Kulawa historia – Jerzy Pawlas

Racją stanu okrągłostołowej postkomuny jest nie-pamięć. Powszechna znajomość historii pozbawiłaby ją legitymacji społecznej. Tak więc, prawda historyczna to największy wróg. Nie można jej upowszechniać – ani w szkole, ani w mediach. Niech pozostanie przedmiotem akademickich sporów.

0
835

Rosyjskie bajania o II wojnie światowej (zresztą rozumianej jako tzw. wojna ojczyźniana 1941-1945), będące elementem imperialnej polityki historycznej, nie napotyka na odpór naukowców, nie mówiąc o mediach. Zarówno jednym, jak i drugim, uchodzi uwadze tragiczny paradoks, jaki ujawnił proces szesnastu (uprowadzonych do Moskwy 75 lat temu).

Oto stalinowski wymiar sprawiedliwości ukarał ich za walkę o niepodległość swego państwa, za nieuznawanie nasłanego „rządu lubelskiego” i wierność rządowi na uchodźstwie (n.b. uznawanego przez inne państwa, z wyjątkiem ZSRS). Ta Orwellowska konstatacja nadal pozostaje bez odpowiedniej refleksji. Nikt też nie wspomina – przy okazji defilady w Dniu Zwycięstwa – że w Wehrmachcie i SS służyło 400 tys. Rosjan.

Bajdurzyć o jakichś nazistach mogą tylko ignoranci, lub ludzie o złych (antypolskich) intencjach, realizujących niemiecką politykę historyczną i takież interesy. Oto już w 1922 roku gen. Hans von Seeckt precyzował – egzystencja państwa polskiego jest nie o zniesienia i nie do pogodzenia z życiowymi interesami Niemiec. Musi ono zniknąć i zniknie wskutek własnej słabości i za przyczyną Rosji z naszą pomocą. Jak widać, niemieckiego imperializmu (Drang nach Osten) nie warunkuje nazizm (naziści rządzą od 1933 roku), tak jak rosyjskiego imperializmu nie warunkuje komunizm.

W Czechosłowacji, utworzonej po traktacie wersalskim, Czesi byli mniejszością etniczną, co nie przeszkodziło im zająć Śląsk Cieszyński (wcześniej mieszkający tam Polacy opowiedzieli się za Polską) podczas wojny polsko-bolszewickiej, co zaaprobowały państwa zachodnie. Stan grabieży trwał do układu monachijskiego, kiedy to Czesi postanowili zwrócić Zaolzie, rzucając na Polskę odium niemiecko-polskiego rozbioru swego państwa. Nie bacząc na te okoliczności, polscy politycy licytują się w przepraszaniach „braci Czechów”. Ignorancja, polityczna poprawność, pedagogika wstydu – wszystko razem. Bo Francuzi, Anglicy, Włosi – sygnatariusze układu – nie przepraszali, nie mówiąc o Niemcach.

Stalinowskie „burzymurki” z Biura Odbudowy Stolicy niszczyły nadające się do odbudowy kamienice, by usunąć „burżuazyjno-kapitalistyczne” piętno Warszawy. W rezultacie miała ona utracić swą tożsamość. Stolica socjalistycznego państwa nie mogła nie mieć socrealistycznej architektury. Teraz warszawscy miłośnicy zabytków skierowali do IPN wniosek o uznanie „burzymurstwa” Wydziału Urbanistyki Biura Odbudowy Stolicy jako zbrodni stalinowskiej na Warszawie.

Z zadziwiającą konsekwencją obecny magistrat kontynuuje dawną politykę, Przebudowuje ulice, które zachowały przedwojenną zabudowę, projektuje szpalery drzew, zasłaniające zabytkowe obiekty. I w dziurawym stołecznym budżecie znajdują się na to pieniądze (np. wokół Domu Towarowego Braci Jabłkowskich – skwerek wypoczynkowy). Stołeczny magistrat nie ustaje w wysiłkach do realizacji brukselskiej ideologii posthistoryzmu (zacieranie tożsamości miasta), choćby przeciwstawiając się odbudowie Pałacu Saskiego.

Zamiast rewitalizacji zachowanej zabudowy, modernistyczne, dekonstrukcyjne glajszachtowanie. Zastanawiająca zaciekłość w zacieraniu śladów przeszłości, tak jakby miasto nie było ukamienowaną historią.

