Rachuby mocno przesadzone
Niestety, koniec rządzenia Platformy, nie nastąpi szybko. To moja prognoza. Optymistyczne rachuby dużej części polityków opozycji i wielu publicystów, że już wkrótce PO zostanie odsunięta od władzy, mogą okazać się mocno przesadzone. Ostatnie tygodnie wzmocniły nadzieje rozsypania się koalicji PO-PSL, konieczność przeprowadzenia nowych wyborów. Są tacy, którzy już widzą wyraźne zwycięstwo PIS, dające nawet możliwość samodzielnego rządzenia. A więc bez koalicyjnego partnera, za którego niekiedy trzeba płacić wysoką cenę. Tak jak w 2007 roku zapłacił PIS za mariaż koalicyjny z „Samoobroną”, a teraz wydawało się zapłaci PO za PSL.
Co mogłoby się ujawnić
Donald Tusk wie dobrze, że posiadanie władzy (a w jego przypadku praktycznie mamy do czynienia z jedynowładztwem) jest zbyt słodkim stanem, by ryzykować jego utratę. Prawdopodobnie szczegółowe kontrole prowadzone przez policję, prokuraturę, NIK sprawdzające jak głęboko sięgają patologiczne układy PSL i jak szeroki zataczają krąg, musiałoby zakończyć się rezygnacją PO z dalszej współpracy z tą partią. Pewnie obraz, jaki by się z dokładniejszych badań wyłonił, byłby jednym z najczarniejszych fragmentów naszej rzeczywistości.
Oczywiście jest on nieporównywalnie łagodniejszy i kosztujący naszą gospodarkę wielokrotnie mniej niż uwłaszczenie się partyjnej nomenklatury na początku lat 90, ale o tym ostatnim zamachu na własność państwa i ponoszone do dziś straty, już nikt nie pamięta.
Za to aktualnie ujawniona na taśmach Serafina „samopomoc chłopska” jako rzecz całkowicie świeża, jeszcze pachnąca, a ponadto związana z władzą polityczną, wywołuje naturalny, społeczny odruch potępienia.
PSL chodzi na uwięzi, dopóki musi, dotąd póki jest to dla niego korzystne. Odepchnięty karnie od władzy, mógłby się odwinąć i ujawnić światu zakulisowe gierki PO, stopień korupcji i nepotyzmu panujących w jej szeregach oraz manipulacje polityczne związane ze sprawą smoleńską. Pewnie chętnie by to ludowcy zrobili, choćby po to, by wkupić się w łaski następnego zwycięzcy wyborów. Wnieść mu w wianie całkiem interesujący bicz na PO.
Zgoda bez targów
Tuskowi ani w głowie podejmowanie niebezpiecznego ryzyka i stawianie PSL zbyt wysokich wymagań etycznych a nawet prawnych, jeśli idzie o korzystanie z wielorakich możliwości, jakie stwarzają przywileje władzy. Dlatego też bez żadnych targów z Waldemarem Pawlakiem zgodził się na Stanisława Kalembę wysuniętego przez PSL jako następcy Marka Sawickiego w roli ministra rolnictwa, choć z początku mruczał niby niezadowolony, że syn kandydata pracuje w Agencji Rynku Rolnego, podległej resortowi rolnictwa, czyli w skrócie PSL.
Żeby praca syna nowego ministra nie kłuła w oczy, stanęło na tym, że na czas kierowania ministerstwem rolnictwa przez Kalembę, jego syn odejdzie z Agencji.
Czy Tusk junior odejdzie?
Przy tej okazji w młodzieżówce PO pojawiła się nowa melodia. Czy wróży istotną zmianę w mentalności młodych działaczy, która ma szansę stać się normą, nie wiadomo. Ale brzmi zachęcająco.
Zaplecze polityczne Platformy domaga się, aby syn Donalda Tuska odszedł z pracy na lotnisku gdańskim, zarządzanym przez lokalny samorząd, w pełni podporządkowany PO. Syn Tuska został tam przyjęty bez konkursu, jako wybitny fachowiec, ponieważ przez jakiś czas pisał o problemach lotniska w lokalnym, gdańskim dodatku do „Gazety Wyborczej”. – Teraz już wiadomo, gdzie zdobywać kwalifikacje zawodowe – można by sarkastycznie zauważyć.
Jak znam życie, czystość wewnętrzna młodych działaczy jest pielęgnowana do momentu otrzymania pierwszej politycznej funkcji.
Niemniej jednak, ciekawe, czy Tusk junior odejdzie z lotniska. Bo jeśli idzie o jego tatę, to jedynie trzęsienie ziemi w najbliższym dziesięcioleciu mogłoby go ruszyć ze stanowiska premiera. Nie każdy felieton ma wesołe zakończenie.
Jerzy Jachowicz