LEWONIEWSCY – Nikołaj Iwanow

Trudno w to uwierzyć, ale nasza polska historia jest na tyle powiązana z historią stalinowskiego Związku Sowieckiego, że na początku lat 20. w Kraju Rad traktowano Polaków jako swoistą gwardię Lenina. Działo się tak, mimo że w większości stanowczo odrzucili komunizm.

0
1041
Kłamstwa polityczne

Armia Czerwona doznała druzgocącej porażki pod Warszawą w 1920 roku, a KPP (Komunistyczna Partia Polski) zeszła do podziemia. Również w Związku Sowieckim uznano Polaków, obywateli sowieckich uznano za „piątą kolumnę”, za zdrajców i prowokatorów i w latach 1927-1938 przeprowadzono operację polską, ofiarami której padło co najmniej 200 tys. Polaków. Dziś opowiemy naszym czytelnikom historię, jak można było tę gehennę przeżyć.

Rok 1935. Stalinowski Związek Sowiecki

Jak stwierdza oficjalna propaganda komunistyczna, jest to rok stanowczego przełomu w budowie społeczeństwa socjalistycznego. Na wsi nareszcie przełamano opór kułaków wobec kolektywizacji. Na Syberię ciągną niezliczone pociągi z wysiedlonymi kułakami. Płacz ich dzieci słychać w całym kraju W miastach panuje strach przed wszechwładzą GPU-NKWD, a jednocześnie ludzi ogarnia entuzjazm budowy czegoś nowego, nieznanego, ale bardzo kuszącego. Przodownicy pracy raportują o ogromnych sukcesach w wykonaniu pięciolatki, liczba młodych i starych uczących się przekracza dziesiątki milionów, studenci gorączkowo dyskutują o kształcie przyszłej rodziny komunistycznej, zaprzeczającej wartościom chrześcijańskim. W urzędach stanu cywilnego wywiesza się listy nowych, rewolucyjnych imion dla nowonarodzonych dzieci. Najbardziej popularne jest WIL (Władimir Iljicz Lenin). Ulicami miast i wsi maszerują tysiące, setki tysięcy podnieconych partyjnymi sloganami komsomolców. Antyreligijnymi i militarystycznymi hasłami niszczy się świadomość chrześcijańską.

„Komsomolec na samolot” to prawdopodobnie najbardziej rozpowszechnione hasło wśród młodzieży sowieckiej tego okresu. Stalin przystąpił do budowy potężnej floty powietrznej, zdolnej odeprzeć każdy atak połączonych sił światowego imperializmu przeciwko władzy robotników i chłopów. I prawie każdy ma na ustach imię pierwszego sowieckiego pilota – stalinowskiego sokoła – Sygizmunda Aleksandrowicza Lewoniewskiego. Ludzie sowieccy mają jeszcze świeżo w pamięci „żelaznego Feliksa” (Dzierżyńskiego), symbol niezłomności bolszewickiej, więc nikomu nie przeszkadza polskie brzmienie nazwiska „pierwszego bohatera Związku Sowieckiego”. Lewoniewski jako jeden z pierwszych otrzymał najwyższe odznaczenie kraju (Bohater Związku Sowieckiego) razem z orderem Lenina i złotą gwiazdą bohatera.

Nikt prawie z zagorzałych wielbicieli wielkiego Sygizmunda nie podejrzewa, że ten nowy idol młodzieży sowieckiej ma wrogie pochodzenie (szlachta polska) i daleko mu do fanatyzmu komunistycznego. Do bolszewików trafił przez przypadek – chciał ratować rodzinę przed głodem. Był zafascynowany lataniem a nikt inny nie mógł zapewnić mu tak wielu możliwości bycia panem nieba. W dodatku „bożyszcze” komsomolców ma starszego brata, Józefa, kapitana Wojska Polskiego, najgroźniejszego rywala Armii Czerwonej – armii „Polski faszystowskiej”

W latach 1934-1937 imię Lewoniewskiego kojarzono z wielkimi osiągnięciami i rozbudową lotnictwa. Jego imieniem nazywano drużyny pionierskie i komsomolskie, jego portrety noszono na manifestacjach pierwszomajowych. Do dziś w ponad 40 miastach na terenie byłego Związku Sowieckiego zachowały się ulice, place, rejony miast noszące imie Lewoniewskiego. Są również linię energetyczne jego imienia, statki i wiele innych obiektów.

Bracia Lewoniewscy urodzili się w St. Petersburgu. Józef w 1898 roku, Zygmunt w 1902 roku. Rodzina Lewoniewskich (ojciec Aleksander i matka Teofilia z Biziuków) mieli rodowód szlachecki i pochodzili z Sokółki na Podlasiu. Do stolicy imperium przeprowadzili się w poszukiwaniu pracy i awansu społecznego. Rewolucja bolszewicka doprowadziła rodzinę Lewoniewskich na skraj nędzy. Aby ratować rodzinę młodszy z braci, zaledwie 15-letni Zygmunt zapisuje się do Armii Czerwonej, do tzw. „prodotriadu”. Na podstawie rządowego rozporządzenia rodziny żołnierzy „prodotriadów” miały prawo do kupowania żywności bez kolejki. Dzięki Zygmuntowi rodzina Lewoniewskich nie tylko uniknęła, ale też zgromadziła środki na powrót w 1919 roku do odrodzonej ojczyzny.

W Polsce Józef prawie natychmiast zapisuje się do Wojska Polskiego. W szeregach 1 Pułku Szwoleżerów walczy w bitwie warszawskiej.. W sierpniu 1920 otrzymuje przydział do grudziądzkiej Szkoły Podchorążych Kawalerii. Po jej ukończeniu, jako podchorąży, zostaje przeniesiony do 11. Pułku Ułanów, gdzie uzyskuje stopień podporucznika.

Zygmunta natomiast całkowicie pochłonął wir rosyjskiej wojny domowej. O losie rodziny dowiedział się dopiero kilka lat po wojnie. Przez prawie cały 1918 rok walczy w szeregach „prodotriadu”. Awansuje na dowódcę kompanii. W 1919 roku, mając zaledwie 18 lat dowodzi batalionem na froncie wschodnim w walce przeciwko białej armii admirała Kolczaka. Swą błyskawiczną karierę wojskową kończy w 1921 roku na stanowisku dowódcy pułku, walcząc przeciwko antysowieckim oddziałom partyzanckim na Kaukazie.

W życiu obu braci działy się rzeczy prawie niewiarygodne. Od dzieciństwa byli zafascynowani lotnictwem. Ich idolem był legendarny rosyjski lotnik Piotr Niestierow, który jako pierwszy na świecie wykonał pętle samolotem (pętla Niestierowa). Bracia trafili do szkół lotniczych. O ile starszy dostał się do szkoły bez przeszkód, młodszy musiał podrobić papiery i ukryć swe szlacheckie pochodzenie. Podał, że jego ojciec był zwykłym dozorcą domów, a matka krawcową. W roku 1921 przyjmują go do Czwartego Piotrogrodzkiego oddziału lotniczego. Jako zasłużony weteran wojny domowej obejmuje odpowiedzialną posadę szefa zaopatrzenia oddziału. Jesienią 1923 roku rozpoczyna zajęcia w wyższej szkole czerwonych lotników w Sewastopolu, specjalizującą się w przygotowaniu pilotów awiacji morskiej. A już w 1925 roku, jako jeden z najlepszych studentów, zostaje wykładowcą.

Józef kończy kurs wojskowej szkoły lotniczej w 1924 roku, uzyskując specjalność pilota i stopień porucznika. Szkolenie lotnicze kontynuuje we Francji. Po powrocie służy w Oficerskiej Szkole Lotniczej w Dęblinie jako pilot-instruktor. Rozpoczyna również karierę lotnictwa sportowego. W roku 1930 bierze udział w zawodach samolotów turystycznych Challenger. Ta pierwsza próba ustanowienia rekordów omal nie kończy się dla niego tragicznie. Jego samolot PWS-51 ulega katastrofie, na szczęście niegroźnej. Druga próba przynosi mu czwarte miejsce w III Krajowym Konkursie Awionetek. Zwycięzcami w tym Konkursie zostali Franciszek Żwirko i Stanisław Wigura.

Wkrótce Józef zaczyna marzyć o podróży samolotem dokoła świata. Opracowuje projekt przeróbki samolotu PWS-52 w celu przystosowanie go do lotów długodystansowych. Wykonuje lot dookoła Polski bez lądowania, pokonując 1755 km w 12 godzin 35 minut. Leci z Warszawy do Grecji i z powrotem (2700 km). Jednak stan techniczny samolotu zmusił go do dwukrotnego lądowania, mimo że miał dość paliwa. Z lotem dookoła świata również nie wszystko poszło, jak planował. Brak funduszy nie pozwalał wytwórni PWS na kontynuowanie prac nad modernizacją samolotu.

