22 stycznia 2020 r. niewątpliwie przejdzie do historii parlamentaryzmu greckiego – 261 posłów z rządzącej Nowej Demokracji i opozycji zagłosowało za tym wyborem, zgłoszonym dosłownie kilka dni wcześniej przez premiera i szefa rządzącej partii, Kyriakosa Micotakisa. Dla ścisłości podajmy, że grecki parlament liczy 300 posłów, liczba symboliczna nawiązująca z pewną dozą megalomanii do sławnych 300 Spartan poległych w wąwozie termopilskim.
To, że prezydent w Grecji jest wybierany przez parlament, a nie w wyborach powszechnych świadczy o tym, że rola prezydenta jest właściwie tylko reprezentacyjna, co jest zgodne z konstytucją i polityczną rzeczywistością Grecji.
Głosowanie nad wyborem prezydenta wcale nie było przesądzone i nikt się nie spodziewał, że przejdzie tak zgodnie i gładko. Opozycyjna Syriza opowiadała się za ponownym wyborem dotychczasowego prezydenta Prokopisa Pawlopulosa, co oznaczało w praktyce przedłużenie cyklu głosowań, choć dzięki przyjętej niedawno nowelizacji konstytucji w kolejnych głosowaniach wystarczyłaby zwykła większość do przeprowadzenia wyboru. Micotakis jednak zaszachował opozycję i to tę lewicową, proponując kobietę, o której wiadomo, że jest wrażliwa na sprawy szeroko pojmowanej ekologii. Syriza oczywiście nie mogła sobie pozwolić na konflikt z organizacjami feministycznymi i ekologicznymi.
W depeszach prasowych podano niewiele informacji na temat samej osoby pani prezydent prócz tego, że jest prawnikiem, jest rozwiedziona i że lubi zwierzęta, bo ma dwa kotki.
Trzeba też przytoczyć tu jeden mniej znany fakt, który złamał całkowicie opór obecnej opozycji, czyli Syrizy. Otóż pani Sakellaropulu w październiku 2018 r. jako pierwsza kobieta została wybrana przez ówczesny rząd Syrizy na prezesa Sądu Najwyższego. Informacja ta może szokować w Polsce w kontekście politycznego sporu w sprawie reformy sądownictwa. W Grecji jednak jest ona oczywista, zgodna z greckim prawodawstwem. Artykuł 90. greckiej konstytucji mówi wprost, że prezesi trzech najwyższych sądów i ich zastępcy oraz prokurator generalny są wybierani przez Radę Ministrów na wniosek ministra sprawiedliwości. Później następuje ceremonia zaprzysiężenia przez prezydenta. A jaką wagę ma podpis prezydenta?
Cofnijmy się do roku 2019. Po majowych wyborach do parlamentu europejskiego i równocześnie odbywających się wyborach samorządowych, w których rządząca Syriza poniosła dotkliwą porażkę, premier Alexis Cipras postanowił ogłosić przedterminowe wybory, które wyznaczono na 6 lipca. Tymczasem 30 czerwca kończyła się kadencja przewodniczącego Sądu Najwyższego i jego trzech zastępców oraz prokuratura generalnego. W związku z wyborami opozycja, czyli Nowa Demokracja zwróciła się do rządu, by w okresie przedwyborczym wstrzymał się z istotnymi decyzjami politycznymi. Sytuacja przypominała rok 2015, gdy w Polsce nowo wybrany prezydent Andrzej Duda apelował do ówczesnej koalicji rządowej PO-PSL o niepodejmowanie działań, które mogłyby utrudniać funkcjonowanie przyszłego rządu. Jak wiadomo Platforma zignorowała apel prezydenta i na koniec swoich rządów wybrała dwóch „ponadwymiarowych” sędziów do Trybunału Konstytucyjnego, których zaprzysiężenia odmówił prezydent. Ciąg dalszy jest znany i toczy się do dzisiaj.
Podobny przebieg wypadków nastąpił w zeszłym roku w Grecji. Rząd Syrizy na tydzień przed wyborami wybrał „swoich” sędziów i prokuratora generalnego, a prezydent Pawlopulos, choć popierany przez Syrizę, odmówił ich zatwierdzenia. Po niecałych dwóch miesiącach nowy rząd Nowej Demokracji wybrał nowych sędziów i nowego prokuratora generalnego, których prezydent zatwierdził. Wokół całej tej sprawy toczyły się spory i kłótnie prawników głównie konstytucjonalistów i polityków wraz z towarzyszącą „burzą” medialną. Obecnie nikt tym się nie zajmuje i wszyscy zapomnieli o konflikcie może albo głównie dlatego, że konflikt rozegrał się wewnątrz kraju i nikomu nie przyszło na myśl, by go wynieść na zewnątrz. Nikt nie poprosił Komisji Weneckiej o radę czy przyjazd, a przecież z Wenecji do Aten jest dużo bliżej niż do Warszawy, nie zwrócono się też do „najwybitniejszego” autorytetu z Komisji Europejskiej, czyli Timmermansa. Opozycja nie oskarżyła rządu na forum europejskim o łamanie praworządności, jednym słowem poza Grecją, cicho sza!
Jak najbardziej polityczny wybór sędziów jest zagwarantowany konstytucją i nikt nie oskarża Grecji o dyktatorskie rządy. Zresztą greckim sędziom nie przychodzi do głowy, by protestować przeciwko takim regulacjom prawnym. Sędziowie greccy nie żądają też przyznania im immunitetu sędziowskiego. Tylko w zakresie sprawowania urzędu i orzecznictwa istnieje Wyższa Rada Dyscyplinarna, która może powziąć środki dyscyplinujące sędziów. W pozostałych sprawach sędzia traktowany jest – zgodnie z konstytucyjną równością obywateli – tak samo jak wszyscy inni. Gdyby na przykład sędziemu „przypadkowo” wpadło coś do kieszeni z półki sklepowej, to sędzia nie będzie się zasłaniał immunitetem, gdyż takowy nie istnieje, natomiast będzie odpowiadał przed sądem karnym, być może z „wolnej stopy”.
Temida ma zawiązane oczy by nie widzieć, czy stoi przed nią sędzia czy ktoś niewykształcony, ona ma wydać wyrok sprawiedliwy.