Czy warto kupować złoto? – Adam Maksymowicz

Pod koniec listopada 2019 r., triumfalnie i zgodnie zabrzmiały komunikaty wszystkich najważniejszych krajowych mediów donosząc, że: „polskie złoto wróciło do Polski”.

0
698

To dobra wiadomość, wszak niejeden raz domagaliśmy się tego na łamach naszej gazety. Medialna euforia, a także relacje na ten temat samego prezesa NBP – Adama Glapińskiego, budzą podejrzenia, że nie wszytsko w pełni odpowiada prawdzie.

Przykładem niech będzie cytat z relacji Marty Glanz z 26.11. 2019 r. zamieszczonej na portalu Onet pl., pt., „Większość transportów skierowano do Poznania”:

„Zakończyliśmy procedurę sprowadzania naszego złota do kraju. W związku z tym mogę powiedzieć, że sprowadziliśmy złoto Polaków do domu –– poinformował szef NBP Adam Glapiński. Wartość sprowadzonego z Anglii kruszcu to 18 mld zł. Cała operacja została wykonana m.in. drogą lotniczą, przez lotniska w Poznaniu i Warszawie. W transporcie złota pomagała policja”.

Jak wynika z wszystkich komunikatów, do Polski sprowadzono z londyńskiego skarbca 100 ton złota. Trzeba jeszcze raz podkreślić, że to dobra wiadomość, uważam, że polskie złoto jest najbezpieczniejsze w Polsce. Pojawiają się jednak sugestie, że nie całe złoto zostało sprowadzono z Londynu do Polski. Gdzieś między wierszami można wyczytać informację, że trochę mniej niż tylko połowa złota powróciła do kraju. Ilustruje to poniższa wypowiedź: „Narodowy Bank Polski informował w lipcu br., że w latach 2018-2019 zasoby złota NBP wzrosły o 125,7 ton, do 228,6 ton. Dodano, że blisko połowa polskiego złota zostanie sprowadzona do kraju i będzie przechowywana w skarbcach NBP.

– Zakończyliśmy procedurę sprowadzania naszego złota do kraju. W związku z tym mogę powiedzieć, że sprowadziliśmy złoto Polaków do domu. Mamy tyle złota w rezerwach, ile inne uprzemysłowione i cywilizowane kraje – powiedział Glapiński”.

Pierwsza część tej wypowiedzi jest mobilizująca, ale deklaracja prezesa NBP jest przynajmniej niezrozumiała. Dlaczego mówi: „Zakończyliśmy procedurę sprowadzania naszego złota do kraju”? Jak to zakończyliśmy? Przecież w londyńskim skarbcu zostało jeszcze 100 ton naszego złota. Czyżbyśmy chcieli posiadać je tylko na papierze? Wszystko na to wskazuje.

Międzynarodowe zawirowania wokół polskiego złota

Bliższe przyjrzenie się sprawie zwiększenia się rezerw walutowych NBP w złocie, nie budzi zachwytu. Dotyczy to przede wszystkim naszych sojuszników. Oczywiście, otwarcie żaden z nich nie protestuje. Nie mniej jednak nagłówki światowych mediów finansowych, nie pozostawiają żadnych złudzeń. Pojawiają się tam „bezstronne” informacje, że na świecie złoto kupują tylko kraje terrorystyczne, takie jak: Iran, Rosja, Turcja i Chiny, a wśród nich pojawia się Polska. Oprócz Węgier tylko my w UE kupujemy złoto w setkach ton. To zdziwienie naszych sojuszników jest zrozumiałe. Wszak jesteśmy jednym z najważniejszych dla USA krajów w UE. Natomiast kupowanie złota na wolnym rynku jest przeciwne polityce Stanów Zjednoczonych. Ściślej to od 1944 r., tj. od międzynarodowej konferencji w Bretton Woods, na której postanowiono przyjęcie dolara jako pieniądza międzynarodowego, powiązanego z ceną złota. Okazało się, że wydatki USA na wojnę w Wietnamie były tak wielkie, że dla dolara nie udało się utrzymać stałego parytetu złota. Formalnie porozumienie z Bretton Woods przestało obowiązywać w 1971 r., przynajmniej co do stałej wymiany dolara na złoto. Pod tym względem globalny rynek walutowy wartość dolara pod względem rachunkowym nadal odnosił do ceny złota. Dlatego Stany Zjednoczone usiłowały przez kolejne lata utrzymać jak najniższą jego cenę. W tym celu zawiązywano nawet międzynarodowe porozumienia banków dotycząc wyprzedaży złota w sytuacjach, kiedy jego cena miała tendencje zwyżkowe. Jak wiadomo, nie do końca się to udało, gdyż od 1971 roku jego cena złota wzrosłą ok. 4000 proc.!

Niepowodzenia te nie zraziły USA do procedury zaniżania wartości złota przez jego wyprzedaż na wolnym rynku. Nie jest to wyprzedaż posiadanych zasobów, ale bieżącej produkcji. Pod tym względem wraz z Australią (drugi producent złota na świecie), własną produkcją (czwarty producent) i Kanadą (piąty producent) całe produkowane przez nich złoto w łącznej ilości ok. 700 – 800 ton złota rocznie podlega sprzedaży. Tyle samo kupują państwa sprzeciwiające się dominacji dolara na międzynarodowym rynku, na czele z Rosją i Chinami. Nic więc dziwnego, że polskie zakupy złota były entuzjastycznie komentowane w rosyjskich mediach.

Kłopoty prof. Adama Glapińskiego

Mimo że nabycie ostatnich 100 ton złota dla NBP odbyło się w połowie br., starania dla sfinalizowania operacji trwały już od dłuższego czasu. Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że zakup tak dużej ilości złota nie jest łatwy. Po wejściu do sklepu jubilerskiego czy mennicy można poprosić o uncję lub dwie tego metalu, i transakcja jest realizowana prawie natychmiast. Duże ilości złota trzeba wcześniej zamawiać przez wiarygodne podmioty i negocjować jego cenę, dając przy tym pewne gwarancje płatności w dolarach, bo na tym rynku tylko ta waluta jest akceptowana. Cała operacja jest dokonywana z powiadomieniem banków USA, które nadzorują wszystkie transakcje w tej walucie na świecie. O wszystkich, nawet najbardziej poufnych polskich staraniach, doskonale wiedziano w USA. Tam zaś, jak to wyżej uzasadniono, starania te uznano za nieprzyjazne dla tego kraju. Od tej chwili pan prof. Adam Glapiński zaczął mieć poważne kłopoty z kierowaniem NBP. Wytykano mu wszystkie nawet najmniejsze potknięcia w pracy.

Wystarczy zacytować tylko niektóre nagłówki krajowych mediów:

„Dwórki Adama Glapińskiego. Zadziwiające kariery w Narodowym Banku Polskim”, „Kaczyński skrytykował prezesa NBP. Chodzi o wysokie pensje w banku centralnym”. Dziesiątki, a może nawet i setki tego rodzaju materiałów ukazało się w polskich mediach. Wszystkie chwyty były dozwolone. Żądano dymisji Adama Glapińskiego. Nie doceniono jednak jego odporności na podobne kalumnie. Nikt nie mógł go odwołać, gdyż jego pozycja ma gwarancje konstytucyjne. Jedynie pod presją krytyki w rachubę wchodziła jego własna rezygnacja, a tego nie zamierzał uczynić, pomimo nacisków pochodzących z najwyższego szabla państwa. W rezultacie jego oporu awanturę wyciszono, a nieprzychylny USA europejski sektor finansowy doprowadził do sprzedaży Polsce owych 100 ton złota. Teraz dla zatuszowania nieprzyjemnej dla NBP awantury pochwalono się sprowadzeniem do kraju zakupionego złota, prawdopodobnie za pośrednictwem londyńskiej giełdy LME (London Metal Exchange), która obecnie jest własnością chińskiej firmy z Hongkongu, co zapewne ułatwiło tę transakcję.

Ta zniewaga….

Jest wielce prawdopodobne, że starania Polski o zakup złota w USA uznano za zniewagę, którą zamierzano pomścić, tak aby o podobnych działaniach więcej już nikomu nawet się nie śniło. Pierwszym krokiem na tej drodze była słynna ustawa 447 Kongresu Stanów Zjednoczonych o restytucji mienia po ofiarach holocaustu, którą prezydent Donald Trump podpisał 9 maja 2018 r.

Kolejną tego rodzaju decyzją była odmowa wcześniej zapowiadanego przyjazdu prezydenta USA do Warszawy na 75. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Oficjalnie zakomunikowano, że prezydent chce być z ofiarami zbliżającego się do USA tropikalnego tornado. Jak się później okazało akurat w tym czasie grał w golfa w swojej rezydencji.

Trzecim upokorzeniem Polaków było podpisanie wspólnej deklaracji 18 września br. Prezydentowi RP przedstawiono warunek jej podpisania na stojąco, podczas gdy Donald Trump przyglądał się temu, siedząc wygodnie w prezydenckim fotelu. Stało się to, mimo tego, że prezydent RP zapowiedział liczone w milionach USD opłaty za stacjonowanie wojsk USA w Polsce. Do ostatnich tego rodzaju reperkusji należą amerykańskie studia z zakresu III wojny światowej, które według nich mają zacząć się od nuklearnego bombardowania Wrocławia i Dolnego Śląska. To tylko niektóre z tych upokorzeń, których nie żałują nam nasi amerykańscy „sojusznicy”. Wydarzenia te można skwitować anglosaskim przysłowiem: „Jeżeli ma się takich przyjaciół, to wrogowie nie są potrzebni”.

Czy kupować złoto?

Zakupy złota w tonach mogą mieć nieprzyjemne konsekwencje, o czym przekonał się prezes NBP. Na mniejsze zakupy nie zwraca się uwagi, pod warunkiem, że nie są one dokonywane w skali masowej. Na dokonujących je klientów nakładane są przez USA sankcje gospodarcze oraz wywierana jest polityczna presja w celu zaniechania gromadzenia złota. Jednak posiadanie złota w cągle niepewnych czasach zbliżającego się globalnego załamania gospodarczego jest swoistym ubezpieczeniem finansowym. I taki był cel zwiększenia polskich rezerw finansowych w złocie. Sygnałem dla takiego postrzegania rynku jest decyzja Nowojorskiej Giełdy z 27.11.br. o sprzedaży po 3,5 USD prawa do zakupu uncji złota po 4 000 USD w 2021 r. Obecna cena wynosi 1462 USD za uncję (29.11.br.).

W tej sytuacji niech każdy sam odpowie, czy warto kupować złoto.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz swój komentarz!
Proszę wpisać tutaj swoje imię