Po tragicznej śmierci Żwirki i Wigury w 1032 roku Józef Lewoniewski znalazł się w czołówce pilotów II Rzeczypospolitej, został swoistym następcą wielkich polskich lotników. Jednak nie było mu dane cieszyć się tym wyróżnieniem. 11 września 1933 roku jego samolot PZL-19 uległ katastrofie podczas próby pobicia światowego rekordu lotu długodystansowego dla samolotów turystycznych. Józef wraz z podpułkownikiem Czesławem Filipowiczem chcieli pokonać trasę Warszawa – Kazań – Swierdłowsk – Omsk – Krasnojarsk. Maszyna rozbiła się pod Kazaniem. Uroczysty pogrzeb Józefa Lewandowskiego odbył się na wojskowych Powązkach.

W 1934 roku Zygmunt wracając z wystawy lotniczej w Paryżu, uzyskał pozwolenie władz na złożenie kwiatów na mogile brata. Wtedy też się spotkał się z matką. W Związku Sowieckim była to rzecz bez precedensu. Utrzymywanie kontaktów rodziną za granicą mogło przynieść bardzo poważne konsekwencje. Jednak Lewoniewski powoli stawał się w ZSRR osobą nietykalną, pozwalano na wiele.

Celem polityki Stalina w latach 30. było stworzenie potężnej, nowoczesnej Armii Czerwonej, zdolnej stawić czoło armiom państw kapitalistycznych, a w sprzyjających okolicznościach podbić Europę i urzeczywistnić idee Lenina o stworzeniu Zjednoczonych Socjalistycznych Stanów Europy. Tymczasem w Armii Czerwonej, w okresie „wielkiego terroru” (lata 1937-1938) przeprowadzano czystki, wymordowano prawie całe jej kierownictwo. W dodatku tworzenie tej potężnej armii miało się dokonać w kraju biednym, dopiero odbudowującym się po zniszczeniach rewolucji i wojny domowej. Mimo to grabiono i bezlitośnie eksploatowano ludność kraju. Tragiczne doświadczenia głodu na Ukrainie w latach 1932-1934 stanowią jedynie mały epizod w polityce ujarzmiania własnego narodu w imię komunistycznych idei.

W celu uzyskania społecznego poparcia w dziele stworzenia mocnej Armii Czerwonej w roku 1925 roku władze sowieckie tworzą AVIACHIM (Towarzystwo Przyjaciół Lotnictwa i Obrony Chemicznej), przeorganizowany dwa lata później w ASOAVIACHIM (Towarzystwo Poparcia Obronności Kraju, w Budowie Lotnictwa i Wojsk Chemicznych). Znanym hasłem nowej organizacji było: „Ludu pracujący, buduj swą flotę lotniczą”. Symboliczną postacią Towarzystwa stał się Zygmunt Lewoniewski, Polak, pionier pierwszych długodystansowych lotów w Związku Sowieckim.

W odróżnieniu od starszego brata Zygmunt miał do dyspozycji prawie nieograniczone środki państwa sowieckiego, które bez względu na koszty dążyło do dominacji w lotnictwie światowym. Lewoniewski pierwszy odnisł wieki sukces w 1933 roku. Na pokładzie latającej lodzi wyprodukowanej w Stanach Zjednoczonych pokonał prawie 7000 km z Sewastopola do Chabarowska. W tym samym roku dokonał jeszcze jednego nadzwyczajnego wyczynu. Uratował amerykańskiego lotnika Jamesa Materna, który wyruszył w lot dookoła świata. Pod koniec wyprawy, w rejonie syberyjskiego miasta Anadyr jego samolot uległ awarii. Na prośbę rządu amerykańskiego w ZSRS rozpoczęto akcję ratunkową. Lewoniewski odegrał w niej ogromną rolę. Po znalezieniu Amerykanina poleciał z nim na Alaskę zupełnie nie znaną trasą. W Stanach powitano go niemal jak bohatera narodowego.

1934 rok przyniósł Zygmuntowi Lewoniewskiemu nowy tiumf. Za uratowanie ekipy sowieckiego statku polarnego „Czeluskin”. Odznaczono go najwyższą nagrodą państwa sowieckiego – Żłotą Gwiazdą Bohatera Związku Sowieckiego.