Potomkowie

W Warszawie nie powstało muzeum komunizmu, ale magistrat stara się – jak może – zrekompensować tę niedogodność mieszkańcom, zatrudniając byłych milicjantów, agentów służb specjalnych, jak również dzieci funkcjonariuszy partyjnych i milicyjnych. To postkomunistyczne panoptikum nie przeszkadza prezydentowi, który hojnie finansuje lewackie przedsięwzięcia. Zresztą esbeckie stowarzyszenie poparło go w wyborach prezydenckich.

Stołeczny magistrat, zwany po grubej kresce czerwonym dworem, z czasem stał się dworem homo-sześciokolorowym (bo tęcza – jak wiadomo – ma siedem barw), lansującym ideologię genderowo-elgiebetycką z uporem godnym lepszej sprawy. Wbrew konstytucyjnym zapisom, wbrew woli rodziców, wbrew tradycjom chrześcijańskim, w końcu wbrew społeczeństwu, chciałby demoralizować młode pokolenie już od przedszkola.

Wśród aktywistów – postępowych inżynierów społecznych – nie brakuje potomków peerelowskich komunistów, zresztą moskiewskich nasłańców. Opresyjna sztafeta pokoleń, okupująca polskie społeczeństwo wiecznie żywa. Właśnie stołeczna rada obniżyła o połowę fundusze Centrum Myśli Jana Pawła II na stypendia dla warszawskich dzieci i młodzieży.

Na szczęście, homo-sześciokolorowa stolica jeszcze nie zdominowała kraju. Lokalne samorządy przeciwstawiają się homo-dyktatowi. Podejmują uchwały o wolności od LGBT, przyjmują Kartę Praw Rodziny, apelują do organizacji i instytucji brukselskich o „uwolnienie UE od ideologii”. Czas pokaże, na ile działalność samorządów upowszechni się i uaktywni.

Nierozliczeni

Okrągłostołowe miłosierdzie pozwoliło komunistycznym funkcjonariuszom nie tylko bezkarnie przejść do wieczności (kładąc się na zasłużonych Powązkach), ale przedtem jeszcze zarobić, sprzedając dokumenty państwowe (uprzednio „sprywatyzowane”) do amerykańskich archiwów.

Do grubokreskowych anegdot przeszło powiedzenie premiera T. Mazowieckiego, gdy doniesiono mu o opaleniu bezpieczniackich dokumentów – powiadomcie o tym Kiszczaka. Tak zacierano ślady komunistycznych zbrodni. I do tej pory nie przeprowadzono dezubekizacji w wojsku (nie mówiąc o opublikowaniu aneksu do raportu z likwidacji WSI). Generałowie (zresztą szkoleni w GRU) bez żenady zajmują się polityką, wspomagają partie polityczne, prowadzą agitację antyrządową. To nie do pomyślenia w dojrzałych demokracjach.

Zajmowali się – jak mówili – wyłapywaniem bandytów, bo tak określali żołnierzy niepodległościowego podziemia antykomunistycznego, by później – w Polskiej Rzeczpospolitej Grubokreskowej – stać się ludźmi honoru, jak wspaniałomyślnie nazwała ich pewna gazeta środowiskowa aspirująca do monopolu opiniotwórczego.

W dodatku komuniści oskarżyli AK o antysemityzm, co miało usprawiedliwiać mordowanie patriotów. Zygmunt Bauman, major KBW, walczył więc z antysemitami, zanim stał się nauczycielem akademickim. Gdy zabrakło Kazimierza Ajdukiewicza, Tadeusza Kotarbińskiego, Władysława Tatarkiewicza – marksizm bałamucił kolejne pokolenia, płynnie przechodząc w neomarksizm (genderyzm), bo przecież uczelnie nie zostały ani zdekomunizowane, ani zlustrowane.

Wydaje się oczywiste, że oficerowie, którzy sprzeniewierzyli się polskiej racji stanu, powinni być pozbawienie stopni wojskowych, a nie tylko członkowie Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. To tylko symboliczny akt sprawiedliwości dziejowej, podobnie jak odebranie odznaczeń Virtuti Militari ludziom niegodnym tego orderu, z tow. W. Jaruzelskim na czele.

