż odpowiedział: „To ja cię wyzywam!”
Długo pamiętana nauczka
Sekundanci ustalili czas i miejsce, niemiecki profesor wybrał rodzaj broni. Sprawa natychmiast stała się we Wrocławiu sensacją, wielu zechciało śledzić przebieg tak niezwykłego wydarzenia. Jak się jednak okazało – zabrakło jednej ze stron pojedynku. Polski student oczekiwał na Westphala przez ustalone przez sekundantów pół godziny, po czym zgodnie sporządzili oni kilka egzemplarzy protokołu stwierdzającego, że „Rudolf Westphal jest człowiekiem obranym z czci i honoru”. Każde z tych oświadczeń podpisane zostało przez świadków oraz sekundantów obydwu stron a następnie dostarczono je redakcjom gazet, korporacjom akademickim, władzom uczelni i samemu Westphalowi. Władze uniwersytetu zakipiały oburzeniem i uważając, że swym zachowaniem profesor okrył uczelnię hańbą, natychmiast pozbawiły go stanowiska. Jak się wkrótce okazało, Westphalowi trudno było znaleźć dla siebie miejsce w całym królestwie Prus. Kilkanaście lat później udało mu się pojawić w charakterze wykładowcy Uniwersytetu Moskiewskiego.
We Wrocławiu wydarzenie to długo pamiętano i komentowano. Przez długi czas nikt też nie odważył się w podobny sposób narazić obrońcom dobrego imienia Polski.