W styczniu 1935 roku Zygmunt Lewoniewski pisze list do Stalina, w którym podejmuje się lotu do Stanów Zjednoczonych przez Biegun Północny. Stalinowi spodobała się ten pomysł. Postanowił rozpocząć wielką kampanię propagandową, aby udowodnić światu potęgę lotnictwa sowieckiego. List Lewoniewskiego ukazuje się na lamach „Prawdy”.

Przygotowanie do tego lotu stało się jednym z najważniejszych zadań partii i państwa. Biuro Polityczne KC WKP(b) i rząd podjęły specjalną uchwałę. Na wyprawę przyznano ogromne środki. Andrej Tupolew, czołowy sowiecki konstruktor samolotowy, zmodernizował unikatowy w tym czasie jednosilnikowy samolot ANT-25, zaopatrzony w bardzo oszczędny silnik z wielką rozpiętością skrzydeł – 34 metry.

Start rozpoczął się 3 sierpnia 1935 roku. Początkowo wszystko szło doskonale, jednak nad morzem Barentsa do kabiny pilotów zaczął przedostawać się olej silnikowy. Lewoniewski wydał załodze rozkaz z powrotu. Drugi pilot, Bajdukow wspomina, że on chciał kontynuować lot, jednak Lewoniewski pistoletem wymusił na nim posłuszeństwo.

Po powrocie cała załoga (Lewoniewski, Bajdukow i Lewczenko) została zaproszona na Kreml. Stalin w obecności Mołotowa (prezes Rady Komisarzy Ludowych), Woroszyłowa (komisarz obrony) i Tupolewa (konstruktor generalny samolotu ANT-25) zapytał Lewoniewskiego o przyczyny niepowodzenia. I tu wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Lewoniewski mocno wzburzony oświadczył, że odmawia dalszych lotów na samolotach Tupolewa, którego uważa, za szkodnika. Po tych słowach Tupolew stracił przytomność i zastał odwieziony do szpitala. Stalin w odpowiedzi nazwał Lewoniewskiego bohaterem Związku Sowieckiego, bohaterem narodowym Ameryki. Zaproponował mu też wyjazd do Stanów Zjednoczonych i zakup samolotu odpowiedniego do wykonania misji polarnej.

1936 rozpoczął się dla Lewoniewskiego prawie dwumiesięcznym pobytem w Stanach Zjednoczonych. Wybrał samolot „Valti V-JAS”, bombowiec, startujący zarówno z wody, jak i z lotnisk naziemnych. Na nim ustanowił nowe rekordy. Pokonał trasę Los Angeles – San-Francisco – Wallen – Jakutsk – Swierdłowsk – Moskwa – w sumie 19,2 tys. km. Po wylądowaniu w Moskwie sam Stalin wysłał mu telegram powitalny następującej treści:„Bohaterowi Związku Sowieckiego pilotowi Lewoniewskiemu i nawigatorowi Lewczence. Braterskie pozdrowienie odważnym synom naszej ojczyzny! Gratuluje z okzaji wykonania historycznego lotu. Ściskam mocno wasze ręce. Józef. Stalin”. Nie trzeba dodawać, ze otrzymanie takiego telegramu wodza w okresie wszechobecnego terroru i strachu znaczyło więcej niż jakiekolwiek ordery.

Póki Lewoniewski kąpał się w sławie, inni sowieccy piloci pilnie zabiegali o to, z czego on zrezygnował. Na początku 1937 roku inny as sowieckiego lotnictwa, Walerij Czkałow po wielu staraniach uzyskał zgodę władz na zrealizowanie pomysłu Lewoniewskiego i przelot do Stanów Zjednoczonych przez Biegun Północny. Lot miał się odbyć zmodernizowanym samolotem ANT – 25, tak krytycznie ocenionym przez Lewoniewskiego. Był to niewątpliwie policzek wymierzony pierwszemu lotnikowi Kraju Rad. Aby uniknąć otwartego konfliktu z Lewoniewskim, Czkałow zaproponował mu objęcie funkcji pierwszego pilota tej wyprawy. Lewoniewski, jednak odmówił. Zamiast współpracować z Czkałowem postanowił udowodnić swoją wyższość w inny sposób.