Tymczasem nie brakuje daleko idących, jak również bolesnych, przykładów zaniechań powinności dekomunizacyjnych czy lustracyjnych. Przecież „czerwone” uczelnie mogą być tylko „tęczowe”, i takież „młodzieży chowanie”. Zaś interwencja Franciszka Ziejki, byłego rektora UJ (dokumentacja w IPN), spowodowała, że krakowska kuria zrezygnowała z pochówku Janusza Kurtyki, ofiary katastrofy smoleńskiej, w panteonie narodowym, powstającym w podziemiach kościoła św. Piotra i Pawła.

Rocznice

Obóz koncentracyjny Auschwitz powstał w 1940 roku (dwa lata później obóz zagłady Birkenau) dla wyniszczenia polskiej warstwy przywódczej. Może wreszcie będzie dostatecznie eksponowane bohaterstwo (i człowieczeństwo) Maksymiliana Kolbe, Witolda Pileckiego, Stanisławy Leszczyńskiej. Może wreszcie nie będzie licytacji martyrologii poszczególnych narodów. I nie będzie wątpliwości, że były to niemieckie (nie nazistowskie) obozy koncentracyjne.

Wielkopolanie przez sto lat czekali na muzeum zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Na rocznicę Bitwy Warszawskiej nie tylko nie zburzono stalinowskiego pałacu kultury, ale nawet nie powstało skromniutkie upamiętnienie tego epokowego zwycięstwa (podobno z powodu pandemii). Co więcej, magistrat do tej pory nie zadbał o rekonstrukcję zabytkowej kamienicy – miejsca urodzenia ks. Ignacego Skorupki.

Resort kultury zapowiada wzniesienie ponad 30 instytucji muzealnych, w dziedzinach naszego dziedzictwa narodowego, dotychczas zapominanego, a więc muzea – Historii Polski, Kresów, Sybiru, Żołnierzy Wyklętych, Józefa Piłsudskiego, Rodziny Pileckich, Jerzego Popiełuszki. Nareszcie – nie da się ukryć tej refleksji. Stymulującym asumptem stała się setna rocznica odzyskania niepodległości. Do tej pory nie było ani takich możliwości, ani woli politycznej, niezależnie od kondycji finansowej państwa, jak również świadomości, że muzea odwiedza dwa razy więcej ludzi, niż instytucje sceniczne. I wreszcie – dawno oczekiwana – rehabilitacja zwalczanej przez komunistów (choć nie tylko) myśli narodowej, chrześcijańsko-demokratycznej przez powołanie Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I. J. Paderewskiego.

Pomniko-fobia

Młodzi amerykańscy wandale (jak widać niedouczeni) zdewastowali pomnik T. Kościuszki, który w testamencie przeznaczył sporą sumę na wyzwolenie i kształcenie czarnoskórych niewolników. Aprioryczne zarzucanie cywilizacji białych (także chrześcijaństwu) rasizmu ożywiło antyrasistowską pomniko-machię. Barbarzyństwo, którego nikt nie spodziewał się, tak jak cenzury filmów czy niszczenia miejsc kultu religijnego. Lewactwo wywołało wojnę cywilizacyjną, propagując aborcję, rozbicie tradycyjnej rodziny (jako opresyjnej), aprobatę LGBT.

Tymczasem w stolicy mamy już od dawno do czynienia z cywilizacyjnym wandalizmem. Deweloperzy burzą zabytki i chociaż państwo wygrywa potem spór przed Międzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym w Londynie, to np. po koszarach przy Łazienkach Królewskich nie ma już śladu, tak jak po parowozowni kolei Warszawsko-Petersburskiej. Propozycja Stanisława Karczewskiego, b. marszałka Senatu, była więc jak najbardziej na miejscu – powołać Muzeum Zniszczenia Warszawy, co wywołało sprzeciw ekipy R. Trzaskowskiego.

Po co muzeum czegoś, co było, gdy można w ogóle nie budować pomników. Sejmowa uchwała w sprawie upamiętnienia ofiar KL Warschau (pięć podobozów, ok. 200 tys. ofiar, po wojnie obóz NKWD) została podjęta przez aklamację. Do tej pory nie powstało jednak upamiętnienie-mauzoleum jako „mogiła nieznanego mieszkańca Warszawy”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię