Podobnie jest w przypadku rywalizacji miast. Pilny obserwator zauważył zapewne, że od wielu już lat współzawodniczą ze sobą Wrocław i Gdańsk. W przeszłości to jedno to drugie brało górę. Dziś palmę pierwszeństwa dzierży Gdańsk i wszystko zapowiada, że raczej długo jej nie odda.
Polityczna reprezentacja
W ściganiu się stolic Wybrzeża i Dolnego Śląska są dwie wiodące dziedziny: polityka i afery. Gdańsk w oczywisty sposób dominuje obecnie. Bezapelacyjnie w polityce, a i w aferach robi się coraz silniejszy. Premier – Donald Tusk, szef jego Kancelarii – Tomasz Arabski, marszałek Senatu – Bogdan Borusewicz, najbliższy doradca premiera w sprawach ekonomicznych – Krzysztof Bielecki, to polityczna reprezentacja Gdańska.
Do niedawna tę nierównowagę nadrabiał w jakiejś mierze Grzegorz Schetyna, dzięki swojemu marszałkowaniu w Sejmie. Wzmocniony ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim Wrocław się bronił. Tym bardziej, że pozycja Schetyny w rządzącej partii była stosunkowo silna, choć nie był już numerem dwa w Platformie jak onegdaj.
Dziś co zostało? Symbolicznie minister kultury. Po ostatnich wyborach parlamentarnych Tusk rzucił Schetynie jakieś resztki jadła z pańskiego stołu, w postaci funkcji przewodniczącego sejmowej komisji zagranicznej. Zrobił to, licząc prawdopodobnie, że podczas jednej z licznych podróży poselskich, Schetyna zdecyduje się zostać na stałe za granicą i tym sposobem premier pozbędzie się kłopotliwego rywala.
Wrocławskie aferalne asy
Jeszcze dwa tygodnie temu można było mówić o przewadze Wrocławia, jeśli idzie o afery. Przekupni sędziowie, afera hazardowa z Ryszardem Sobiesiakiem i Zbigniewem Chlebowskim, z niejasną rolą Schetyny w tle. Zatrzymanie przez CBA członków zarządu spółki Netline Group w związku ze śledztwem w sprawie korupcji przy przetargach MSWiA na sprzęt i usługi teleinformatyczne. Wyglądało na to, że przy takim uderzeniu Gdańsk zostaje daleko w tyle. Przynajmniej pod tym względem.
Gdańska przebitka
Niedoczekanie Wrocławia. Ziemia gdańska wydała z siebie „Biznesmena Roku”, Marcina Plichtę, właściciela firmy Amber Gold oraz taniej linii przewozowej samolotami OLT Express. Młody biznesmen, nie przejmując się kilkoma wyrokami więzienia w zawieszeniu, uruchomił firmę niezwykle przemyślną. Nawiązywała ona do tradycji warszawskiej, czyli pomysłu Lecha Grobelnego i jego Bezpiecznej Kasy Oszczędności.
Zgodnie z obietnicami Marcina Plichty, każdy kto przekaże mu pieniądze na lokatę, po roku dostanie je z powrotem z dużym zyskiem. – Im większą kwotę powierzysz Amber Gold, tym większy będzie twój zysk – zapewniał naiwnych Plichta. We Wrocławiu nikt tego nie wymyślił. Zgoda? To, kto jest lepszy?
W Gdańsku finansiście wolno więcej
Ponadto we Wrocławiu przedsiębiorczy młody człowiek, który miał już kilka wyroków w zawieszeniu za oszustwa i wyłudzenia pieniędzy z banków, mógłby nie dostać zgody na prowadzenie działalności finansowej. W Gdańsku obowiązuje jednak lokalne prawo. I takie drobiazgi nie mogą być przeszkodą dla człowieka, który w swojej firmie chce zatrudnić syna premiera, albo współfinansować film Andrzeja Wajdy o narodowym bohaterze Lechu Wałęsie.
Futbolowe przepychanki
– To wszystko prawda, ale przecież mamy przewagę w piłce nożnej. Gdańska drużyna omal nie została zdegradowana do niższej klasy, a my zdobyliśmy mistrzostwo Polski! – usłyszałem krzyk lokalnego patrioty wrocławskiego.
– Zastanów się dobrze, zanim coś głośno powiesz – odparłem. Kto gra w Polsce lepiej w piłkę nożną niż pewien znany gdańszczanin?