W czerwcu 1937 roku Czkałow samolotem ANT – 25 pomyślnie wykonuje lot przez Biegun Północny do Stanów Zjednoczonych. Był to niewątpliwy triumf sowieckiego lotnictwa. Czkałow i członkowie jego załogi zostali powitani w USA, jak bohaterowie. W lipcu to samo zrobiła inna załoga z pierwszym pilotem Gromowym również samolotem ANT-25.

Lewoniewski jednak nie rezygnował z walki o miano pierwszego pilota ZSRS. Zaproponował Stalinowi lot do Stanów nie małym jednosilnikowym samolotem skonstruowanym specjalnie dla stawiania rekordów, lecz zupełnie nowym potężnym czterosilnikowym bombowcem DB-A konstrukcji Balchowitina. Sam konstruktor nie sprawdził jeszcze dokładnie samolotu i stanowczo odmawiał Lewoniewskiego ten lot. DB-A rzeczywiście był maszyną niezwykłą, mógł unieść 10 ton lądunku na wysokość ponad 7 km i 13 ton na wysokość 4,5 km. Były to rekordy światowe.

Przelot Lewoniewskiego tym gigantem, nazywanym SSSRH-209 miał otworzyć światu możliwość zorganizowania lotów komercyjnych z dużym ładunkiem na długich trasach, a także zademonstrować możliwości sowieckiego lotnictwa bombowego. Lewoniewski wziął na pokład kilka ton futer, spory ładunek złota (ponad 1 tonę), a także cenny obraz z kolekcji Ermitażu, jako prezent dla prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ogólna waga samolotu, wyniosła 35 ton. Było to o 2 tony więcej, niż przewidywała konstrukcja samolotu. Mimo to wystartował 12 sierpnia 1937 roku z lotniska w Moskwie. Załoga składała się z sześciu osób. Lądowanie zaplanowano w mieście Firbanks na Alasce. Początkowo wszystko szło bardzo dobrze, ale już na Morzem Barentsa zaczął wiać mocny wiatr. Lewoniewski próbował lecieć coraz wyżej, aby utrzymać zaplanowana prędkość. W południe 13 sierpnia samolot wprawdzie przeleciał nad Biegunem Północnym, ale na wysokości zepsuł się jeden silnik. Temperatura w kabinie pilotów spadła do minus 25, a potem do minus 35 stopni Celsjusza. Ostatni radiogram z pokładu samolotu otrzymano o godzinie 17:53. Lewoniewski informował o bardzo trudnych warunkach pogodowych…

Zygmunt Lewandowski znalazł miejsce spoczynku gdzieś na ogromnych przestrzeniach między Rosja a Alaską. Miejsca katastrofy do dziś nie znaleziono. Dziesiątki ekspedycji sowieckich, rosyjskich, amerykańskich i kanadyjskich zajmowały się poszukiwaniem samolotu. Bez skutku. Ostatnia wyprawa poszukiwawcza Rosyjskiego Związku Geograficznego odbyła się w 2013 roku. Szukają go również zawodowi poszukiwacze skarbów, bowiem na pokładzie znajdowało się ponad 1000 kg złota.

Zygmunt Lewoniewski zaginął wtedy, gdy największy stalinowski szef NKWD Nikołaj Jeżow podpisał słynny rozkaz 00495, nakazujący przeprowadzenie tzw. „operacji polskiej’. W kraju rozpoczęło się prawdziwe polowanie na Polaków, w którym zginęło około 200 tys. ludzi. Było to ludobójstwo. Czy Lewoniewski miałby szansę przeżyć to ludobójstwo? Czy był tak samo nietykalny jak naczelny prokurator ZSRS Andrzej Wyszyński i wdowa po „żelaznym Feliksie” Zofia Dzierżyńska? Wiemy, że mimo swych ogromnych zasług dla państwa sowieckiego Lewoniewski mógł być idealnym obiektem „operacji polskiej”. NKWD miało wystarczająco dużo, aby go zgładzić. Donosów na pierwszego stalinowskiego „sokoła” było bez liku. Oto jeden z nich, napisany przez Czkałowa i Bajdukowa:

Lewoniewski chce być absolutnym monopolistą przelotu przez Biegun Północny, zachowuje się z wyższością wobec innych. Nie ma zamiaru wejść w skład innej załogi. Ma bardzo złe zdanie o samolocie ANT-25 i kierownictwie naszego przemysłu samolotowego. Chwali technikę amerykańską, lekcewazy nasz przemysł i możliwości naszych ludzi”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię