Od roku 1980 Jacek rozpowszechniał niezależne wydawnictwa. Początkowo „Biuletyn Dolnośląski”, potem „Solidarność Dolnośląska” a następnie całe mnóstwo tytułów, wydawanych przez różne środowiska polityczne. Jacek miał własne, wyraziste poglądy, ale brał do kolportażu każdą prasę, ukazującą się poza zasięgiem cenzury. Uważał, że wszelka aktywność, wymykająca się spod kontroli władz, poszerza obszar polskiej wolności a trud każdej narażającej się na represje jednostki zasługuje na szacunek i wsparcie. Swoboda głoszenia poglądów była przecież jednym z zasadniczych celów, o które toczyła się walka. W warunkach stanu wojennego działalność Jacka oznaczała spotęgowanie ryzyka, lecz zaznaczyła się przede wszystkim coraz większą skalą i intensywnością. Praca zawodowa Jacka wiązała się z codziennym noszeniem teczek, pełnych profesjonalnej dokumentacji. Nieodłącznym ich składnikiem stały się, poukrywane w skoroszytach i mapach geodezyjnych, podziemne wydawnictwa. Ich paleta, jak zawsze, była bardzo szeroka, ale w coraz większym stopniu były to publikacje Solidarności Walczącej. Nie tylko dlatego, że mimo szczupłości swych środków organizacja Kornela Morawieckiego stawała się drukarskim gigantem. Pełna niepodległość Polski, obalenie komunistycznego systemu i wolność narodów, uwięzionych w sowieckim imperium to był zestaw celów, z którymi Jacek się utożsamiał. Jednym z owoców działalności, wraz z żoną Janką prowadzonej w stale rosnącym rozmiarze, był ważny ośrodek dystrybucji podziemnych wydawnictw, w części mieszczący się w ich własnym mieszkaniu.
Jacek był z wykształcenia prawnikiem i jego zawodowe kompetencje wiele razy bardzo się przydały nie tylko do obrony krzywdzonych. W starciach z reżimem na poziomie zakładów pracy przynosiły nawet zwycięstwa ludziom Solidarności. Np. w 1987 roku we wrocławskim Przedsiębiorstwie Transportowym Handlu Wewnętrznego doprowadził do przeprowadzenia rzetelnych wyborów do Rady Pracowniczej. Dzięki temu grupa działaczy NSZZ Solidarność nie została zwolniona z pracy. Sukces ten odbił się szerokim echem jako dowód możliwości wygrywania starć z komunistami, jeśli solidarnej postawie załogi towarzyszyć będzie umiejętne sięgnie do paragrafów, z których trzeba umieć korzystać.
Jacka poznałem w roku 1990 w niezwykłym miejscu, którym była wtedy pierwsza jawna siedziba Partii Wolności, czyli wychodzącej z podziemia Solidarności Walczącej. Ten lokal przy ul. Kotlarskiej stanowił wówczas istną mekkę konspiratorów, najczęściej do tego czasu osobiście się nie znających, choć przez szereg lat działających w tej samej organizacji. Mieszkałem wtedy w Obornikach Śląskich, gdzie dzięki zatrudnieniu na pół etatu w domu kultury miałem możliwość wykorzystywania sali dla spotkań dyskusyjnych na temat polskich spraw. Wraz z Rolandem Winciorkiem wielokrotnie gościliśmy tam Kornela Morawieckiego a także m.in. Antoniego Lenkiewicza, Stanisława Srokowskiego, Wojciecha Ziembińskiego. Bywał na tych spotkaniach też Jacek. To od niego wielu mieszkańców Obornik po raz pierwszy dowiadywało się o prawdziwym obliczu dokonywanej w Polsce transformacji. W tym o konkretnych przykładach zawłaszczania państwa i grabieży narodowego majątku. Uczestnictwo ludzi obdarzonych zaufaniem milionów Polaków w ciemnych interesach postkomunistów jest dziś powszechnie znaną, ponurą prawdą o pookrągłostołowej Polsce. 30 lat temu wielu nie potrafiło w nią uwierzyć. Dopiero po latach coraz częściej zdarzało się, że na obornickiej ulicy ktoś podchodził do mnie i mówił: „Teraz wiem, że ten prawnik, z którym było spotkanie w ośrodku kultury, miał rację, on mówił prawdę”.
Jacek był uczestnikiem wielu obywatelskich, patriotycznych inicjatyw. Odszedł od nas stanowczo zbyt wcześnie. Jego brak długo będzie bolesną stratą, bo należał do ludzi, których Polska bardzo potrzebuje a zarazem był barwną postacią, człowiekiem przyjaznym, ciepłym i zawsze gotowym służyć pomocą.